barbie barbie
2890
BLOG

Pan Prokurator ma rację - mamy w Polsce demokrację!

barbie barbie Polityka Obserwuj notkę 57

     Nie po raz pierwszy okazuje się, że prawo nie nadąża za tak zwanym „życiem”. Pan Seremet jako jeden z argumentów mających przemawiać za działaniami prokuratury wobec „Wprost” podał przykład noża, którym dokonano morderstwa i wobec tego konieczne jest wydanie tego dowodu w całości, a nie w części. Miało to uzasadnić żądanie prokuratury zawarte w jej piśmie do „Wprost” zawierające wezwanie do:

„dobrowolnego wydania rzeczy w postaci wszystkich nośników zawierających treści rozmów przeprowadzonych w restauracji „Sowa i przyjaciele” oraz w restauracji w Amber Room...”

   Prokuratura działa w oparciu o obowiązujące prawo – a więc żąda przekazania nośników (wszystkich!), a nie samej treści tych rozmów. Po prostu twórcy prawa nie zauważyli, że od pewnego czasu możliwe jest przekazywanie treści bez potrzeby przekazania ich fizycznego nośnika. Cóż, prawnicy nadal żyją w epoce dokumentów papierowych. Walka o notebook w redakcji „Wprost” jest tego najlepszym przykładem. W dalszym ciągu mamy do czynienia z mitem pieczątki i oryginału, a tymczasem wiadomo, że kopia pliku istniejącego jedynie w postaci cyfrowej jest identyczna z oryginałem – istnieją również proste sposoby sprawdzenia integralności (zgodności z oryginałem) wykonanej kopii.

   Żądanie fizycznego przekazania wszystkich nośników zawierających kopie tych rozmów ma niewątpliwie na celu uniemożliwienie redakcji „Wprost” kontynuację opracowywania i publikacji ich treści. Prokuratura idzie „na skróty” i pragnie w ten sposób wprowadzić cenzurę prewencyjną.

Warto zauważyć, że cała sytuacja była żenująca zarówno dla funkcjonariuszy ABW, jak i dla obecnych na miejscu policjantów. Próba wymuszenia oddania komputera przenośnego wyposażonego zapewne w nośnik danych o pojemności kilkuset Gigabajtów rzekomo jedynie w celu uzyskania dostępu do kilku stosunkowo niewielkich (tysiąc razy mniejszych) plików dźwiękowych musi budzić uzasadnione zdziwienie, zaś tłumaczenie, że „nie mamy zamiaru zakłócać pracy redakcji” może jedynie rozśmieszać.

Zaplombowanie laptopa redaktora naczelnego (pewnie w torbie podobnej do stosowanej w lotniskowych sklepach „Duty Free” do zabezpieczania butelek z alkoholem lub perfumami) i przekazanie go sądowi w celu analizy zawartych w nim danych pod kątem tajemnicy dziennikarskiej pewnie też „nie zakłóciłoby pracy redakcji”. Wolne żarty, panie Prokuratorze Generalny! Jak długo trwałaby taka rzetelna analiza?

Postępowanie w przypadku, gdy dowodami są nagrania lub inne informacje dostępne w postaci plików cyfrowych wymaga pilnego uregulowania, ponieważ mogą one istnieć w postaci dowolnej liczby kopii i być archiwizowane w dowolnym miejscu na Świecie. Zgodnie z sugestią Premiera Tuska na porannej konferencji prasowej nagranie zostało zostało opublikowane w sieci na serwisie youtube.com w postaci pliku w formacie mp4 (256 MB), który może być „ściągnięty” na dowolny komputer w ciągu kilku minut. Tym samym to nagranie prawdopodobnie istnieje już co najmniej w kilkuset kopiach...

    Kolejnym i chyba najistotniejszym pytaniem, na które trzeba odpowiedzieć jest absolutnie niefrasobliwe zachowanie się najważniejszych osób w Państwie – zapewne posiadających dostęp do informacji niejawnych na najwyższym poziomie. W każdej korporacji rozmowy dotyczące rozwiązań personalnych (zmiana na stanowisku ministra finansów) oraz „inżynierii finansowej” lub istotnych zmian „ładu korporacyjnego” są objęte tajemnicą służbową. Trudno mi sobie wyobrazić nawet prowadzenie rozmów w sprawie przygotowania oferty przetargowej wartości kilkunastu milionów złotych w takich warunkach, a jakich panowie przy wódeczce omawiają organizację przepływów finansowych w wysokości miliardów złotych – nie wspominając już o planach politycznych.

   Po raz kolejny okazało się, że człowiek to zarówno najsłabsze, jak i najmocniejsze ogniwo w łańcuchu bezpieczeństwa. Absolutnym kuriozum jest fakt, że te słabe ogniwa to minister spraw wewnętrznych (odpowiedzialny za bezpieczeństwo Polski) i prezes NBP (a więc instytucji, która powinna się cieszyć pełnym zaufaniem publicznym). Usiłuje się wmówić społeczeństwu, że była to rozmowa prywatna! A o czym rozmawiali ci panowie? Czyżby o „balonach panny Mani?” lub o zaletach nowego modelu Ferrari czy Bentleya? Owszem, było w tej rozmowie i trochę o penisach i ich długości (co można uznać za opinie prywatne) – ale jednak znaczna jej część to po prostu omawianie możliwości i sposobu przeprowadzenia typowej dworskiej intrygi.

Pytanie – czy te dwie osoby są godne zaufania społecznego? Nie chodzi bynajmniej o to, że snują dworskie intrygi – tak w końcu „robi się politykę”. Ale na miłość boską aby snuć je w knajpie w dobie „wikileaks” oraz powszechnego dostępu do środków umożliwiających podsłuch w różnych „Spy shops” to trzeba po prostu nie mieć żadnej wyobraźni. Niefrasobliwość tych panów powinna skutkować natychmiastowym odebraniem im praw dostępu do informacji niejawnych! Jeśli w Polsce istnieje jakikolwiek niezależny ośrodek dbający o rzeczywiste bezpieczeństwo państwa decyzja taka powinna zostać wydana natychmiast.

   Strategia obronna organów prawa oraz przedstawicieli rządu jest widoczna jak na dłoni – zwekslować sprawę na zbadanie kto dokonał podsłuchu tej rzekomo „prywatnej” rozmowy. Specjaliści od PR wzięli zapewne pod uwagę, że nikt nie lubi być podsłuchiwany i przedstawiając jako ofiary bezprawnych można liczyć na wzbudzenie współczucia społecznego. Odwraca się w ten sposób uwagę od rzeczywistego problemu czyli zachowywania podstawowych reguł bezpieczeństwa przez najważniejsze osoby w Polsce. Nie przyjmuję tłumaczenia, że w rozmowie nie naruszono tajemnic państwowych – czyżby plany zmian na stanowisku ministra finansów były w ogóle nieinteresujące dla wywiadów innych państw? Czyżby informacje związane ze zmianami w budżecie i roli NBP lub prywatyzacji BGŻ nie były interesujące dla tak zwanych „rynków finansowych”? A dyskusja sposobów postępowania wobec prywatnych firm (i ich właścicieli) realizujących zlecenia rządowe (zwanych „tłustymi misiami”) to też „małe miki” i „sprawy prywatne”?

Takie postępowanie przypomina mi „właścicieli PRL” z lat 1970-80 – nieskończona buta i pewność bezkarności, którą gwarantuje zajmowana pozycja. Cóż, pewnie wiele jeszcze wody musi przepłynąć Wisłą, aby takie postawy bezpowrotnie zanikły.

barbie
O mnie barbie

Nazywam się Tomasz Barbaszewski. Na Świat przyszedłem 77 lat temu wraz z nadejściem wiosny - była to wtedy niedziela. Potem było 25 lat z fizyką (doktorat z teoretycznej), a później drugie tyle z Xeniksem,  Uniksem i Linuksem. Dziś jestem emerytem oraz bardzo dużym wdowcem! Nigdy nie korzystałem z MS Windows (tylko popróbowałem) - poważnie! Poza tym - czwórka dzieci, już szóstka! wnucząt, dwa koty (schroniskowe dachowce), mnóstwo wspaniałych wspomnień i dużo czasu na czytanie i myślenie.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (57)

Inne tematy w dziale Polityka