Pan Bartłomiej Kacper Przybylski napisał spory tekst poświęcony „gender”. Został on opublikowany na „Liberte.pl” oraz na „Salonie24” Próbuje w nim przekonać czytelników, że tak naprawdę genderyzm nie jest żadną ideologią, tylko kategorią naukową. Pan Bartłomiej pisze:
„Większość gałęzi nauk humanistycznych i społecznych ma charakter opisowy, co oznacza, że badają, analizują i relacjonują one, jak wygląda i wyglądały zbiorowości ludzkie i jakie znaczenia przypisuje i przypisywało się rozmaitym wytworom cywilizacji. Nauka niczego nie próbuje zamieniać, a jedynie dostarczyć wiedzy umożliwiającej lepsze poznanie pewnych zjawisk społecznych...”
Tekstu tego nie można pozostawić bez polemiki:
W moich poprzednich notkach na temat „gender” napisałem, że nie ma nic złego w badaniach roli kobiet i mężczyzn w społeczeństwie. Niestety, pan Bartłomiej (który jest socjologiem i prawnikiem) całkowicie przemilcza konsekwencje społeczne, które niosą z sobą próby zastosowań wyników badań naukowych.
Jestem fizykiem (co prawda byłym, ale zawsze) oraz „komputerowcem” (aktualnym). Wydaje mi się, że socjolog powinien zauważyć, że wyniki badań naukowych wcześniej czy później są udostępniane tak zwanemu społeczeństwu, a dokładniej jego przedstawicielom zwanym politykami. Czy Becquerel lub Maria Curie-Skłodowska zdawali sobie sprawę, że prowadząc swe badania otwierają również puszkę Pandory? A przecież jedną z konsekwencji ich badań było skonstruowanie tak zwanej „Car bomby”, która w 1961 roku w czasie 0,04 mikrosekundy wyzwoliła dziesięciokrotnie większą energię niż wszystkie środki wybuchowe użyte podczas II Wojny Światowej. A ta bomba miała być dwa razy silniejsza, tylko ktoś jednak się zawahał!
Na szczęście równowaga strachu odwiodła strategów NATO i USA od planowania zatrzymania wojsk sowieckich idących na zachód za pomocą min lub bomb atomowych (nie widzieli innego sposobu!) - oczywiście na terytorium Polski... Czy fizycy ciała stałego z pierwszej połowy XX w. zdawali sobie sprawę, że ich prace umożliwią powstanie sieci Internet ze wszystkimi jej społecznymi konsekwencjami? Czy biolodzy i biochemicy badający znaczenie hormonów, w wyniku czego powstała pigułka antykoncepcyjna rozmyślali nad konsekwencjami rewolucji seksualnej?
Człowiek posiada zdolność przystosowywania środowiska do swoich potrzeb – rzeczywistych lub wydumanych. Potrafi przeżyć w przestrzeni kosmicznej oraz na dnie rowu mariańskiego. Każde osiągnięcie nauki prędzej czy później będzie w jakiś sposób wykorzystane. Naukowcy nie żyją w wieży z kości słoniowej! Wyniki ich badań trafiają w ręce różnych ludzi – samolot może nas zabrać na słoneczne wakacje w środku zimy – ale może również posłużyć jako bomba do zburzenia wież „World Trade Center”.
Czy nauki społeczne służą tylko opisowi? Być może jest Pan wierny zasadom Bronisława Malinowskiego, ale czy Pan tego chce, czy nie, wyniki Pańskich prac, Panie Bartłomieju trafiają w ręce tych, którzy „wiedzą lepiej” i posiadają środki do tego, aby realizować w praktyce „drogę ku lepszemu”. Proszę nie udawać, że nie wie Pan, że wyniki badań nauk społecznych nie są cynicznie wykorzystywane w celach komercyjnych (zachęcanie do zakupów, brania kredytów itp.) oraz politycznych (wywieranie wpływu na wyborców) – czyli de-facto do ogłupiania ludzi. Uczy Pan również studentki i studentów. Nie chcę wątpić w Pana czyste intencje – ale proszę na chwilę opuścić tą wieżę z kości słoniowej i rozglądnąć się wokół. W XX wieku znajdzie Pan dość przykładów na niecne wykorzystywanie badań nauk społecznych w celach ideologicznych. Niemieccy naukowcy dowodzili znaczenia czystości rasy, bolszewicy i ich następcy budowali „socjalizm naukowy”. Czym to się skończyło – wszyscy wiemy.
Czy istnieją rasy ludzkie? Oczywiście, że istnieją – widać to gołym okiem. Czy prowadzone są nad nimi badania? Oczywiście, że tak – ale wiek XX wskazał nam wszystkim, do czego ich „zastosowanie w praktyce” może doprowadzić.
Pisze Pan, że badacze nie promują żadnej ideologii, tylko prowadzą badania! Hola, Panie Bartłomieju – a kto usiłuje wyniki tych badań stosować w praktyce? Czyżby „ufoludki”? Czy to „ufoludki” zalecają stosowanie „pedagogiki gender”? Skąd ona się wzięła? Czy to „ufoludki” wykładają na „gender studies”? Oto wyjątek z ich programu:
„Dr Joanna Koleff-Pracka (pedagogika religii CHAT)
WYCHOWANIE A ROLE PŁCIOWE – WPROWADZENIE DO PEDAGOGIKI GENDER
Nietolerancja i dyskryminacja zaczynają się w domu i piaskownicy, gdzie dziewczynki i chłopcy próbują zagrać role, jakie napisali dla nich rodzice. Kostiumy sceniczne, rekwizyty i wypowiadane kwestie dopracowywane są przez wiele lat na drodze socjalizacji, by w końcu można było uznać, że oto stała się „kobieta” i stał się „mężczyzna”… Krytyczna refleksja nad szeroko pojętym procesem wychowania rozpatrywanym w kontekście kształtowania i przekazywania stereotypów płciowych stanowi przedmiot proponowanych zajęć. Posłuży temu prezentacja podstawowych problemów pedagogiki gender podejmującej kwestie uwarunkowań stereotypów płciowych funkcjonujących w społeczeństwie, mając na celu ich dekonstrukcję w procesie dydaktyczno-wychowawczym poprzez uświadomienie uczniom stereotypowych zachowań płciowych, ukazywania i wzmacniania świadomości możliwości zmiany i reinterpretacji stereotypowych zachowań społecznych...”
Co to mianowicie ma „ulec dekonstrukcji” i jakimi metodami? Tak to właśnie dziś się uczy studentów! A co Pan powie na tą stronę http://www.ellybarnes.com/resources/ i zawartym tam wskazaniom dla nauczycieli? To właśnie jest ta ideologia (a raczej „ideolo”) gender, której istnieniu Pan zaprzecza. To są próby „naukowej” rekonstrukcji społeczeństwa w praktyce. Nie przypadkowo „genderyści stosowani” wykazują taką aktywność w próbach zdobycia wpływu na dzieci i młodzież. „Genderyści stosowani” używają nauki w sposób instrumentalny. Pod przykrywką „wolności, równości i braterstwa” usiłują indoktrynować tych, którzy na taką indoktrynację są mało odporni. Rekrutuje się setki młodych wolontariuszy (patrz grupa „Ponton”) bezwzględnie wykorzystując naturalną tendencję młodych do „ruszenia z posad bryły świata”, posyła ich się do szkół, przygotowuje się propagandowe materiały dla kadry pedagogicznej i rodziców... Czy to jest ta Pańska „ Nauka niczego nie próbuje zamieniać, a jedynie dostarczyć wiedzy”???
Źle się Państwo bawicie! Z przekonaniem o swej nieomylności ingerujecie Państwo w bardzo delikatną materię społeczną, próbujecie indoktrynować „maluczkich” - jednym słowem „zbudować nowy, wspaniały świat na pozornie naukowych podstawach”. Posługujecie się przy tym pseudonaukowym bełkotem (tworzycie nową wersję Orwellowskiej „Nowomowy”), którego przykład zacytowałem powyżej. To zrozumiałe – przecież nie możecie powiedzieć wprost, o co chodzi. Coraz trudniej mi uwierzyć, że macie Państwo czyste intencje i po prostu bawicie się (jak Miki Mouse) w „Uczniów Czarnoksiężnika”. Niestety rzeczywiste skutki tych działań są trudne do przewidzenia.
Mam nadzieję, że podobnie jak ja składał Pan przysięgę doktorską i jeszcze Pan ją pamięta!
Nazywam się Tomasz Barbaszewski. Na Świat przyszedłem 77 lat temu wraz z nadejściem wiosny - była to wtedy niedziela. Potem było 25 lat z fizyką (doktorat z teoretycznej), a później drugie tyle z Xeniksem, Uniksem i Linuksem. Dziś jestem emerytem oraz bardzo dużym wdowcem! Nigdy nie korzystałem z MS Windows (tylko popróbowałem) - poważnie!
Poza tym - czwórka dzieci, już szóstka! wnucząt, dwa koty (schroniskowe dachowce), mnóstwo wspaniałych wspomnień i dużo czasu na czytanie i myślenie.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości