Bardzo jestem ciekawy, czego oczekują entuzjaści książki „Resortowe dzieci – Media”. Czy naprawdę sądzą, że rodzice (niezależnie od poglądów i „opcji politycznej”) nie będą się starać o ułatwienie startu życiowego swym dzieciom? A nawet jeśli nie będą tego robić, to czy atmosfera domu rodzinnego i wyznawana w nich hierarchia wartości nie będą miały wpływu przynajmniej na początkowy okres ich kariery (zawodowej, artystycznej, politycznej itp.)? To utopia! Rodzice potrafią bronić swych dzieci jak lwice lub niedźwiedzice – a w ludzkim stadzie czynny udział w takiej biorą w takiej obronie również ojcowie. Wystarczy uczestniczyć w szkolnych wywiadówkach – a coraz częściej zdarzają się również próby (niestety niekiedy udane) wywierania przez rodziców studentów wpływu na nauczycieli akademickich.
Czy dziecko „managera” wysokiego szczebla w międzynarodowej korporacji, wziętego adwokata, lekarza czy naukowca nie będzie miało lepszego startu w życiu niż pracownika byłego PGR lub kasjerki w hipermarkecie? Można podać szereg przykładów wielopokoleniowych dynastii profesorskich – nawet w naukach ścisłych i to także w środowiskach związanych z różnymi AKO. Zjawisko „chowu wsobnego” i „samoreprodukcji” nie występuje jedynie w środowisku postkomunistycznym – powiedzenie „on(a) jest z dobrej, znanej nam rodziny” jest znacznie starsze niż komuna. Trudno się więc dziwić, że wśród prawników jest tak mało dzieci fryzjerów, a wśród dziennikarzy dzieci kucharek. Oczywiście, bardzo zdolne jednostki są w stanie się przebić (zawsze tak było, choć kosztowało wiele trudu) i często stają się założycielami nowych „dynastii”.
Problem leży w czym innym. Przypomina mi się bardzo stary dowcip:
„Pytanie: Czy zmieniłeś już po raz drugi nazwisko? Odpowiedź: A dlaczego miałbym go zmienić jeszcze raz? Coś ty, przecież to oczywiste – ktoś może cię zapytać, jak się przedtem nazywałeś i jak wówczas odpowiesz?”
Patrząc z tego punktu widzenia publikacje w rodzaju „Resortowe dzieci” są pożyteczne. Jeśli ktoś wstydzi się swoich rodziców czy dziadków to jego problem. Nie jest to zbyt chwalebne, ale każdy z nas pracuje na swoją opinię. Fakt, że młody dziennikarz jest synem zaangażowanego publicysty, prawnika czy wręcz prominentnego „działacza” z okresu PRL nie powinien z góry przekreślać jego własnych osiągnięć. Przeraża mnie ton niektórych wypowiedzi, w których padają stwierdzenia, że „resortowe dzieci” powinny być „a priori” objęte ostracyzmem. Każdy, kto staje się osobą publiczną i prezentuje w mediach własne poglądy będzie oceniany - ale ocena ta powinna dotyczyć jedynie działalności określonej osoby, a nie jej przodków do dowolnego pokolenia. Problemem polskich mediów jest co innego. Większość dziennikarzy koncentruje się na propagowaniu swoich poglądów, odpowiednim dobieraniu faktów i sposobie ich odpowiednie prezentacji – a nie na pomocy w prezentowaniu poglądów innych. Typowy wywiad w telewizji, radiu (a nawet w prasie) to dziś przede wszystkim autopromocja dziennikarza. Celują w tym gwiazdy mediów obu stron. Wyjątki zdarzają się rzadko – np. p.Maciej Wierzyński i jego „Horyzont”, w którym dziennikarz pyta – a potem słucha, a nie stara się zdominować rozmówcy oraz narzucić mu własne poglądy.
Własna praca i osiągnięcia powinny być jedynymi kryteriami oceny. Na pewno nie można nikogo piętnować z powodu działalności jego rodziców – ale prezentacja biografii znanych z mediów osób nie powinna nikogo zaskakiwać. Ludzie od zawsze interesują się i będą się interesować drzewami genealogicznymi. Nic w tym złego – o ile autorzy takich publikacji jak „Resortowe dzieci – MEDIA” ograniczają się jedynie do zestawienia obiektywnych faktów z życia naszych dziennikarskich celebrytów. Ocena ich działalności, poziomu publikacji itp. powinna być jednak niezależna od genealogii.
Nazywam się Tomasz Barbaszewski. Na Świat przyszedłem 77 lat temu wraz z nadejściem wiosny - była to wtedy niedziela. Potem było 25 lat z fizyką (doktorat z teoretycznej), a później drugie tyle z Xeniksem, Uniksem i Linuksem. Dziś jestem emerytem oraz bardzo dużym wdowcem! Nigdy nie korzystałem z MS Windows (tylko popróbowałem) - poważnie!
Poza tym - czwórka dzieci, już szóstka! wnucząt, dwa koty (schroniskowe dachowce), mnóstwo wspaniałych wspomnień i dużo czasu na czytanie i myślenie.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości