Przychodzi uczeń lub student na egzamin i losuje kartkę z 3 (trzema) pytaniami. Przygotowuje się i odpowiada tylko na jedno pytanie. Egzaminator prosi o odpowiedź na pozostałe dwa – zaś zdający odpowiada: „niestety, na następne pytania nie potrafię odpowiedzieć”. Na to egzaminator - „no to dziękuję – zdał Pan na ocenę dopuszczającą. Gratuluję!”.
Farsa? Nie, kryteria oceny oficjalnie zalecone i stosowane na obecnym „egzaminie maturalnym”!!!
Zakładając, że arkusz pytań ma rzetelnie sprawdzić wiedzę abiturienta w zakresie obowiązującego go materiału (np. z matematyki) to do zdania matury wystarcza znajomość poniżej 1/3 (30%) tego materiału. Tymczasem za kryterium zaliczenia egzaminu z wynikiem pozytywnym powszechnie uważa się uzyskanie wyniku w granicach 70-80% - czyli wyczerpującą odpowiedź na dwa z trzech zadanych pytań i częściową odpowiedź na trzecie. Takie kryterium stosowało na zdawanych przeze mnie egzaminach większość nauczycieli i profesorów, takie kryterium obowiązywało na tzw. „kartkówkach” na ćwiczeniach – aby otrzymać zaliczenie z przedmiotu trzeba było uzyskać średnią z semestru 7 pkt. (ocena maksymalna 10 pkt., najczęściej 10 „kartkówek” w semestrze) – takie kryterium obowiązuje dziś na praktycznych i teoretycznych egzaminach z systemów komputerowych (np. 210 pkt. na 300 możliwych), choć niekiedy podnosi się je do 80%. W Polsce aby otrzymać prawo jazdy trzeba na egzaminie teoretycznym osiągnąć 68 pkt. na 74 możliwe – czyli około 80% poprawnych odpowiedzi! Dopiero pod tym warunkiem zostaniemy dopuszczeni do egzaminu praktycznego.
O poziomie zadań maturalnych nawet w ogóle nie warto wspominać – oto zadanie z matematyki 1975 r.:
„Napisz równanie stycznej i normalnej (tj. prostopadłej do stycznej w punkcie styczności) do paraboli y2 = 2x w punkcie mającym rzędną 2. Oblicz pole figury zawartej między łukiem paraboli dla y ≥ 0 wyznaczoną normalną i osią OX.”
Z polskim było podobnie – obowiązywało oceniane merytorycznie wypracowanie na kilka stron papieru kancelaryjnego na wybrany temat. Błędy ortograficzne skutkowały dyskwalifikacją pracy! Po egzaminach pisemnych zaczynały się zaś (prawdziwe!) ustne...
Co więcej – ta nowa matura uprawnia do rozpoczęcia studiów (egzaminy wstępne zlikwidowano), a więc uczelnie próbują się jakoś bronić – przykład informacji dla kandydatów na Politechnikę Warszawską:
"dla każdej zgłoszonej przez kandydata listy (wybranego wydziału, kierunku i języka studiów) oblicza się sumę punktów kwalifikacyjnych; gdy dopuszczalne są różne przedmioty i kandydat ma oceny z tych przedmiotów, dobiera się oceny dające kandydatowi najwyższą liczbę punktów, "
Na stronie PW podano szereg wzorów przeliczania wyników matury na punkty (z uwzględnieniem tzw. współczynników). Kandydat składa tzw. „Listę” kierunków, na których chciałby studiować ułożoną wg własnych preferencji – a komisja rekrutacyjna oblicza liczbę tych punktów kwalifikacyjnych i proponuje mu studia (SIC!!!) na kierunku, dla którego wystarczyło mu tych punktów.”
Kolega ze studiów mojej żony na pytanie, dlaczego trafił na etnografię, choć starał się na geografię odpowiedział „i to grafia i to grafia...”.
Rezultaty reformy są opłakane – i to niezależnie od dziedzin wiedzy – czy to technicznej, czy humanistycznej. W moim liceum nikt mnie nie pytał, czy chcę się uczyć historii czy nie. Po prostu obowiązywał dość kompletny kurs – od historii starożytnej (w VIII klasie) do elementów historii współczesnej (XI klasa) – choć z tą ostatnią nauczyciele mieli sporo kłopotów (nie zmieniło się to zresztą do dzisiaj). Idea jak zwykle była piękna – upowszechnienie wykształcenia, wprowadzenie elementów specjalizacji (profile techniczne i humanistyczne itp.) - a wyszło „jak zwykle”. Uczelnie narzekają na poziom kandydatów niezależnie od „profilu”, nawet „30% maturzyści” znajdą miejsce na studiach (zazwyczaj płatnych), bo uczelnie prywatne walczą o każdego studenta (kasa, misiu, kasa)... Tylko kolejne „ministry” są z siebie zadowolone...
Nazywam się Tomasz Barbaszewski. Na Świat przyszedłem 77 lat temu wraz z nadejściem wiosny - była to wtedy niedziela. Potem było 25 lat z fizyką (doktorat z teoretycznej), a później drugie tyle z Xeniksem, Uniksem i Linuksem. Dziś jestem emerytem oraz bardzo dużym wdowcem! Nigdy nie korzystałem z MS Windows (tylko popróbowałem) - poważnie!
Poza tym - czwórka dzieci, już szóstka! wnucząt, dwa koty (schroniskowe dachowce), mnóstwo wspaniałych wspomnień i dużo czasu na czytanie i myślenie.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości