Unia Europejska ustami Jean-Claude Junckera ma ogłosić, że przyjmie 100 tys. imigrantów. Być może, że więcej, bo mowa jest także o 150 tysiącach. Wysokie Organa UE mają ustalić, ilu imigrantów ma przyjąć każde z państw członkowskich. Komisarz ONZ ds. uchodźców apeluje, aby UE przyjęła co najmniej 200 tyś. uchodźców, ale jego oficjalne materiały podają, że samą Syrię opuściło ponad 4 mln ludzi, a ponad 7 mln to uchodźcy wewnętrzni, którzy opuścili swoje domy i przebywają u swych rodzin lub w obozach na terenie Syrii. Z dużym prawdopodobieństwem wielu z nich będzie się usiłować przedostać do zachodniej Europy.
To liczby na dziś. Warto jednak postawić pytania:
A co się stanie po wyczerpaniu tych „limitów”? Czy UE odmówi przyjęcia kolejnej setki? Jak ci, którzy się spóźnią zareagują?
Wynik komunikatów, które wysyła Unia Europejska i apeli ONZ może być tylko jeden – ruch łodzi z imigrantami na Morzu Śródziemnym znacznie wzrośnie – każdy bowiem będzie chciał się „załapać”. Będziemy mieli do czynienia z sytuacją, którą bezbłędnie przewidział premier Australii Abbott:
„Jeśli wykonamy najmniejszy krok, który zachęci ludzi do wsiadania na łodzie, sytuacja się nie poprawi, lecz będzie jeszcze trudniejsza”.
Nasi przywódcy powinni spojrzeć prawdzie w oczy – mamy do czynienia z fizycznym atakiem na granice UE. Syria ma ponad 20 mln ludności, Libia – 6 mln, a zapewne znajdą się i następni chętni. I nie ma się czemu dziwić, bo różnice w poziomie życia np. w Sudanie i Niemczech są niewyobrażalne, a w dobie powszechnej komunikacji nie sposób, aby ludzie (nawet bardzo biedni) w końcu się o tym nie dowiedzieli. Od dawna wielu światłych ludzi ostrzegało, że pogłębiające się różnice w poziomie życia zagrażają rozwojowi naszej cywilizacji. Do tego bogaci tego Świata (zwłaszcza USA) chcąc zapewnić sobie bezpieczeństwo podjęli szereg zbrojnych interwencji pod hasłami „obalania reżimów i wprowadzania demokracji”. W efekcie powstał (jak należało się spodziewać) nieprawdopodobny chaos sprzyjający różnym ruchom o charakterze ekstremalnym.
W swym blogu Pan Edwin Bendyk analizując sytuację powołuje się na fakt, że na Ellis Island w ciągu jednego dnia przybywało niekiedy ponad 12 tys. imigrantów pragnących osiedlić się w USA. Między nimi była również osoba nosząca moje (bardzo rzadkie) nazwisko, która przybyła na tą wyspę w 1892 r. na najtańszym pokładzie „steerage”. Dowiedziałem się o tym, bo na tej Ellis Island wszystko odbywało się zgodnie z prawem - prowadzono rejestrację imigrantów, kontrolę przybywających osób itp., itd. Takie porównanie jest zupełnie bałamutne i trąci manipulacją.
Dziś sytuacja jest inna – imigranci i uchodźcy po prostu szturmują granicę USA z Meksykiem, granice Węgier z Serbią, decydują się na bardzo ryzykowne podróże morskie (niekiedy na pontonach) i lądują na wyspach i wybrzeżach greckich, włoskich itp. lecz również na Florydzie. Granice dla nich wydają się nie istnieć – prasę obiegły obrazki rzutkich i zdeterminowanych silnych mężczyzn przedzierających się przez druty kolczaste na granicy Węgier. Zgodnie z układem z Schengen państwa UE są zobowiązane do ochrony jej zewnętrznych granic – ale w praktyce jeśli to usiłują robić są piętnowane na forum międzynarodowym.
Premier Orban ma rację – ustalanie kolejnych „kwot” niczego nie załatwi. Nie oznacza, to że uchodźcom Unia nie powinna pomagać, ale pomoc powinna przede wszystkim być organizowana na terenie ich krajów. Wymaga to oczywiście zdecydowanych i konkretnych działań i nie chodzi bynajmniej o wpływanie zmianę rządów, a o zapewnienie uchodźcom bezpieczeństwa na miejscu. Niestety, wszyscy pamiętają jeszcze sprawę Srebrenicy i niechlubną rolę „wojsk” ONZ podczas masakry tej „bezpiecznej enklawy”. Lepiej więc apelować do państw i społeczeństw, odwoływać się do ludzkich uczuć publikując zdjęcia martwego dziecka. Tylko do czego to prowadzi?
Nazywam się Tomasz Barbaszewski. Na Świat przyszedłem 77 lat temu wraz z nadejściem wiosny - była to wtedy niedziela. Potem było 25 lat z fizyką (doktorat z teoretycznej), a później drugie tyle z Xeniksem, Uniksem i Linuksem. Dziś jestem emerytem oraz bardzo dużym wdowcem! Nigdy nie korzystałem z MS Windows (tylko popróbowałem) - poważnie!
Poza tym - czwórka dzieci, już szóstka! wnucząt, dwa koty (schroniskowe dachowce), mnóstwo wspaniałych wspomnień i dużo czasu na czytanie i myślenie.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka