Wstajemy z kolan, nie cofniemy się, nie oddamy ani płaszcza, ani guzika od niego i tak dalej, i tak dalej. Nic się nie zmieniło - "Ja z synowcem na czele i jakoś to będzie", „Obok Orła znak Pogoni – poszli nasi w bój bez broni” - za to ze sporym zapasem samouwielbienia.
Świetnym przykładem był udział naszej reprezentacji w „Mundialu”. Nie dość, że mecze w grupie obnażyły bezlitośnie wszystkie słabe strony polskiej reprezentacji to w dodatku nawet wygrany „mecz o honor” zakończył się totalnym blamażem. Brak rozeznania i realnej oceny możliwości przeciwników z równoczesnym przecenianiem własnych sił niejednokrotnie doprowadził Polskę do spektakularnych porażek.
Pompowanie przedmeczowego balonika wyszło nam w 2018 r. bardzo dobrze – odwrotnie niż w 1974, w którym drużyna Kazimierza Górskiego przegrała prawie wszystkie test-mecze – ale podczas samego Mundialu ‘74 wszyscy przecierali oczy ze zdumienia i zachwycali się grą polskiej reprezentacji . Co więcej, ostatni mecz grupowy z Włochami (dla nas „o pietruszkę” - dla Włochów „o wszystko”) wygraliśmy bezdyskusyjnie (piękne bramki Szarmacha i Deyny), otwierając Argentynie drogę do dalszych gier, co naraziło nas na oskarżenia o sprzedanie jej meczu (sic!!!). Niezależnie od tych oskarżeń silnych Włochów pokonaliśmy na boisku w pięknym stylu, a nie było to proste zadanie wymagające „przetruchtania” końcówki meczu. Trzy mecze w grupie – i trzy wygrane. To mówi samo za siebie.
Propaganda sukcesu (przecież wygraliśmy z Japonią!) nie zaciemni blamażu i utraty reputacji. Ten nasz „mecz o honor” stał się wręcz przykładem niesportowej postawy na rosyjskim Mundialu i zapewne będzie długo pamiętany...
To jednak była tylko gra – jednak co gorsza prowadzimy różne wojenki dyplomatyczne ("zwycięstwo" 1:27), czego ostatnim przykładem jest słynna już na cały Świat znowelizowana wczoraj ustawa o IPN. Przygotowana chyba „na kolanie” (podobno głównie przez narwanego p.Jakiego podpuszczonego przez „obrońców dobrego imienia”) i oczywiście niezwłocznie przegłosowana przez „wierny plankton” sejmowo-senacki zrobiła nam u niezłą „gębę”. Cóż, zabrakło profesjonalizmu, wcześniejszego „dogadania się” kanałami dyplomatycznymi – zapewne udałoby się „przepchać” na zasadzie wzajemności skuteczniejszą ochronę dobrego imienia Polski i Polaków.
Podobnie jest z „wojenką o sądy” p.Ziobry z Unią Europejską. Być może wygra p.Ziobro ją wygra i przejmie pełną i osobistą kontrolę na wymiarem sprawiedliwości – ale jakie są (i jeszcze będą) tego koszty? Bo jakie będą efekty, to z grubsza wiadomo.
Lepiej byłoby jednak zawczasu poszukać i pozyskać sojuszników – a gdzie ich szukać? Pozostał tylko „kraj za wielką wodą”, ale i tam ostatnio poszło nam dość kiepsko. Ze wszystkimi sąsiadami się kłócimy - przypomina to nieodparcie sytuację II Rzeczypospolitej i politykę „dwóch wrogów". Marszałek Piłsudski ostrzegał, że ci wrogowie mogą się między sobą dogadać (i chyba nawet dziś jakoś się dogadują) – i tak się też stało. Polsce pozostała skazana na przegraną samotna walka o honor (którego zabrakło naszym ówczesnym sojusznikom).
Kiedy wreszcie zaczniemy przestrzegać prostej zasady – długo myśl - prędko czyń, a do walki o swoje dobrze się przygotuj, a nie tylko „machaj szabelką”?
Komentarze