Bazyli1969 Bazyli1969
4995
BLOG

Tajemnica Polan, czyli o naszych przodkach, których... nie było(?)

Bazyli1969 Bazyli1969 Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 133

To, że coś jest oczywiste, nie oznacza jeszcze, że jest to prawda.
T. Pratchett

image

Zacznę od drobnej, lecz istotnej dla poruszonego tematu uwagi. Otóż, tak się składa, iż jeśli chodzi o  świadectwa związane z początkami naszego państwa i narodu, jesteśmy  bodaj najbardziej poszkodowani spośród całej rodziny słowiańskiej. Na taki stan rzeczy złożyło się wiele przyczyn, wśród których nasze położenie geograficzne nie jest na ostatnim miejscu, ale jako naprawdę najważniejszy powód jawi się obcowanie z… cywilizacją zachodnią. Wydaje się to dziwnym? Oczywiście! Nie mniej, gdy uwzględnimy fakt, że w dobie wybijania sobie okna na świat przez naszych antenatów, piszącymi o wydarzeniach związanych z tym procesem byli niemal wyłącznie reprezentanci Zachodu, dla których „tutejsi” stanowili pogardzaną pogańską masę, to zrozumiemy: dlaczego o ówczesnych rdzennych mieszkańcach ziem polskich wiemy tak niewiele? Obserwatorów i przybyszy znad Renu, Padu, Dunaju  czy Sekwany nie interesowały na ogół wewnętrzne stosunki, ustrój społeczny, podania i dzieje ludzi miejscowych. A jeśli nawet, to według dziejopisów, uczonych i misjonarzy wszystko to było skażone bałwochwalstwem, a więc niegodne pamięci i skazane na zapomnienie. Zdecydowanie inaczej ekumenę pogańską traktował Konstantynopol. Wysyłani przezeń emisariusze i krzewiciele wiary chrześcijańskiej bardzo często, z przenikliwością godną antycznych Hellenów, starali się poznawać kulturę i specyfikę aspirantów do przyjęcia chrztu. Ba! Od samego początku nie wahali się angażować i formatować miejscowych, po to, aby razem z nimi tworzyć nowy ład.  I trzeba przyznać, że znajdowali wielu chętnych, którzy bez wstrętu i doktrynerstwa pełnymi garściami czerpali z tradycji swoich przodków.  Stąd przede wszystkim wynikają różnice ilościowe oraz jakościowe pomiędzy naszą wiedzą o prapoczątkach Bułgarów, Morawian, Chorwatów,  Rusinów a znajomością najwcześniejszych dziejów Polski.

Jedną z najciekawszych zagadek naszej historii (których mamy bez liku), jest ta dotycząca etnonimu „Polacy” i samej nazwy „Polska”. Niemal powszechnie przyjmowanym wyjaśnieniem jest to mówiące, iż oba pojęcia wywodzą się od słowa „pole”, rozumianego jako obszar ziemi poddanej uprawie. Taką interpretację zaprezentowali już dawno temu nasi najwięksi polihistorzy i jest ona uznawana jako obowiązująca nie tylko w nauczaniu na poziomie szkolnym, ale także przez - mniej lub bardziej - utytułowanych akademików. Szkopuł w tym, że niekoniecznie jest to prawdziwa interpretacja. Z jakiej przyczyny?

Trzeba zaznaczyć, iż w języku prasłowiańskim i kształtujących się potem poszczególnych językach Słowian (do XII/XIII stulecia), ziemię uprawną zwano „niwą/niwami”. Natomiast słowem „pole” - obszar otwarty, pozbawiony drzew. Takie rozumienie wspomnianej nazwy funkcjonowało bardzo długo, bo jeszcze w XV w. „polski” oznaczał „dziki, rosnący na otwartej przestrzeni”. U Rusinów z ziem ukrainnych znacznie dłużej.  Podobnie lub nawet bardziej wątpliwą wydaje się propozycja etymologii odwołująca się do obcego pochodzenia omawianego etnonimu i toponimu. Według jej autorów zawdzięczamy je Czechom, którym to ziemie między Odrą a Wisłą wydawały się – w porównaniu z ich ojczyzną – bezkresnymi nizinami i z tego powodu tereny za Sudetami mieli zwać „polami”. Wreszcie nazwą „Polanie” mieli zostać obdarzeni mieszkańcy północno-wschodniej Wielkopolski przez swych najbliższych sąsiadów, którzy z podziwem, ale i z niepokojem, przyglądali się karczunkowi lasów dokonywanemu w ziemi gnieźnieńskiej, a który był tak intensywny, że podobnie wolnej od drzew przestrzeni nie było nigdzie nad Wisłą. Admiratorzy takiego rozwiązania zapominają, iż o wiele bardziej bezleśnymi i zagospodarowanymi przez rolników obszarami były w owym czasie liczne regiony Małopolski, Śląska i Polski centralnej. Nie da się zatem bezkrytycznie akceptować etymologii interesujących nas pojęć, które są propagowane w podręcznikach i artykułach autorów starających się rozpaczliwie podtrzymywać dawne przekonania. To po pierwsze.

image

Po drugie, zdaniem niektórych badaczy plemię Polan po prostu… nie istniało. Głównym przedstawicielem takiego poglądu na rodzimym gruncie jest znany archeolog prof. Urbańczyk. I trzeba przyznać, że zarówno u nas, jak i poza granicami naszego kraju znalazł w tym względzie spore grono zwolenników. Jako argument rzekomo decydujący przywołał spostrzeżenie, iż nazwa „Polanie” oraz „Polska” (w różnych odmianach) zaistniały dopiero ok. roku 1000, to jest w znacznym odstępie czasowym od momentu pojawienia się pierwszych wzmianek dotyczących aktywności naszych przodków. To faktycznie frapujące, ale… Prof. Urbańczyk jakby nie zwraca uwagi na fakt, iż właśnie na przełomie I i II tysiąclecia n.e. określenia „Polonia” i „Polanie”, dotyczące odpowiednio konkretnej społeczności i określonego terytorium, zadomowiło się na stałe na kartach kronik i w dokumentach średniowiecznych, czyli musiało odnosić się do… realnych bytów! To „uchybienie” zasłużonego naukowca nie wydaje się przypadkowym, bo jego zdaniem wszelkie plemiona, rozumiane jako konkretne wspólnoty, były li tylko tworami literackim, powstałymi na potrzeby uporządkowania rzeczywistości. Czy oznacza to, że pomysł Przemysława Urbańczyka to tylko wykwit modnego dziś progresywizmu i poprawności politycznej, zżerających również naukę? Nie do końca!

Gdy pochylimy się nad bardzo skromnym zasobem źródeł zdatnych do wykorzystania dla opisu „Początku” skonstatujemy, że naprawdę brak w nich informacji o ludzie, który miał stworzyć nasze państwo. O „Polanach” głucho w „Żywocie św. Metodego” (IX w.), „Chorografii króla Alfreda” (IX w.), tzw. Geografie Bawarskim (IX w.), „Kronice Saskiej” (X w.), pracach Konstantyna Porfirogenety (X w.), opisie wyprawy do Europy Środkowej Ibrahima ibn Jakuba (X w.)… Ba! Nawet w oficjalnym dokumencie (znanym nam w skrócie), powstałym ok. roku 990, zapewne z inicjatywy i przy współudziale Mieszka I, zamiast nazwy „Polska” czy „Polanie” odnajdujemy enigmatyczne „civitas Schinesghe” („państwo/miasto Schinesghe”). Stronice wspomnianych świadectw zapełnione są mnóstwem nazw plemiennych, ale o ludzie budującym w pocie czoła nasze państwo… cicho sza. A przecież – na chłopski rozum – niestrudzone działania Mieszka I (pomijając tajemniczych: Siemowita, Lestka i Siemomysła), nie powinny zostać oderwane od kontekstu plemiennego. Ktoś, z wprawdzie nielicznych, lecz bystrych i uważnych współczesnych obserwatorów, powinien choćby mimochodem wspomnieć o Polanach. Zero. Okrągłe zero! Istnieje jednak wytłumaczenie tytułowej zagadki. Jest ono dość skomplikowane, ale ma rozsądne uzasadnienie.

