Próbne odejście "w automacie" - niestety 6 kwietnia 2010...
Próbne odejście "w automacie" - niestety 6 kwietnia 2010...
barbie barbie
1006
BLOG

Smoleńsk - teorie, hipotezy przed rocznicą...

barbie barbie Rozmaitości Obserwuj notkę 40

Tradycją już jest, że niektórym Polakom bardzo trudno się ze sobą dogadać. „Sekta Smoleńska” jest tego najlepszym przykładem. Mamy więc „podgrupę maskirowki”, która jest oczywiście wyszydzana przez zwolenników teorii „zamachowo-wybuchowej”, a którą z kolei nie zgadzają się wyznawcy hipotezy, że to „Ruskie kacapy” naprowadziły znakomitych (bo wojskowych) pilotów na śmierć.

Wyraźny stał się również antagonizm pomiędzy „zaciągiem polonijnych specjalistów” a osobami, które wcześniej poświęciły sporo czasu i wysiłku analizie możliwych przyczyn katastrofy.

Prowadzi to do wręcz humorystycznych sytuacji. Oto na przykład Pan M. dołącza (w rozmowie ze St.Żarynem) do grona zwolenników zderzenia z brzozą. Co prawda na razie nie „pancerną”, a jednak stwierdza:

„Brzoza nie została złamana na 5 metrach, jak twierdzi pan Jerzy Miller i pani Anodina, ani na 6,5, ani na 7,5 - jak podawała potem prokuratura, tylko metr od czubka. Tak wynika z zapisów pierwszego protokołu oględzin miejsca katastrofy stworzonego przez Rosjan zaraz po tragedii. Ten materiał jest dowodem w śledztwie, a jego wiarygodności nikt nawet nie podważał.”

A przecież dotychczas w ZP obowiązywała teza, że samolot przeleciał nad brzozą! Sam Pan M. twierdził, że to „bezsporny i udowodniony fakt”. Wywiad jednak kończy się stwierdzeniem:

”Co więcej, wiemy, że słynna pancerna brzoza nie miała żadnego związku z tą tragedią.” Oznacza to ni mniej ni więcej, że samolotem można bez żadnych konsekwencji „latać po krzakach”. Wydawało mi się, że określenie Tu-154M-T (Tartacznyj) do za daleko posunięta kpina – a jednak chyba nie.

Czekam więc na dalszy rozwój wypadków – bo „bezsporne i udowodnione fakty” zmieniają się jak w kalejdoskopie.

Nowa (która to już) teza Pana M. brzmi:

„On (magnetofon z Jaka) może potwierdzić hipotezę pułapki, zastawionej na rządowy samolot lecący do Smoleńska. W tę pułapkę próbowano wciągnąć samolot Tu-154M. Jednak wiemy, że mjr Arkadiusz Protasiuk nie dał się w tę pułapkę wciągnąć.”

Pułapką ma być wydane podobno zezwolenie do zejścia na wysokość 50 m. Co wobec tego ze słynną wypowiedzią „Sprowadzaj do 100 m i bez dyskusji!”. Nieaktualne? 50 to nie 100 – trudno się pomylić. A poza tym – pilot znał swoje minima... Podobno zresztą powiedział „Odchodzimy na drugie” w odpowiednim momencie (tak przynajmniej twierdzi IES).

Do specjalistów ZP dołączył nowy polonijny ekspert – tym razem z Kanady. Co najgorsze w wywiadzie dla „Naszego Dziennika” powiedział:

„Rekonstrukcja wraku nie zawsze jest wymagana, choć jest bardzo pomocna.”

Szybko się jednak zreflektował i dodał: „W tym wypadku rekonstrukcja była koniecznością. Z dwóch względów. Po pierwsze, mogłaby obalić lub potwierdzić teorię o wybuchu na pokładzie samolotu, po drugie, mogłaby wykazać, dlaczego samolot rozpadł się na tyle części na tak miękkim podłożu.”

Wracamy więc do tezy, że im miększe podłoże tym bezpieczniej. Ciekawe, dlaczego samoloty rozbijają się o wodę, która jest przecież znacznie „miększa” od błota?

Symptomatyczne, że tak dużą aktywność w „wyjaśnianiu” (a raczej zaciemnianiu) katastrofy w Smoleńsku wykazują „krajowcy dewizowi”. Wiem, wiem, polscy naukowcy są zastraszeni przez „układ”.

Oprócz wypowiedzi mających przynajmniej pozorować racjonalny tok myślenia i prezentować rzeczowe (przynajmniej w przekonaniu osób, które je głoszą) argumenty doszliśmy do metafizyki i samego Szatana. Taką „teorię” zaprezentowano nam ostatnio także na „Salonie”. Dalej pójść już chyba się nie da. O wywiadzie samego Prezesa nie chciałbym wspominać i po prostu przesłonić go „zasłoną miłosierdzia”. Trudno myśleć racjonalnie po stracie w takim wypadku najbliższej osoby.

Świadczy to o tym, jak bardzo potrzebna jest dyskusja nad „katastrofą smoleńską”. Podgrzewanie atmosfery wokół tej tragedii jest kluczem do „panowania nad ludem” - a przynajmniej nad jego sporą częścią. Potwierdzają to wyniki różnych sondaży z cyklu „kto wierzy w zamach?”. Mam znajomą, która uważa, że w Smoleńsku dokonano zamachu. Gdy pytam ją - „załóżmy, że to prawda - no ale kto dokonał zamachu?” odpowiedź jest raczej mało konkretna - „no, jak to kto – ONI!”. Gorzej jest ze zdefiniowaniem onych „ONYCH”. Proszę zwrócić uwagę, że podobną „taktykę” stosują także prominentni przedstawiciele „sekty smoleńskiej”. Jeśli w Smoleńsku był zamach (a transparentów z takimi napisami przy różnych okazjach pojawia się dostatek) to powstaje oczywiste pytanie o jego sprawców i rozsądne żądanie ich ukarania. Tak jak po chętnie wspominanym przez „sekciarzy” przypadku „Lockerbie”. Ale tym jakoś nikt się nie zajmuje. Chodzi więc o to, aby ciągle grzebać w ognisku – ale nigdy ognia nie zgasić, ani go zbytnio nie rozpalić. Tylko w takiej atmosferze można liczyć na zainteresowanie opinii publicznej. Zakończenie sprawy (z jakimkolwiek rezultatem) po prostu by ją zakończyło. I ognisko zwyczajnie samo by zgasło...

Przerażający jest jednak fakt oddania pola przez Rząd Polski i ekipę Donalda Tuska. Zapewne liczyli na to, że „sprawa przyschnie” i uda się nic nie robić. W końcu „zwyczajnych ludzi” interesuje według tych panów tylko „haratanie w gałę”, przecież „ten motłoch” dostał igrzyska (EURO 2012) – a więc powinno „przyschnąć”. Ale jakoś nie chce – a nasza WAAADZA nie przygotowała „planu B”. Trudno zresztą go mieć, jeśli uważa się Naród z zbiorowisko idiotów. Montowanie obecnie jakiegoś „kontr-zespołu”, co zapowiedział dziś na swej konferencji Premier to spóźniona i z góry skazana na porażkę inicjatywa. Pan M. oraz jego Zespół oraz wspomagający go „zaciąg polonijny” mogą szaleć do woli.

Podobnie „planu B” nie przygotował sobie Dowódca Tu-154M w Smoleńsku. Postanowił, że „odejdziemy w automacie”, bo przecież taki manewr wykonano próbnie 6 kwietnia (zał. rysunek) i wszystko poszło „jak trzeba”. Za późno więc przeszedł do realizacji „planu B” - czyli przejścia na ręczne sterowanie. Przypomina się mi opowiadanie „Ananke” nieodżałowanego wizjonera St.Lema...

barbie
O mnie barbie

Nazywam się Tomasz Barbaszewski. Na Świat przyszedłem 77 lat temu wraz z nadejściem wiosny - była to wtedy niedziela. Potem było 25 lat z fizyką (doktorat z teoretycznej), a później drugie tyle z Xeniksem,  Uniksem i Linuksem. Dziś jestem emerytem oraz bardzo dużym wdowcem! Nigdy nie korzystałem z MS Windows (tylko popróbowałem) - poważnie! Poza tym - czwórka dzieci, już szóstka! wnucząt, dwa koty (schroniskowe dachowce), mnóstwo wspaniałych wspomnień i dużo czasu na czytanie i myślenie.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (40)

Inne tematy w dziale Rozmaitości