Służba dyplomatyczna i służba wojskowa mają ze sobą bardzo wiele wspólnego. Nie przypadkowo ambasady stanowią zaplecze umożliwiające dostarczanie rządzącym ważnych informacji uzyskiwanych metodami zbliżonymi do wywiadowczych. Strategiczne kierunki działań dla obu służb wskazują politycy, jednak ich realizacją powinni zajmować się wykwalifikowani specjaliści. Działania dyplomatyczne i wojskowe muszą przede wszystkim służyć interesowi kraju i muszą być kompleksowe i skuteczne. Interes kraju jako całości musi mieć pierwszeństwo przed interesami jakichkolwiek grup nacisku, włączając w to szeroko pojęte interesy grup biznesowych.
Znakomicie realizuje swe zadania dyplomacja rosyjska. Jakoś tak dziwnie się składa, że to akurat wtedy, gdy stosunki polityczne Polski z Rosją stają się „chłodniejsze” natychmiast zaczynają się problemy z kontrolą sanitarną polskiej żywności eksportowanej do Rosji lub trudności w realizacji dostaw do Polski surowców energetycznych. Zapewne wielu komentatorów będzie piętnować używanie „broni gospodarczej” jako niezgodne z „wolnością biznesową” - ale niestety nie zmienia to faktów, ża taka broń jest używana i to nie tylko przez Rosję, ale i przez inne kraje. Warto przypomnieć, że do 1990 r. do Polski (którą traktowano jako „kraj nieprzyjazny USA”) nie wolno było eksportować rozwiązań technologicznych opartych o protokół IP, który jest podstawową technologią wykorzystywaną przez Internet i współczesne sieci komputerowe.
Dziś mamy problem z dostawami węgla z Rosji, której w dodatku nie traktujemy jej obecnie jako kraj nam przyjazny. Czy naprawdę byłby wielki problem z wprowadzeniem bardzo szczegółowej kontroli parametrów importowanego węgla i wykazaniem, że nie spełnia on podstawowych, obowiązujących w Polsce norm (choćby „sanitarnych”)? Czy interes importerów powinien być stawiany wyżej niż interes Polski – bez importu węgla Polska przecież znakomicie sobie poradzi.
Innym poważnym problemem polskiej dyplomacji jest jej wykorzystywanie do realizacji doraźnych celów polityki wewnętrznej i zdobycia popularności. Dotyczy to nawet (o zgrozo!) ministrów spraw zagranicznych i przywódców partii politycznych. Czynią tak politycy wszystkich opcji! Wystarczy tylko sobie przypomnieć niewybredne dowcipy opowiadane na pokładzie samolotu lub wystąpienia z okazji rocznicy wyzwolenia niemieckiego obozu koncentracyjnego w Oświęcimiu. Dyplomata musi bezwzględnie stosować zasadę - „jeśli myślisz – to nie mów, jeśli już musisz mówić to nie pisz, a jeśli piszesz, to nie podpisuj”. Szlachetna w intencji otwartość „co w sercu to na języku” nie przystoi dyplomacie.
Piszę to dlatego, bo oto Polska znów „strzeliła focha” podczas wizyty premiera Węgier – Victora Orbana. O ile mi wiadomo miała ona charakter gospodarczy, jednak sam fakt, że nastąpiła ona zaraz po oficjalnej wizycie Putina na Węgrzech powinien spowodować takie działania polskiej dyplomacji, aby nie nadać jej wymiaru politycznego. Spotkanie z p.Premier mogło mieć charakter prywatny. To należało załatwić wcześniej – wszak wiadomość o tym, że Victor Orban nawiązuje bliskie stosunki z Putinem nie spadła chyba na polski MSZ jak „grom z jasnego nieba”. A tymczasem odbyło się dość długie spotkanie zakończone w dodatku żenującą konferencją prasową, która chyba miała służyć tylko promocji p.Kopacz jako „żelaznej kobiety” pouczającej „niesfornego chłopca, który wpadł w złe towarzystwo”.
Prezes Kaczyński mógł się po prostu „dyplomatycznie rozchorować” i z tego powodu odmówić spotkania z premierem Orbanem, na które według słów p.Błaszczaka z PiS otrzymał zaproszenie. Zamiast tego prostego i powszechnie stosowanego rozwiązania wybrano zaprezentowanie „pryncypialnej postawy Prezesa”.
Dziś okazuje się, że kancelaria Premiera Węgier twierdzi, iż takiego zaproszenia nie było. Czyli znów (za przeproszeniem) mamy „dyplomatyczny cyrk”. Być może próby zorganizowania takiego spotkania podejmowano, ale całą sprawę wywleczono (i to bez pomocy „Wiki Leaks”) na światło dzienne w celu realizacji doraźnego wewnętrznego celu politycznego. Tym razem próby promocji wizerunku Pana Prezesa jako osoby bezwzględnie pryncypialnej.
Rezultaty tej hucpy dotkną nas wszystkich. Publicznie poniżono Premiera Węgier, kraju tradycyjnie nam przyjaznego i nie pomoże tu powoływanie się przez p.Kopacz na postać gen.Bema. Afront spotkał go zarówno ze strony rządu, jak i opozycji.Zachęcani przez polityków wszystkich opcji dziennikarze zadbali o to, aby sprawa stała się powszechnie znana. Czy po czymś takim należy spodziewać się popierania przez rząd Węgier (i Obywateli Węgier) polskich inicjatyw, aktywizacji działań Grupy Wyszehradzkiej itp.?Chyba nie. Polska pokazała brzydką stronę swej twarzy – tendencje do pouczania i strofowania mniejszych państw, którym podobno chciałaby przewodzić. Czego mogą się spodziewać po takim „wydarzeniu” władze Czech, Słowacji lub Litwy? Nic dziwnego, że nasze stosunki z sąsiadami trudno nazwać przyjaznymi.
Ewidentną korzyść z tego „cyrku dyplomatycznego” odniesie natomiast Rosja, której służby zapewne przy każdej okazji przekonywać kogo się tylko da o tym, ze Polska ma „ciągoty wielkomocarstwowe” i nie jest partnerem godnym zaufania.
Nazywam się Tomasz Barbaszewski. Na Świat przyszedłem 77 lat temu wraz z nadejściem wiosny - była to wtedy niedziela. Potem było 25 lat z fizyką (doktorat z teoretycznej), a później drugie tyle z Xeniksem, Uniksem i Linuksem. Dziś jestem emerytem oraz bardzo dużym wdowcem! Nigdy nie korzystałem z MS Windows (tylko popróbowałem) - poważnie!
Poza tym - czwórka dzieci, już szóstka! wnucząt, dwa koty (schroniskowe dachowce), mnóstwo wspaniałych wspomnień i dużo czasu na czytanie i myślenie.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka