bardzodobry bardzodobry
350
BLOG

Świat według Glenna Becka

bardzodobry bardzodobry Polityka Obserwuj notkę 0

 

25 stycznia 2010 roku Harris Poll, uznana firma zajmująca się przeprowadzaniem sondaży, opublikowała wyniki badań dotyczących najpopularniejszej osoby w amerykańskiej telewizji. Nie ma nic dziwnego w tym, iż pierwsze miejsce zajęła Oprah Winfrey. Od 1993 roku Oprah regularnie zajmuje miejsca między pierwszym a trzecim i tylko raz, rok temu, znalazła się na pozycji czwartej. Tym co w opublikowanym sondażu jest najciekawsze, to miejsce drugie, zajęte przez, debiutującego na liście, Glenna Becka.

Kim jest Glenn Beck? 46 lat, dwukrotnie żonaty, nawrócony na mormonizm, niepijący alkoholik i właściciel firmy zajmującej się organizacją jego przedsięwzięć. Ponadto autor bestsellerów z pierwszych miejsc rankingu New York Times’a, oraz prowadzący programów radiowych i telewizyjnych. Beck przedstawia się jako świeżo upieczony libertarianin, zwolennik prawa do posiadania broni, przeciwnik socjalizmu i rządowej ekspansji w życie obywateli. Dzięki swej działalności zyskał sobie gorących zwolenników, szczególnie wśród wyborców określających się jako republikanie, niezależni, oraz zwolennicy tzw. Tea Bagging Movement.Zyskał też sobie zajadłych przeciwników. Keith Olbermann, prowadzący liberalnego programu publicystycznego emitowanego przez MSNBC, regularnie umieszcza Becka na codziennej, ekskluzywnej liście trzech najgorszych osób na świecie. Mediammaters4America, liberalny portal internetowy monitorujący konserwatywne media, w styczniu przyznał Beckowi tytuł dezinformatora roku.

Beck jest postacią, która polaryzuje osoby wystawione na jego działanie. Potrafi zgromadzić 30 tysięcy ludzi by przedstawić im stuletni i metafizyczny plan odbudowania Ameryki, potrafi również zrazić do siebie 80 reklamodawców, którzy wycofali się ze współpracy z nim, po tym jak nazwał prezydenta Baracka Obamę rasistą. Przekraczając kolejne granice kontrowersji, zachęca telewidzów, by czytali naukowe książki traktujące o historii XX w. Przyciąga uwagę, nie tylko tym co mówi, ale i jak mówi. Jego zamiłowanie do szkolnych tablic, na których graficznie przedstawia swoje pomysły, uczyniło z niego przedmiot licznych żartów. Podobnie jak przypadki, kiedy płakał na wizji ze wzruszenia. Całe to zamieszanie, samo w sobie ciekawe, przesłania komentatorom sedno tego, co Beck dzień w dzień mówi swojej 2,5-milionowej widowni. A mówi rzeczy zapierające dech w piersiach.

 

Drzewo rewolucji, czyli kto za tym wszystkim stoi

Używając wspomnianej tablicy, Beck rozrysował twór zwany przez niego „Drzewem rewolucji”. W jego korzeniach znajdują się progresywiści z początku XX wieku, tacy jak Woodrow Wilson i F.D. Roosevelt, a także Saul Alinsky i Che. Pień, który z tych korzeni wyrasta stanowią studencka organizacja Students for Democratic Society (SDS) oraz dwugłowy twór o nazwie Cloward i Piven. Gałęziami zaś są ACORN, SEIU, Bill Ayers i Van Jones, oraz, jakżeby inaczej, Barack Obama. Część z tych nazwisk i akronimów, może być polskiemu czytelnikowi nieznana, dlatego zajmiemy się tym drzewem, od podstaw.

Dla Becka, Che jest przykładem komunistycznego zbrodniarza. Pod koniec stycznia Glenn zaserwował swoim widzom godzinny dokument, o zbrodniach popełnianych przez reżimy w ZSRR, Chinach, III Rzeszy oraz na Kubie. Wszystkie te przykłady łączy użycie przemocy przez wszechmocne państwo. Symbolem takiego państwa, nie szanującego życia swoich obywateli, nie stroniącego od przemocy, oraz nie szanującego wolności sąsiadów, jest Che.

Kolejne ważne, kto wie czy nie najważniejsze, miejsce w korzeniach owego drzewa zajmują dwaj prezydenci USA, Woodrow Wilson oraz Franklin D. Roosevelt, których łączy, według Becka, wspólna przynależność do ruchu progresywistycznego. Wbrew utartym schematom, Beck idąc za myślicielami austriackiej szkoły ekonomii, przypisuje obu wspomnianym prezydentom przedłużenie Wielkiego Kryzysu. Według niego, ich decyzje, które zresztą podobne są do decyzji Baracka Obamy, doprowadziły do tego, że zwykła recesja przerodziła się w kryzys trwający aż do II Wojny Światowej. Z owej dwójki Wilson wydaje się być mniej przez Becka lubiany. Zdażyło mu się nawet nazwać go „synem źle prowadzącej się kobiety”. Na taką wrogość zasłużył sobie prezydent powołaniem w 1917 r. Banku Rezerw Federalnych (FED), która to instytucja, choć ma wpisaną w swój statut ochronę wartości dolara, doprowadziła do jego niemalże 90% dewaluacji w trakcie całego trwania swego istnienia. Ponadto Wilson był autorem progresywnego podatku dochodowego, początkowo uznawanego za tymczasowy i nałożonego jedynie na obywateli o najwyższych dochodach. Po kilku latach podatek ten dotyczył już właściwie wszystkich i jak do tej pory nie doczekał się likwidacji. Do tej listy zarzutów, dorzuca Beck jeszcze powołanie Ligi Narodów oraz Organizacji Narodów Zjednoczonych, prohibicję, jak również zmianę sposobu nauczania na kierunkach prawniczych, poprzez przeniesienie nacisku z zajmowania się prawem konstytucyjnym, na prawo oparte na precedensach.

Wszystko to są konkretne rzeczy, za które właściwie każdy obywatel mógłby znielubić swego prezydenta. W końcu kto lubi, gdy zabiera mu się wódkę i nakłada „tymczasowy” podatek, który nie tylko się nie kończy, ale do tego jeszcze rośnie? Glennowi chodzi jednak o co innego. I Wilson, i Roosevelt, są według niego przedstawicielami prądu intelektualnego, który charakteryzuje się naciskiem na rolę państwa w rozwiązywaniu problemów. Glenn nazywa to socjalizmem.

Nie tylko ich program Beckowi się nie podoba, ale i metody wcielania go w życie. Progresywiści wiedzą, że ludzie w większości nie chcieliby ich rozwiązań. Dlatego też, by osiągnąć swoje cele muszą oni działać zgodnie ze strategią, którą Glenn opisał swym widzom, jako: brak debaty, utrzymywanie w sekrecie, oraz wykorzystywanie sytuacji kryzysowych. Odnajduje on wszystkie te trzy cechy w sposobie uchwalenia i wprowadzenia w życie pakietu stymulującego amerykańską gospodarkę, oraz w próbach „wepchnięcia w gardła amerykanów” nowej ustawy o ochronie zdrowia.

Trzecim korzeniem jest Saul Alinsky. Zajmował się on aktywizowaniem lokalnych społeczności, lecz jego głównym przewinieniem jest, w oczach Becka, książka „Rules for radicals”, w której przedstawił on swój pomysł na to, by zabrać tym którzy mają („Have’s”) i oddać tym, którzy nie mają („Have-nots”). Do tego, Alinsky utrzymywał, iż cele usprawiedliwiają metody, oraz głosił, iż o tym, czy dany czyn był moralny, decyduje tylko osiągnięty dzięki niemu efekt. Tego typu pomysły przyprawiają Becka o dreszcze.

Wpływ Alinskiego na amerykańską politykę jest trudny do przecenienia. Pod jego wpływem jest prezydent Obama, Hillary Clinton napisała o nim swoją pracę magisterską, a Chris Matthews, prowadzący programu w telewizji MSNBC, nazwał go „naszym bohaterem z lat 60”. Co gorsza, wspomniana książka jest według Becka, promowana przez obecną administrację wśród studentów. W ten sposób zabija się w ludziach właściwego Ameryce ducha kapitalizmu i zaszczepia socjalistyczny kolektywizm.

 

Cloward i Piven, czyli czemu Nowy Jork zbankrutował

Wpływy tych ideologii uziemiły się m. in. poprzez SDS. Była to lewicowa organizacja zrzeszająca studentów, zainteresowana propagowaniem demokracji uczestniczącej, organizująca strajki studentów oraz walcząca z płciowymi i rasowymi uprzedzeniami. SDS był kanałem przepływowym idei, kuźnią kadr walczących o postęp aktywistów. Jednakże organizacja, bez napędzającej jej ideologii nie przyda się na wiele. Myśli przewodniej dla SDS dostarczyli wspomniani przed chwilą progresywiści i Alinsky, oraz Cloward i Piven.

Richard Cloward i jego żona Frances Fox Piven byli socjologami na uniwersytecie w Columbii i politycznymi aktywistami. Stworzyli razem strategię, zakładającą doprowadzenie do kryzysu instytucjonalnego w USA, po t by, na jego gruzach stworzyć nowy ład, w którym nie będzie biedy. Ich plan, w którym pobrzmiewają echa założeń Alinskiego, zakładał, iż system kapitalistyczny zawali się pod swym ciężarem, gdy wszyscy uprawnieni do korzystania z różnych zapomóg socjalnych, faktycznie zaczną się po nie zgłaszać. Według ich ocen, w latach 70-tych w USA, pobierała je ledwo połowa uprawnionych do tego osób. Ich celem stało się zatem zorganizowanie masowego ruchu, National Welfare Rights Organization, którego aktywiści mobilizowali ludzi do agresywnego, często stosując przemoc w urzędach państwowych, domagania się swoich zasiłków. Owe masowe roszczenia miały spowodować zatkanie machiny biurokratycznej, gdyż nie byłaby ona w stanie przerobić takiej ilości zgłoszeń. Zaś biurokratyczny i finansowy kryzys musiał zmusić rząd federalny do działania i rozszerzenia programów pomocowych dla najbiedniejszych. Wszelako nadrzędnym celem dwójki ideologów było całkowite załamanie systemu wolnorynkowego, by na jego gruzach zbudować socjalistyczną utopię, w której każdy ma zagwarantowany minimalny roczny dochód.

Działacze na terenie całych Stanów, inspirowani tą strategią, doprowadzili, według Becka, w latach 1969-1974 do wzrostu liczby osób pobierających zasiłek z 4.3 do niemalże 11 milionów. W samym Nowym Jorku w roku 1975 na zasiłku znajdowało się milion osób, co o mały włos nie doprowadziło do ogłoszenia przez miasto bankructwa. Beck obwinia za tę sytuację właśnie Clowarda i Piven, a tezę swą podpiera wystąpieniem byłego burmistrza tego miasta, Rudolpha Guilianiego. Mówi on, iż owe wydarzenia nie były przypadkiem, lecz wynikały z „celowych działań konkretnych ludzi”.

 

Progresywiści u władzy, czyli dokąd zmierza Ameryka

Taki właśnie obraz historii dostają widzowie programu emitowanego przez telewizję FOX News. Ciekawe to i pouczające, ale jak można się spodziewać, po tym co jest tu napisane do tej pory, teraźniejszość według Becka jawi się jeszcze bardziej interesująco. W koronie „drzewa rewolucji” umieszczone zostały ACORN i SEIU, oraz osoby z otoczenia prezydenta Obamy, którym Beck poświęca wiele czasu antenowego.

Association of Community Organizations for Reform Now wyłoniła się z ruchu SDS oraz działaczy związanych z Clowardem i Piven. Założona w 1970 organizacja skupia się na aktywizowaniu lokalnych społeczności, szczególnie tych o niskich i średnich dochodach. Promuje ona również publiczną służbę zdrowia, domaga się obniżenia kosztów mieszkań oraz podwyższenia socjalnych zabezpieczeń dla najbiedniejszych. ACORN wspomaga także ruch Project Vote, którego celem jest automatyczne rejestrowanie ludzi na listach wyborczych. Glenn wspomina, iż w skutek działalności lobbingowej tych organizacji, w roku 1993 Bill Clinton podpisał tzw. Motor-Voter law, które obwinia się o umożliwienie rejestrowania martwych dusz na listach wyborczych. Nie uszło uwagi Becka, iż w ceremonii podpisywania tego prawa, brali udział Cloward i Piven.

Obecnie, każdy szanujący się konserwatysta w USA, na dźwięk nazwy ACORN powinien reagować spazmami. Organizacja ta nie lubiana jest już od dawna, ale odkąd kilka miesięcy temu padła ofiarą prowokacji, w której dziennikarz wszedł do biura ACORN wraz z młodą dziewczyną i uzyskał pomoc w założeniu burdelu, jej krytyka coraz bardziej się nasila.

Natomiast Service Employees International Union, to międzynarodowy związek zawodowy, skupiający obecnie około 1.8 miliona pracowników w USA, Kanadzie i Puerto Rico. Jego przewodniczący Andy Stern, był najczęściej odwiedzającą Biały Dom osobą, w pierwszych miesiącach urzędowania nowego prezydenta. Beck wielokrotnie prezentował swoim widzom wywiad ze Sternem w trakcie którego, mówił on, iż jeżeli nie zadziała siła argumentów, związki użyją argumentu siły, wychwalał hasło „robotnicy wszystkich krajów łączcie się”, oraz straszył wyborców republikańskich, twierdząc, że wie kim są i gdzie mieszkają. Wszystko to nie podoba się Beckowi, ale równie ważne są dla niego koszty produkcji czegokolwiek w USA, które dzięki silnym związkom zawodowym cały czas wzrastają. Beck oskarża więc SEIU o uczynienie amerykańskiej gospodarki mało konkurencyjną i niezdolną do walki o klienta z o wiele tańszymi Chinami.

Do postaci, które ostatnimi czasy zaniepokoiły Glenna należą np. Anita Dunn, do grudnia 2009 roku odpowiedzialna w Białym Domu za komunikację, która w swym przemówieniu do młodzieży określiła Mao, zresztą zaraz obok Matki Teresy, jako swego ulubionego filozofa społecznego. Jak późnej twierdziła, zrobiłą to dla żartu. Równie niedopuszczalnej, dla Becka, wypowiedzi dopuścił się Ron Bloom, zajmujący się polityką wytwórczą, także powołując się na Mao, stwierdzając, że władza wypływa z lufy karabinu, a wolny rynek nie działa. Do tego dochodzi jeszcze przypadek Van Jonesa, doradcy prezydenta w sprawach pracy w zielonych sektorach gospodarki, którego zwolniono po tym, gdy konserwatywne media wytknęły mu, że przyznaje się do bycia komunistą, oraz wierzy, iż zamachy na WTC mogły być zorganizowane przez rząd USA. Jakby tego było mało, Beck wytyka prezydentowi znajomość z Billem Ayersem, który w czasach swej przynależności do radykalnej lewackiej organizacji Weather Underground, próbował wraz z Jeffem Jonesem wysadzić Pentagon. Na tym nie koniec, grzmi Beck, albowiem obecnie zarówno Van Jones jak i Jeff Jones pracują w Apollo Alliance, organizacji, która odpowiedzialna jest za ostateczny kształt ustawy, o pakiecie stymulacyjnym dla amerykańskiej gospodarki. Apollo Alliance, o czym Beck nie zapomniał wspomnieć, finansowane jest przez Georga Sorosa.

Wszystko to, zdaniem Becka, pokazuje, iż w prezydent i jego otoczenie mają plan, który chcą odgórnie narzucić Ameryce. Jest to plan, by użyć słów Obamy z czasów kampanii prezydenckiej, „fundamentalnej przemiany” USA. Według Becka, zarówno pakiet stymulacyjny, TARP (czyli pomoc rządowa dla banków), reforma służby zdrowia, służą wpędzeniu USA w kryzys, który spowoduje załamanie się obecnego ustroju. Jest to rozwinięcie strategii przedstawionej przez Clowarda i Piven, polegającej na celowym doprowadzeniu do bankructwa systemu, by po jego upadku zainstalować nowy, progresywistyczny system, w którym wszechmocne państwo będzie dbało o wszystkich obywateli.

 

Spiskowa teoria czy spiskowe fakty?

Wszystko to brzmi, z jednej strony skomplikowanie, a z drugiej niedorzecznie. Jednak statystyki nie kłamią. Beck jest, drugą po Winfrey, najpopularniejszą osobą w telewizji, a oglądalność FOX News jest o wiele wyższa niż CNN, czy CNBC. Ludzie po prostu chcą to oglądać. Co więcej, wygląda na to, że Glenn Beck „działa”. Ostatnie sondaże pokazują, że większość konserwatywnych wyborców uważa Obamę za socjalistę, oraz chciało by odsunięcia go od władzy. Jeżeli jeszcze na dodatek okaże się, że wśród respondentów wzrasta poziom czytelnictwa, będzie to niezawodny dowód na niesamowity wprost wpływ Becka na amerykańskie społeczeństwo.

Becka zatem nie wolno niedoceniać, choć na pierwszy rzut oka, trudno go traktować poważnie. Wszystkie te straszne opowieści o socjalistycznym prezydencie celowo wpędzającym kraj w długi, Beck okrasza różnymi dowcipami i robi miny do kamery. Potrafi też wytłumaczyć politykę podatkową za pomocą ciasta. Zdarzyło mu się nawet oblać na wizji człowieka benzyną, by unaocznić rządową politykę antykryzysową. Wszystkie te zabiegi, doskonałe z marketingowego punku widzenia, przynoszą mu coraz większą widownię, która z kolei ma szansę dowiedzieć się o historii XX wieku, czym jest austriacka szkoła ekonomii, jakie są podstawy filozoficzne wolnego rynku, lub też co Ojcowie Założyciele mieli na myśli, gdy pisali konstytucję. Beck stara się podpierać wszystkie swe tezy faktami, choć jako, że pracuje w przemyśle rozrywkowym a nie na uniwersytecie, zdarza mu się podchodzić do owych faktów bardzo emocjonalnie.

Tak czy siak, warto zainteresować się wizją świata według Glenna Becka, gdyż może okazać się, iż w niedalekiej przyszłości będzie to wizja świata znacznej części najpotężniejszego kraju na świecie.

 

 

 

bardzodobry
O mnie bardzodobry

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze

Inne tematy w dziale Polityka