barbie barbie
925
BLOG

Komu służą "hipotezy zamachowe"?

barbie barbie Rozmaitości Obserwuj notkę 65

Prawo rzymskie radziło stosowanie zasady „Czyja korzyść – tego wina”. Jest to niewątpliwie pragmatyczne podejście, lecz warto wziąć także pod uwagę, że działania ludzkie mogą być inspirowane w celu uzyskania przez stosunkowo niewielkie, lecz wpływowe grupy korzyści dla siebie. Często uderza się przy tym w bardzo „wysokie tony” i powołuje się na „dobro publiczne” oraz podkreśla własną bezinteresowność. Warto się jednak przyjrzeć, kto tak naprawdę uzyska w wyniku tych inspirowanych działań uzyska korzyści i na czym te korzyści będą polegać.

Czy głoszenie różnych fantastycznych hipotez związanych z katastrofą smoleńską przynosi komuś korzyści? Oczywiście zarówno zwolennicy „teorii zamachowych” jak i słynnej „maskirowki”, która miała się rozpocząć już na warszawskim Okęciu głośno deklarują, że chodzi im jedynie o prawdziwą prawdę. Zapytajmy jednak, kto w wyniku tych działań uzyskuje korzyści? Otóż nikt rozsądny nie zaprzeczy, że zajmowanie się zamachami i „maskirowkami” odwraca uwagę od rzeczywistych przyczyn katastrofy – a co może dla wielu najważniejsze od osób, które są za nią odpowiedzialne. Jeśli tylko ktoś śmie zwrócić na to uwagę wytaczane są przeciwko niemu najcięższe działa. Z punktu widzenia zainteresowanych jest to słuszne, gdyż obawiają się oni prawdziwego i obiektywnego śledztwa. Dlatego właśnie przyjęto taki – a nie inny sposób „dochodzenia do prawdy”. Z jednej strony najpierw przedstawiciele Polski zgadzają się na wykorzystywanie procedur cywilnych – a potem twierdzimy, że to był lot wojskowy i powołujemy specjalną komisję KBWLLP, w której bardzo znaczący głos mają przedstawiciele lotnictwa wojskowego. Początkowo przewodniczącym podkomisji lotniczej była osoba odpowiedzialna za bezpieczeństwo lotów w Marynarce Wojennej, były pilot śmigłowców rodziny Mi14, którą później zastąpił pilot samolotów szturmowych Su22, osoba znana w środowisku z dość „lekkiego” traktowania zasad bezpiecznego latania, a pomimo to zatrudniona w Inspektoracie MON ds. Bezpieczeństwa Lotów. Wiceprzewodniczącym KBWLLP został szef Inspektoratu MON ds. Bezpieczeństwa Lotów – a więc osoba bezpośrednio odpowiedzialna za bezpieczeństwo w lotnictwie wojskowym RP! Czy może być lepszy przykład prowadzenia śledztwa we własnej sprawie?

Pech, że stosunkowo niedawno ukazała się książka byłego pilota śmigłowców morskich Roberta Zawady „Związane skrzydła”. Czyżby publikacja tego pamiętnika był powodem zmiany na stanowisku przewodniczącego „podkomisji lotniczej” KBWLLP? Warto ją przeczytać, aby poznać choćby tylko pobieżnie „pragmatykę służbową” obowiązującą w lotnictwie morskim RP. Oto fragmenty tylko dwóch fachowych recenzji:

„Jedyną perfekcyjnie przygotowaną rzeczą jest robota papierkowa – lecz, niestety, robiona na lewo, jak na przykład statystyki lotów. Z powodu katastrofalnych wręcz oszczędności, wiecznie brakuje paliwa. Mimo to istnieją naciski z góry, by, wbrew logice, w papierach wszystko się zgadzało… i faktycznie się zgadza. Hipokryzja startuje na najwyższym poziomie i stopniowo schodzi na sam dół.” (Artur Jabłoński, Przegląd Morski),

„Polska groza w przestworzach To byłaby bardzo śmieszna książka, gdyby jednocześnie nie była tak przerażająca. We wspomnieniach byłego pilota Marynarki Wojennej (dziś kapitana rezerwy) polskie lotnictwo wojskowe jawi się jako połączenie skeczów grupy Monty Pythona z jakimś depresyjnym splotem zbrodniczej głupoty i złej woli.” (Piotr Gociek, Rzeczpospolita).

Niestety, również moje kontakty z wojskiem potwierdzają, że jednym z najważniejszych zadań w jednostce należy przygotowanie przez kantynę mocnego żuru, który ma być dostępny od samego rana następnego dnia po pokazach, inspekcjach czy innych podobnych imprezach. Rekomenduję ten sposób – dość dobrze działa, choć oczywiście „zawartości procentów” nie zmniejsza.

Tradycje „Dzielnego Wojaka” podtrzymują w Polsce nie tylko „szwejkolodzy” p. Mazana.

Komu więc służą niekończące się dyskusje i tworzone hipotezy i „teorie” na temat katastrofy w Smoleńsku? Odpowiedź jest prosta – w pierwszej kolejności odsunięciu jakichkolwiek podejrzeń i wątpliwości od osób odpowiedzialnych za bezpieczeństwo w polskim lotnictwie wojskowym! Wbrew pozorom właśnie temu służyło rzucenie podejrzeń na nieżyjącego Śp.Generała Andrzeja Błasika. Gdy okazało się, że nie udaje się zrobić z Generała przysłowiowego „kozła ofiarnego” zdecydowano się na rozwalenie 36 SpecPułku – tak jakby całe zło koncentrowało się jedynie w tym pułku, a poza tym wszystko było w najlepszym porządku, bezpieczeństwo lotów całkowite i wzorowe... Przecież jak dotychczas, pomimo że omal nie zginął Premier RP (w śmigłowcu wojskowym), zginęli dowódcy lotnictwa w CASIE oraz ginęli (co najgorsze bez sensu) piloci wojskowi wszystko udawało się „zagwazdrać” - co najwyżej po wielu latach „rozpatrywania sprawy” dochodziło do umorzenia ze względu na działania "znikomo szkodliwe społecznie". Drobiazg – dla fanaberii oraz chęci popisania się podczas defilady na skutek działań „naczalstwa” zginęli doświadczeni piloci wojskowi. Oczywiście, przyczyny to jak zwykle „siła wyższa” lub „Sąd przypomniał, że jednoznacznych przyczyn katastrofy nie ustalono” no i „po zebraniu kolejnych opinii biegłych sąd rozstrzygnął wątpliwości występujące w sprawie na korzyść oskarżonego”. NB. pierwszy wyrok (jeszcze nieprawomocny) zapadł po prawie 10 latach!
Pan Zawada wspomina w swej książce o wykorzystywaniu śmigłowców Marynarki Wojennej jako „taksówek powietrznych” na trasie Jurata – Gdańsk i to wcale nie przez „oficjeli” RP, a przez kuzyna „pewnego biznesmena” ze swą dziewczyną, którym zachciało się tenisa, a droga przez Władysławowo była zatłoczona. Ktoś taki rozkaz wylotu i pozostawania „do dyspozycji” w sobotę pilotom dyżurnym wydał!

W czyim interesie jest tworzenie kolejnych hipotez „zamachowych”, „maskirowki” itp.? Oczywiście tych, którzy chcą uniknąć odpowiedzialności lub doprowadzić po prostu do przedawnienia. Metoda jest bardzo prosta – przyczyny katastrofy muszą leżeć poza lotnictwem wojskowym RP. A więc idealnym rozwiązaniem jest „zastawienie pułapki na polską delegację”, zamach za pomocą „kontrolowanych, punktowych wybuchów”, a dla najbardziej zajadłych maskirowka. Wielu jeszcze (ja również) pamięta powiedzenie o wizycie Prezydenta Bieruta w Moskwie „Wyjechał w salonce, a wrócił w dębowej jesionce”, a więc z oczywistych powodów do naszych sąsiadów ze Wschodu stosuje zasadę bardzo ograniczonego zaufania. To między innymi dlatego sporo osób szczerze wierzy w tezę głoszoną kiedyś przez p.Macierewicza „dzielni polscy piloci usiłowali wyrwać Prezydenta z zastawionej na niego pułapki”. Doszliśmy już do tego, że pojawiają się opinie, że katastrofa CASY w Mirosławcu była „próbą generalną” przed „Smoleńskiem”. Być może niedługo ktoś stwierdzi, że „pierwszą przymiarką” był wypadek Mi8 z Premierem Millerem – wszak lód, który spowodował według ustaleń Komisji wyłączenie się silników po prostu stopniał i śladów brak. W rezultacie uniewinniono pilota, ale najpierw przez kilka lat dyskutowano, czy ubytek na zdrowiu przez ofiary wypadku był lekki czy ciężki (gra na przedawnienie?). Po ponad 6 latach pilota uniewinniono, nie zajęto się jednak odpowiedzią na pytanie, dlaczego załoga śmigłowca z Premierem RP nie otrzymała wystarczająco wcześnie informacji od wojskowych służb meteo o aktualnych warunkach atmosferycznych i możliwości wystąpienia silnego oblodzenia. Dalsza gra na „winę pilota” stawała się zbyt niebezpieczna (wyszedłby na jaw tak zwany „bardach”) - a więc „ukręcono jej łeb”.

I więcej będzie się mówić o zamachu i „maskirowce” – tym większy spokój w strukturach odpowiedzialnych za bezpieczeństwo w lotnictwie wojskowym RP. W ich interesie leży, aby nic się nie zmieniało – co najwyżej można opracować kilka nowych regulaminów – w większości albo wzajemnie sprzecznych – albo w najlepszym przypadku na tyle niejednoznacznych, aby każde zachowanie można było uznać za godne nagany lub nagrody – w zależności od aktualnych potrzeb „naczalstwa”. Rzetelna analiza bezpieczeństwa lotów i poznanie rzeczywistych przyczyn katastrofy nikogo z „naczalstwa” tak naprawdę nie interesuje – interesująca jest jedynie ochrona własnej d...., dodatków i innych apanaży, emerytur etc. Aż chce się zapytać „A Polska Panowie?”. Prawdziwy, a nie „czekoladowy” patriotyzm wymaga często pracy i miewa słony smak potu!

Zwolenników zamachu, wybuchów i maskirowek (w różnej formie) – zwłaszcza tych działających „z oddali” warto zapytać – czy wiecie Państwo, komu naprawdę służycie? Czy naprawdę polską racją stanu jest obrona „per fas et nefas” zasiedziałych i często niekompetentnych struktur dowódczych? Dlaczego więc Państwo w tym pomagacie? I proszę nikomu nie wmawiać, że każdy, kto otwarcie mówi o błędach polskich wojskowych „godzi w honor polskiego oficera”. Honoru nie otrzymuje się z mlekiem matki – na honor trzeba zapracować, a potem podlega on ciągłej weryfikacji!

 

 

barbie
O mnie barbie

Nazywam się Tomasz Barbaszewski. Na Świat przyszedłem 77 lat temu wraz z nadejściem wiosny - była to wtedy niedziela. Potem było 25 lat z fizyką (doktorat z teoretycznej), a później drugie tyle z Xeniksem,  Uniksem i Linuksem. Dziś jestem emerytem oraz bardzo dużym wdowcem! Nigdy nie korzystałem z MS Windows (tylko popróbowałem) - poważnie! Poza tym - czwórka dzieci, już szóstka! wnucząt, dwa koty (schroniskowe dachowce), mnóstwo wspaniałych wspomnień i dużo czasu na czytanie i myślenie.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (65)

Inne tematy w dziale Rozmaitości