barbie barbie
1977
BLOG

Na uczelniach rządzi KASA i urzędnicy!

barbie barbie Rozmaitości Obserwuj notkę 19

Kolega Radek1 zadał podstawowe pytanie – kto rządzi na polskich uczelniach?

Odpowiedź jest dość oczywista – na uczelniach rządzi (tak, jak w innych dziedzinach naszego życia) KASA oraz urzędnicy wydający coraz to nowe zarządzenia!

Akurat przez TokFM emitowany jest wywiad z przewodniczącym tzw. „Parlamentu Studentów RP”, który proponuje daleko idące zmiany w ustawie o szkolnictwie wyższym. Wiele z tez tego wywiadu jest zbieżnych z postulatami kolegi Radka1. Chodzi o znaczne zwiększenie wpływu studentów na przebieg i zakres studiów oraz wprowadzenie odpowiedzialności uczelni za realizację procesu dydaktycznego.

Oba te głosy prowadzą w zasadzie do jednego – uczelnie powinny uczyć studentów w taki sposób, aby mogli oni jak najszybciej zdobywać KASĘ. Cóż, każdy ma jedno życie i chce je przeżyć komfortowo, w wygodnym mieszkaniu i bez kłopotów finansowych. Należy zadać jednak pytanie studiowanie ma być najprostszą i najkrótszą drogą do tego celu?

Kolega Radek1 przyznaje, że jest absolwentem nauk społecznych lecz pracuje jako konsultant w branży IT. A więc Kolega Radek1 wybrał inną drogę zawodową niż ta, do której przygotowywały go studia. Kolega Radek1 nie jest wyjątkiem. Dziewczyna mojego syna ukończyła studia Inżynierii Środowiska na czołowej polskiej uczelni i po studiach zdecydowała się na dwuletni kurs księgowości – obecnie pracuje w „centrum outsourcingowym” światowej firmy. Jestem jak najdalszy od potępienia takiej drogi – w końcu sam ukończyłem fizykę, a obecnie pracuję również w branży IT. Różnica jest jednak spora – ja przepracowałem 25 lat jako fizyk, obroniłem pracę doktorską z fizyki i dopiero, gdy po ukończeniu 47 lat stwierdziłem, że wiele więcej w fizyce nie zwojuję zająłem się profesjonalnymi systemami operacyjnymi komputerów.

Należy więc postawić podstawowe pytanie – czego powinniśmy wymagać od uczelni wyższych? Jak kończyłem studia w 1973 r. - wszystkich studentów w Polsce było wówczas około 300 tys. (mogę się nieco mylić). Dziś w Polsce studiuje ponad 1600 tys. młodych ludzi – a więc bardzo znacząca część populacji w wieku 19-25 lat.Według moich spostrzeżeń spora liczba absolwentów różnych kierunków nie znajduje pracy zgodnej z kierunkiem wykształcenia. Trafiają oni bardzo różnie – niektórzy pracują „gdzie się da” w Polsce, inni emigrują na przysłowiowy „zmywak”, jeszcze inni wybierają różne kursy zawodowe (prowadzę takie właśnie w branży IT) korzystając często z różnych programów Unii Europejskiej, najaktywniejsi dokształcają się we własnym zakresie. Stosunkowo niewielka liczba znajduje po studiach pracę, która umożliwia im dalszy rozwój intelektualny i zawodowy zgodny z kierunkiem ukończonych studiów.

Remedium według wielu głosów ma być zmiana programów studiów w taki sposób, aby odpowiadały one „zapotrzebowaniu rynkowemu”. Jest to prosta droga do zamiany wyższych uczelni w pomaturalne szkoły zawodowe – czyli de-facto do śmierci prawdziwego szkolnictwa wyższego. Powiedzmy sobie prawdę – wysyp różnych „Szkół Wyższych”, „Akademii” oraz wprowadzenie „Uniwersytetów przymiotnikowych” jest wielce niepokojącym sygnałem, że polski system szkolnictwa wyższego trawi od środka groźny wirus populizmu. Studia wyższe są bardzo często traktowane jako atrakcyjne przedłużenie młodości zaś dyplom ich ukończenia (niezależnie od kierunku) stał się czymś w rodzaju tytułu szlacheckiego (zastąpił w tej funkcji dawne świadectwo maturalne). W rezultacie fakt ukończenia studiów wyższych nie stanowi wielkiej wartości ułatwiającej znalezienie pracy (nie dotyczy etatów w administracji...).

Wołanie „o zgodność programów studiów z wymaganiami rynku pracy” nie jest jednak oczywiście pozbawione sensu – pytanie jednak, kogo rynek pracy rzeczywiście potrzebuje. Odpowiedź jest oczywista – największy rynek pracy jest dla gotowych specjalistów w wąskich dziedzinach. Dobrym przykładem jest rynek IT – na serwisie Linkedin codziennie pojawia się szereg ofert pracy dla administratorów systemów, baz danych, programistów PHP i JAVA itp. Przez ośrodki edukacyjne (zwłaszcza autoryzowane przez światowych potentatów) przewijają się tłumy kursantów. Czy naprawdę potrzebny im jest „podkład” w postaci dyplomu ukończenia studiów wyższych (często dość egzotycznych) ?

Studia (jak sama nazwa wskazuje) to ciągłe dążenie do rozwoju. Henry Ford I podobno mawiał:

Jeśli człowiek ma zamiar do końca życia pozostać pracownikiem fizycznym, to powinien równo z wybiciem godziny szesnastej zapominać o swojej pracy. Natomiast jeśli zamierza piąć się wzwyż, wówczas wybicie godziny szesnastej powinno być dlań sygnałem do myślenia.

 

Pytanie, które sobie należy otwarcie postawić brzmi - „ilu potrzebujemy generałów, ilu oficerów starszych i młodszych – a ilu kaprali i szeregowców?”. Współczesna gospodarka potrzebuje przede wszystkim oficerów – czyli wykształconych specjalistów średniego szczebla. Zapotrzebowanie na kaprali i szeregowców jest coraz mniejsze. Generałów jak zwykle potrzeba stosunkowo niewielu. Moim zdaniem strukturę wyższego szkolnictwa trzeba zmienić systemowo:

Zachować kilka (dosłownie KILKA!) prawdziwych Uniwersytetów i Politechnik. Powinny to być uczelnie w najwyższym stopniu elitarne. Wstęp na te uczelnie powinien następować na podstawie konkursowych egzaminów wstępnych, zaś wymagania wobec studentów bardzo wysokie. Nikogo nie powinno dziwić, że studia na tych wiodących uczelniach ukończy 30% - jednym słowem skończyć z fetyszem „sprawności nauczania”. To ma być kadra generalska, która będzie zdolna działać na poziomie strategicznym – na pewno nie potrzeba nam w Polsce milionów generałów! Myślę, że ok. 200 tys. studentów tych uczelni wystarczyłoby. Ich dyplom szybko stałby się ceniony – podobnie jak w USA dyplom uczelni należącej do „Ivy League”. Nauka i technika nie uznają „równości umysłów” i nie są demokratyczne. Ktoś może przebiec 100 m w 9 sekund, inni zaś potrafią zagrać „Etiudy transcedentalne” Liszta na fortepianie, badać prawa przyrody, zaprojektować nowe, pożyteczne urządzenie lub wynaleźć lek na raka. Ale wielu z nas niestety takiego poziomu nigdy nie osiągnie!

Kształcenie „kadry oficerskiej” można powierzyć różnym „akademiom” i „szkołom wyższym”.Powinny one dawać konkretną wiedzę specjalistyczną umożliwiającą łatwe znalezienie zatrudnienia w wyuczonym zawodzie. Tak naprawdę te szkoły powinny oferować pogłębione kursy zawodowe na wysokim poziomie (wraz ze znajomością języków obcych z uwzględnieniem specjalizacji).

Kształcenie kaprali i szeregowców należy pozostawić różnym ośrodkom edukacyjnym oferującym kursy od administracji systemami komputerowymi aż po kursy spawania itp.

Na zakończenie trzy marzenia (z cyklu „miałem sen”):

Wykładowcy i pracownicy naukowi powinni zrozumieć, że celem uczelni jest wykształcenie młodych ludzi, którzy ich prześcigną! To jest niezbędny warunek postępu, innowacji itp.! Jeśli nauczyciel akademicki stwierdzi, że student nie ma szans na prześcignięcie swego wykładowcy powinien zasugerować mu zmianę zainteresowań. Sukcesem nauczyciela jest sukces jego ucznia lub studenta!

Studenci powinni pamiętać, że postępowanie zgodnie z zasadą najmniejszego działania (czyli minimalizacja iloczynu wykonywanej pracy i czasu jej wykonywania) nie jest właściwą drogą do osiągnięcia pozycji o jakiej marzą...

Zarządzający edukacją powinni zaś uwierzyć w kompetencje naukowców i nauczycieli akademickich i po prostu im zaufać zamiast wydawać tysiące zarządzeń, arkuszy ocen, wzorów sylabusów itp. rocznie.

Ech... jak byłoby pięknie.

barbie
O mnie barbie

Nazywam się Tomasz Barbaszewski. Na Świat przyszedłem 77 lat temu wraz z nadejściem wiosny - była to wtedy niedziela. Potem było 25 lat z fizyką (doktorat z teoretycznej), a później drugie tyle z Xeniksem,  Uniksem i Linuksem. Dziś jestem emerytem oraz bardzo dużym wdowcem! Nigdy nie korzystałem z MS Windows (tylko popróbowałem) - poważnie! Poza tym - czwórka dzieci, już szóstka! wnucząt, dwa koty (schroniskowe dachowce), mnóstwo wspaniałych wspomnień i dużo czasu na czytanie i myślenie.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (19)

Inne tematy w dziale Rozmaitości