Trochę to śmieszne – mój wpis ostatni ( z 7 października 2019) miał ratować wynik wyborów i uratował. Był prawdziwie elitarny, pochyliło się nad nim jeno 120 głów, ale jak się okazuje – mądre to były głowy. Czy zapoczątkowały one falę słusznego myślenia, czy też to słuszne myślenie już się trochę w powietrzu unosiło – doprawdy nieważne. Poszło nieźle, do Drogich Niezdecydowanych dotarło, że blisko centrum jest nieco jaśniej i w tę stronę rzucili swoje głosy. Oczywiście dziękuję, ale i ostrzegam – jesteśmy w strefie kłopotów, dalej będzie trudno, kruchy lód trzeszczy pod naszymi mesztami.
Wiem – bo miło jest wiedzieć – że większość Drogich Niezdecydowanych mówi sobie – poszło nieźle, teraz zrobimy prezydentem Kosiniaka- Kamysza i nawa państwowa przestanie przeciekać, pod pełnymi żaglami wypłynie na spokojniejsze wody. Kochani, chciałoby się! Pełne żagle? Pełne strachu! Sprawa jest bardziej skomplikowana. Długo głowiłem się, jak ją przedstawić w formie odpowiedniej dla prawdziwych elit, a zarazem w formie sprawiającej mi przyjemność przy pisaniu. Teraz udało się dotrzeć do korespondencji prywatnej, którą moim zwyczajem zacytuję, jakby była prawdziwa. Tym razem list pochodzi z wyższych sfer. Nie najwyższych – bo jednak z kręgów służby domowej. Oto jest list pokojówki Wielkiego Politycznego Szefa, do jej matki zatrudnionej jako kucharka u Wielkiego Szefa Korporacji Finansowych.
Mamuśku, piszę krótko, bo to pilne. Mówisz, żeby nie podsłuchiwać. Ale jak mam nie podsłuchiwać, kiedy oni przy kolacji specjalnie mówią tak głośno, żebym podsłuchiwała? Bo oni wiedzą, że ty tam pracujesz, gdzie pracujesz i do ciebie dojdzie. Wiedzą też, że twoja Pani siedzi u ciebie w kuchni. Jak się telewizji naogląda, potrzebuje, aby jej kto wytłumaczył, o co w ogóle biega w tych wyścigach do prezydenta. Nie kapuje Pani twoja, dlaczego ktoś najlepszy musi przegrać w pierwszej turze, aby w drugiej najgorszy mógł pokonać najśredniejszego czy tam najśredniejszą. Ja sobie myślę, że wiem, jakby było najlepiej. To znaczy wiem, kogo oni najbardziej nie chcą. Jak tylko padło jego nazwisko, zaraz wrzask, ciszej, kurde flak, ciszej! A jeden tak się zerwał, że czerwone wytrawne wylał na obrus, na swoje spodnie i sąsiadki suknię, bo tak jakoś blisko siedli. I wcale nie chodzi o pana Kosiniaka, chociaż jego też nie lubią. Jest jakiś Paweł Kowal, nie kowal jednak, ale profesor. Niby młody, ale ma już czwórką dzieci i książek też coś nawydawał. Wziął teraz i poszedł do Sejmu, a moi Państwo jakby się go boją.
Taki się nada. Pewnie Kosiniak też dobry, ale na bazarze mówili, że szkoda go na prezydenta, bo się w PSL-u przyda, koszula bliższa ciału, PSL-u, swojej partii powinien pilnować, bo dla niej ta kadencja to ostatni walczyk na balu, albo wezmą PSL na salony, albo poślą go w kapustę. A w PSL-u jest niby dobry ferment przez to pomieszanie z Kukizami, ale jak było każdy w swoją stronę szarpie, mogą się rozlecieć z tego zwycięstwa lilipuciego. Kosiniak niech przez kadencję tej partii popilnuje. Ksiądz Ziutek, u którego Stacha gotuje, to mówi, że PSL powinien teraz dopilnować Kościoła, po tych wszystkich pedofilach i pijących klerach. Ostatecznie PSL to partia dla parafian, ludzie by bili brawo, jakby się taka rzecz udała. Więc tak – niech się Kosiniak jeszcze przez jedną kadencję z PSL-em pomęczy jako przewodniczący, a potem z Kowalem może i wygra, jako przystojny i wysoki.
Tyle mam dla Mamuśki wiadomości z jadalnego, czyli liwingu, z bazaru i z plebanii, niech Mamuśka to jakoś powoli tłumaczy swojej Pani, jak baba babie. Czy oni to zrozumieją, inna sprawa. Ale jak kasą rządzą, to mogli by temu Kowalowi pomóc, bo na razie o nim cichosza, a kampania prezydencka już się toczy. Ja mojemu Robercikowi próbowałam tłumaczyć, kto ma być prezydentem, ale on tylko na tę kandydatkę patrzy, taka ona pluszowa przytulanka polityczna. Całusy Roksana.