Opublikowany ostatnio raport NIK „Kształcenie ne studiach doktoranckich” nie odbił się większym echem, co oczywiście jest zrozumiałe, ponieważ „przykryły” go bieżące sporo polityczne. Raport obejmuje jedynie ok. ostatnich 10 lat, warto jednak spojrzeć dalej wstecz – aż do wprowadzenia (1999) nieszczęścia zwanego „systemem bolońskim” i podziału studiów na I, II i III stopień. Ilu właściwie „produkowanych” jest w Polsce doktorów?
O ile 1980 r. przybyło ich (dane zaokrąglone) ponad 3600, to w 1990 r. tylko 2300, ale to oczywiście jest zrozumiały (choć nie zawsze zauważany) efekt stanu wojennego. W 2013 roku wypromowano już za to około 6100 doktorów.
A ilu mieliśmy doktorantów (osób studiujących na tych „studiach III stopnia”)?
Rok akadem. |
Ogółem |
Stacjonarne |
Niestacjonarne |
1990/91 |
2695 |
1926 |
769 |
2000/01 |
25622 |
18882 |
6740 |
2009/10 |
35671 |
25127 |
10544 |
2011/12 |
40262 |
29943 |
10320 |
2013/14 |
43358 |
35261 |
8097 |
Warto pamiętać, że studia doktoranckie wiele uczelni zaczęło prowadzić jeszcze w połowie lat 1970, lecz bardziej naturalną drogą była kariera naukowa według klasycznej ścieżki: asystent stażysta, asystent, adiunkt. Na stronie ekspercibolonscy.org.pl p.Przemysław Rzodkiewiecz z UŚ przedstawił dość kompletne dane dotyczące doktorantów:
Doktorantów mamy więc sporo – gorzej z doktorami. Spośród 7.681 doktorantów, którzy ukończyli stacjonarne studia doktoranckie w latach 2013 – 2014 tylko 3.423 (44,6%) uzyskało stopień naukowy doktora. W 30 badanych jednostkach naukowych odsetek ten wyniósł mniej niż 25% i tylko w jednej czwartej osiągnął wartość powyżej 56%.
Z przeprowadzonej kontroli NIK wyciąga oczywisty wniosek:
„W latach 2013-2014 studia doktoranckie nie były w pełni skutecznym sposobem kształcenia kadr naukowych. Skontrolowane jednostki naukowe stworzyły uczestnikom studiów doktoranckich warunki do prowadzenia samodzielnych badań naukowych, współpracy naukowej w zespołach badawczych oraz publikowania wyników badań. Warunki te nie były jednak wystarczająco motywujące do uzyskania stopnia naukowego doktora.”
Najgorsza jest sytuacja w przypadku nauk humanistycznych i społecznych - „uzysk” doktorów po „studiach III stopnia” wynosi niespełna 27%.
Zwraca uwagę znaczne ograniczenie roli studiów „niestacjonarnych”. O ile w przypadku „normalnych” studiów takie zjawisko należałoby ocenić pozytywnie, o tyle w przypadku studiów doktoranckich nie jest to już tak jednoznaczne, ponieważ część prac badawczych może być z powodzeniem realizowana poza jednostką prowadzącą studia doktoranckie.
Rok temu „Polityka” opublikowała tekst „Doktoraty stają się coraz modniejsze, ale Polsce nadprodukcja dyplomów nie grozi”. Jego Autor stawia diagnozę, że „prawdziwa jest natomiast popularna w Polsce teza – studia doktoranckie rzeczywiście są traktowane jako sposób na ucieczkę przed trudną sytuacją panującą na rynku pracy. W okresie bardzo dobrej koniunktury zainteresowanie studiami III stopnia wyraźnie maleje.”
Motywacje do podejmowania studiów doktoranckich są więc podobne do studiów I i II stopnia. W wielu przypadkach jest to sposób na czasowe „odroczenie wyroku”. W przypadku studiów doktoranckich dochodzi także pewien procent „doktoratów prestiżowych”, przygotowywanych przez (lub raczej dla) różnego rodzaju prominentów lub celebrytów. Zjawisko to występowało już zresztą w PRL i również wówczas jakość i oryginalność tych prac pozostawiała wiele do życzenia.
W przedwojennej Polsce były dwa stopnie naukowe – niższy (magister) i wyższy (doktor). Tak zwana habilitacja uprawniała do prowadzenia wykładów na określonym wydziale stanowiła więc raczej odpowiednik „tenure”. Wprowadzenie „doktora habilitowanego” jako stopnia naukowego nastąpiło w latach 1950/60 i miało ujednolicić system stopni naukowych PRL ze stosowanym w ZSRR. Wkrótce też (także na skutek polityki władz po marcu 1968) dopiero doktor habilitowany zaczął być uznawany za samodzielnego pracownika naukowego.
Spadek jakości doktoratów był już podnoszony przez Komisję Resicha (1980/81). Za główny powód uznano wymaganie promowania doktorantów jako warunku dalszej kariery naukowej przez pracowników samodzielnych. Niestety wiadome wydarzenia zakończyły te dyskusje, a przyjęcie systemu bolońskiego (licencjat → magisterium → doktorat) spowodowało, że uczelnie stały się właściwie szkółkami. Doktoranci (studenci III stopnia) zastąpili asystentów. Uczelniom się to opłaca – dla doktoranta (w przeciwieństwie do asystenta) nie potrzeba etatu.Poziom doktoratów nadal spada – większość prac nie spełnia podstawowego warunku - „aby zawierała ona oryginalne wyniki autora, wnoszące istotne, nowe treści do rozwoju nauki”. Kiedyś śmieliśmy się z doktoratu „o jedzeniu zupy łyżką”, którego autorka podzieliła łyżkę na „część chwytną” i „część czerpalną” - a dziś zapewne ten doktorat (analiza rozwoju psychomotorycznego dziecka) mógłby stanowić niedościgniony wzór dla wielu prac.
Ale nawet obniżenie kryteriów na pomogło! Należy wreszcie sobie otwarcie powiedzieć: Studia doktoranckie to kompletna porażka! Gorzej, że korzystają na nich uczelnie (doktoranci pobierają stypendia, nie pensje, a mogą prowadzić i prowadzą zajęcia), zaś młodzi ludzie korzystają bez skrupułów wykorzystują je jako swoiste przedłużenie studenckiego życia. Czyli znów - „Pic na wodę i fotomontaż”!
Nazywam się Tomasz Barbaszewski. Na Świat przyszedłem 77 lat temu wraz z nadejściem wiosny - była to wtedy niedziela. Potem było 25 lat z fizyką (doktorat z teoretycznej), a później drugie tyle z Xeniksem, Uniksem i Linuksem. Dziś jestem emerytem oraz bardzo dużym wdowcem! Nigdy nie korzystałem z MS Windows (tylko popróbowałem) - poważnie!
Poza tym - czwórka dzieci, już szóstka! wnucząt, dwa koty (schroniskowe dachowce), mnóstwo wspaniałych wspomnień i dużo czasu na czytanie i myślenie.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Technologie