Przepraszam Was, Czytelnicy & Dyskutanci, że rysuneczek z motwem i hasłem podobnym do poprzedniego. Ciągle jednak latają w powietrzu zatrute słowa wyjęte z leksykonu nienawiści, a towarzyszą im wyżej latające pojękiwania dobrych duchów biadających nad tym, co się z zacnym narodem naszym zrobiło, jakie rany zadano elegancji obyczaju naszych Elit Władzy, Elit Konsumpcji, Elit Opinii.
Próbuję uporządkować to, co publiczność sądzi na temat źródeł potoków nienawistnej myśli i dlatego publikuję tu fikcyjny list Profesora Emeryta Prestiżowej Uczelni do Ministra i Wicepremiera Jarosława Gowina.
Wielce Szanowny Panie Premierze,
przecież do człowieka na takim jak Pańskie stanowisku, do absolwenta Jagiellonki i Cambridge nie zawołam, Gowin, podejdźno do płota! Więc temperuję moje pasje i najgrzeczniej jak potrafię zwracam Panu Ministrowi uwagę na uwijającą się po jedzniach naszej Ojczyzny pewną kategorię cyklistów. To nie tylko młodzi Nepalczycy, Afganowie, Hindusi pracujący jako kurierzy w firmach cateringowych. To również studenci podległych Panu uczelni. Niektóre z tych uczelni są stosunkowo niewielkie, mają tylko kasjera i sekretarkę, pieczątkę i długopis. To wystarcza, bo ich celem nie jest praca naukowa, nie jest żadna dydaktyka. Te szkoły wyższe istnieją, aby dostarczać takie zaświadczenia, na podstawie których egzotycznie cykliści mogą zdobyć "wizę studencką" i zalegalizować paruletni pobyt. Ja nic nie mam przeciwko tym rowerzystom, pracują ciężko.
Ja, jako naukowiec, dydaktyk, wychowawca paru pokoleń dobrze wykształconych profesjonalistów z tytułami doktorów, z habilitacjami - chciałbym przytrzymać Pana Ministra przy płocie i usłyszeć odpowiedź na pytanie - czy polskie wyższe uczelnie mogą jeszcze spaść niżej?
Pan zawsze stara się robić trochę lepsze wrażenie niż reszta ekipy. Jest Pan spokojniejszy, mówi Pan lepszą polszczyzną, unika Pan populistycznych przedstawień. No więc, niech Pan zechce pokazać, że to nie jest kamuflaż, że jest w tym jakaś prawda.
Uczelnie nasze wloką się w światowych rankingach, liczby są takie, że rumienię się ze wstydu. Ale to może zmienić program naprawczy realizowany przez dziesięciolecia. Są jednak zmiany, które należy wprowadzić w trybie alarmowym.
Aby przywrócić godność wyższym uczelniom, trzeba ustawowo chronić markę "uniwersytet, akademia, wyższa szkoła", trzeba, aby studenci mogli być dumni z tych nielicznych szkół, które uzyskają państwowe prawa do takich określeń na pieczątkach z orzełkiem.
Trzeba, aby uczelnie uczyły, wychowywały, promieniowały na miasto i okolicę uniwersytecką kulturą, akademickimi dobrymi manierami. Warunkiem istnienia uczelni powinno być to, aby uczelnia prowadziła szkołę średnią z poszerzonym profilem humanistycznym. Najlepsi maturzyści tych szkół powinni mieć ambicje nadawania stylu i tonu całemu środowisku studenckiemu.
Po egzaminie wstępnym student powinien dostawać kredyt, który pozwalałby mu godnie żyć i opłacić czesne na uczelni. Piątkowy student miałby możliwość uzyskania częściowego umorzenia spłat, student wybitny - całkowiteg umorzenia, pod wyjątkiem, że zostaje w kraju.
Absolwenci opuszczający kraj powinni przed wyjazdem spłacić kredyt, oczywiście tej spłaty mógłby dokonywać ktoś, kto studenta chce za granicą zatrudnić.
Utrzymanie takich uczelni i godziwe opłacenie ich kadry profesorskiej byłoby dla państwa tańsze. To otworzyło by drogę do uzdrowienia sytuacji na uczelniach. Początkiem powinien być przestrzegany surowo zakaz pracy kadry dydaktycznej na wielu uczelniach.
Mam nadzieję, że postąpi Pan tak, aby płot przestał nas dzielić
Profesor NN