W największym skrócie przedstawia się tak… Książę Mieszko I jest postacią historyczną. Na podstawie informacji przekazanej nam przez Sasa Widukinda wiemy, że jego władzy podlegali Słowianie zwani „Licicviki”. Na pierwszy rzut oka nazwa niezwykle tajemnicza. To jednak tylko pozór, bo dzięki zapiskom innych kronikarzy (przede wszystkim tzw. Nestora) wiemy, że Słowianie żyjący na ziemiach współczesnej Wielkopolski wraz z Lucicami, Pomorzanami i Mazowszanami (oraz Radymiczami i Wiatyczami) byli nazywani „Lachami”. Interpretacji tego terminu jest wiele. Najtrafniejszym wydaje się ten, według którego określenie „Lachy” dotyczyło jednego z odłamów ludności słowiańskiej. Potwierdzeniem trafności poglądu mogą być stosunki panujące wśród innych grup ludności indoeuropejskiej. Tak na przykład wielki lud Hellenów składał się z Dorów, Achajów, Eolów… Italikowie, to zbiorcza nazwa dla wspólnoty składającej się z Samnitów, Latynów, Sabinów… Natomiast do rodziny germańskiej przynależeli Ingweonowie, Bastarnowie, Hermionowie… Dlatego można przyjąć, iż poddani Mieszka I byli zwani i sami nazwali siebie tradycyjnie „Lachami”. Dopiero po przyjęciu chrześcijaństwa przez władcę i rozpowszechnieniu się wśród elity i ludu (powierzchownym, ale jednak)  nowej wiary, pojawiła się potrzeba wyróżnienia się z okolicznego pogańskiego tłumu. Nowa wspólnota we własnym przekonaniu była nowocześniejszą, światlejszą i lepszą od bytujących wokół pobratymców. Dodajmy: żyjących w niewiedzy i pozostających we władzy sił ciemności, których ulubionym siedliskiem były… lasy. Najwyraźniejszym kontrapunktem dla kniei oraz symbolem przestrzeni niedostępnej dla dawnych bóstw były tereny bezleśne, otwarte, słoneczne, czyli… pola. Bardzo zgrabnie ujął to prof. P. Żmudzki:

"Najdawniejsze, a do tego powstałe niezależnie od siebie na Rusi i w Polsce objaśnienia znaczenia nazwy „Polanie” zgodnie odwołują się do poglądu, że „mieszkańcy pól” są lub powinni być ostoją cywilizacji rozumianej na różne sposoby. Takie kulturowe „wyposażenie” wydaje się najlepiej tłumaczyć sens nazywania kogokolwiek i czegokolwiek określeniem pochodzącym od „pola”."

Kończąc warto zaryzykować tezę, iż źródłosłowem dla nazw naszego kraju i narodu było faktycznie określenie „pole”, ale – uwaga! - rozumiane jako obszar zajmowany przez wspólnotę uważającą się za bardziej cywilizowaną od otoczenia. Społeczność Polan (zapewne zwana przedtem inaczej), jak chcą niektórzy, z pewnością nie spadła z nieba, ale utrzymując starą treść przyjęła nową, swoiście nowoczesną, formę. Rewolucyjna przemiana nie polegała przy tym li tylko na odrzuceniu starej wiary, lecz objęła również nazwę wspólnoty. W znacznej mierze dzięki temu posunięciu pomiędzy Odrą i Bugiem do dziś  rozbrzmiewa polska mowa. Zatem opisany eksperyment należy ocenić jako udany.

----------------------------

Obrazy wykorzystywane wyłącznie jako prawo cytatu w myśl art. 29. Ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych.

Bazyli1969
O mnie Bazyli1969

Jestem stąd...

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura