Obrazek: 02varvara.wordpress.com
Obrazek: 02varvara.wordpress.com
barbie barbie
376
BLOG

Nasza kochana "IV WAADZA"

barbie barbie Społeczeństwo Obserwuj notkę 3

Mam taką manię:

lubię oglądać (i porównywać) TNV24 – ale także TV Republika, „do pociągu” kupuję i czytam „Politykę” razem z „wSieci”, rano zaglądam w sieci na „Wybiórczą” i na „Niezależną”, czasem też słucham „Tok FM” i dla równowagi „Radia Maryja”.

    W 1981 r. za czasów I Solidarności zebrałem na zebraniu Komisji Zakładowej baty za wypowiedź, że wolność prasy jest wtedy, kiedy bez przeszkód może ukazywać się „Tygodnik Solidarność” i gazeta „Rzeczywistość”. Właściwie nic od tego czasu się nie zmieniło – a jednak, gdy ostatnio w pociągu położyłem na stoliku w przedziale „Newsweeka” i „wSieci” wzbudziło to wyraźne zainteresowanie i zdziwienie współpasażerów...

Wszystkie te „publikatory” (a raczej pracujący w nich dziennikarze) mają wspólną cechę – uważają się za Bardzo Ważne Osoby (dalej w skrócie BWO). BWO uważają, że otrzymane od nich zaproszenie do TV, radia czy wywiadu prasowego jest ogromnym zaszczytem i każdy powinien przyjąć je z radością i odpowiednią pokorą.A przecież jak dotychczas nie ma obowiązku „stawienia się” przed dziennikarzem nawet najważniejszego „medium”.

    Oczywiście taką postawę wykreowali nasi biegający po mediach politycy, którzy na przykład o godzinie 9 występują w „Śniadaniu z Radiem ZET”, a o 11 są już w „Kawie na ławę” w TVN24. Przedstawiciele „drugiej opcji” politycznej nie pozostają w tyle. Trudno więc się dziwić, że jeśli jakiś polityk nie przybiegnie w lansadach na pierwszą propozycję dziennikarza budzi to konsternację „gwiazdy” (lub nawet „gwiazdeczki”) mediów. Dziś rano p.Dominika Wielowiejska musiała się zadowolić rozmową z p.Kalitą, podczas której piętnowała z zapałem odmowną odpowiedź na zaproszenie do wizyty na antenie radia TokFM kandydatki na prezydenta – p.Ogórek. Oczywiście nasza BWO nie mogła wręcz zrozumieć, jak można odrzucić takie zaproszenie – tym bardziej, że bezpośrednio po tej audycji wyemitowano wywiad w p.Kaliszem.

     A przecież mamy wolny kraj (o czym lubi przypominać nasza BWO) i każdy (nawet kandydatka na prezydenta) ma prawo odmówić dziennikarzowi! Nie wszyscy mają takie „parcie na sitko i szkło” jak niektórzy Panie i Panowie, którzy z radością graniczącą z ekstazą przyjmują każdą propozycję naszych BWO. Mediom udało się jednak wytworzyć chorą atmosferę – aż żal patrzyć w TV (niezależnie od opcji!) na różnych „rzeczników prasowych”, którym podstawiany jest las mikrofonów (koniecznie z widocznymi emblematami stacji!) i zadawane są różne (najczęściej idiotyczne) pytania. Nasze BWO potrafią napadać także na prywatne osoby przed szpitalem, w którym leżą ich bliscy po wypadku, relacjonować, co jadła „mama Madzi” na śniadanie – wszystko oczywiście zakończone obowiązkową formułką „dla stacji XXX sprzed szpitala YYY mówił(a) ZZZ”. Liczy się przecież LANS!

     Kilka razy zdarzyło mi się udzielić odpowiedzi na kilka pytań różnych dziennikarzy z prasy, radia i TV z zakresu mojej specjalności. Nie przeczę, takie zainteresowanie „mile łechce” własne ego. Dowiedziałem się jednak, że dziennikarzy tak naprawdę nie interesuje merytoryczna odpowiedź – ich interesuje NEWS z gatunku „człowiek ugryzł psa”. Są oczywiście chlubne wyjątki, ale najczęściej wyemitowane zostaną wyłącznie wątki sensacyjne (możliwości montażu wypowiedzi są dziś ogromne). Aby nie było nieporozumień – jestem za montowaniem wypowiedzi, bo audycji „na żywo” prawie nie da się słuchać. Ale dziennikarz powinien być przygotowany do przeprowadzenia rozmowy i do jej opracowania – a jak ma wątpliwości powinien się po prostu zapytać, a nie publikować bzdur.

    Co tu dużo mówić – nasi dziennikarscy BWO zostali głównie przez polityków spragnionych obecności w mediach jak kanie dżdżu rozpuszczeni jak „dziadowskie bicze”. Jedynym pocieszeniem może być lektura 13 rozdziału wspaniałej książki „Klub Pickwicka”:

„Wiadomość o Eatanswillu, o stronnictwach rozdzielających je tudzież o wyborze członka do parlamentu przez ten gród starożytny, lojalny i patriotyczny”. Oto dla przypomnienia niezapomniany fragment:

„Zdaje się, że mieszkańcy Eatanswill, jak i wielu innych małych miejscowości, poczytywali siebie za niezmiernie ważnych dla państwa, a każde indywiduum, w uznaniu wagi przywiązywanej do dawanego przez siebie przykładu, czuło się zobowiązane do należenia duszą i ciałem do jednego z dwóch stronnictw dzielących gród, to jest do błękitnych lub żółtych. Owóż błękitni nie zaniedbywali żadnej sposobności, by przeciwstawić się żółtym; żółci zaś ze swej strony nie zaniedbywali żadnej sposobności, by przeciwstawić się błękitnym, tak że gdy żółci i błękitni stawali oko w oko na jakimkolwiek publicznym zgromadzeniu, w ratuszu, na rynku czy na targu, natychmiast powstawały kłótnie i wzajemne łajania. Zbyteczne jest dodawać, że w Eatanswillu wszystko stawało się sprawą stronnictw. Gdy żółci doradzali zaopatrzyć plac targowy w nowe latarnie, błękitni zwoływali zgromadzenia publiczne, na których piętnowali ten szalony pomysł. Gdy błękitni proponowali zbudowanie nowej studni przy głównej ulicy, żółci powstawali jak jeden człowiek przeciwko takiej niegodziwej myśli. Były sklepy błękitne i sklepy żółte, oberże błękitne i oberże żółte, w samym kościele jedna strona była błękitna, druga żółta.
 

Każde z tych potężnych stronnictw, rzecz oczywista, miało swój organ i dlatego dwa dzienniki wychodziły w mieście. „Gazeta Eatanswillska” i „Eatanswillska Niepodległość”. Pierwsza popierała zasady błękitne, druga stała na gruncie stanowczo żółtym. Obydwie gazety były znakomite. Co za piękne artykuły polityczne! Jaka dowcipna i śmiała polemika! - „Gazeta”, nasza nikczemna antagonistka... „Niepodległość”, ten dziennik niesmaczny i godny pogardy... „Gazeta” to pismo kłamliwe i brudne... „Niepodległość”, skandaliczna i potworna... Takiego rodzaju zajmujące rekryminacje tuzinami zapełniały kolumny każdego numeru, budząc w miejscowych mieszkańcach najgorętsze uczucia zadowolenia lub oburzenia.”

Charles Dickens 1836-1837

Wszystko już było, rzekł Ben Akiba.

W Polsce doszło już do tego, że politycy powołują się na „fakty prasowe” wykreowane przez różne BWO. Życzę wszystkim zachowania odpowiedniego dystansu wobec takich działań i "tfurczości" naszych "elyt dziennikarskich".

barbie
O mnie barbie

Nazywam się Tomasz Barbaszewski. Na Świat przyszedłem 77 lat temu wraz z nadejściem wiosny - była to wtedy niedziela. Potem było 25 lat z fizyką (doktorat z teoretycznej), a później drugie tyle z Xeniksem,  Uniksem i Linuksem. Dziś jestem emerytem oraz bardzo dużym wdowcem! Nigdy nie korzystałem z MS Windows (tylko popróbowałem) - poważnie! Poza tym - czwórka dzieci, już szóstka! wnucząt, dwa koty (schroniskowe dachowce), mnóstwo wspaniałych wspomnień i dużo czasu na czytanie i myślenie.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (3)

Inne tematy w dziale Społeczeństwo