Bazyli1969 Bazyli1969
465
BLOG

„Londynek” ocenia Rzeczpospolitą, czyli tupet wypachnionej bandyterki

Bazyli1969 Bazyli1969 Społeczeństwo Obserwuj notkę 14

Na dwie rzeczy nie ma lekarstwa: na śmierć i na bezczelność.
K. Przerwa-Tetmajer
image

Przez pierwsze lata mego życia mieszkałem nieopodal dziwnego miejsca. Całkiem niedaleko. Kilkaset metrów. Tym miejscem był bydgoski „Londynek”. Pierwotnie, czyli jeszcze w XIX w., ten rejon miasta przeznaczony został przez rząd Prus (potem Niemiec) na wojskowe koszary. Oprócz tego ulokowano tam cmentarz, o którym dziś pamięta niewielu, ale wciąż, mimo anihilacji śladów po nim, obszar ten pozostaje niezabudowany. Po odzyskaniu niepodległości, władze miasta przysposobiły byłe niemieckie koszary na potrzeby niezamożnych (to delikatne określenie) bydgoszczan oraz osób, którym z różnych powodów życie się nie ułożyło. W ciągu kilku miesięcy 1936 r. budynki wybudowane w konstrukcji szachulcowej wypełniły się setkami mieszkańców, którzy – i tu piszę jak było – stali się postrachem dla statecznych bydgoskich mieszczan. Opinia o ludności zasiedlającej „Londynek” była jeszcze do niedawna – zapewniam! – znacznie bardziej negatywna od tej, którą np. wrocławianie obdarzyli mieszkańców tamtejszego „Trójkąta Bermudzkiego”. Mijały lata i dekady. W czasach PRL w granicach „Londynka” powstała szkoła podstawowa. Z racji rejonizacji uczęszczałem do niej przez osiem lat. Siłą rzeczy moimi kolegami i koleżankami w klasie oraz szkole byli chłopcy i dziewczęta z tej dzielnicy. Mógłbym dużo opowiadać o  przygodach przeżytych wspólnie z tymi ludźmi. Tzw. pachtach, psotach wyczynianych tamtejszym mieszkańcom, kopaniu futbolówki do zmierzchu, łażeniu po ledwo trzymających się dachach, popalaniu „Sportów” w chlewikach, uczestnictwie w wylewaniu lodowiska, rowerowych wyprawach i nieustannych bitkach, prowadzonych najczęściej z zabłąkanymi w te okolice „frajerach”. Zdarzało się zatem, że rozbity nos, albo podbite oko troskliwe opatrywała mi matka Jarka, a jego tata (rzadko bywający w domu, bo większość czasu spędzał w „izolacji”) tłumaczył nam w jaki sposób nie dać się podejść przeciwnikom. Z kolei ojciec innego kolegi namówił swoich starszych synów (a było ich w tym domu naprawdę sporo) do „dania nauczki” nauczycielowi ZPT, gdyż pedagog ten jawił się jako zbyt  wymagający od najmłodszego potomka. I oni taty posłuchali. Dzięki takim przeżyciom do dziś mogę swobodnie przejść się po „Londynku” i do wszystkich tych, którzy wciąż chodzą po wolności lub po prostu jeszcze żyją powiedzieć: „Czołem Macieju!”, „Dorotka, co tam słychać?”. Krótko mówiąc: czuję się tam bezpieczniej niźli @deda w kwiecie wieku ze swoją  legitymacją.

Wspominam o tym nie bez kozery. Co przeżyłem to moje i nawet jeśli niekiedy na mym dziecięcym tyłku portki trzęsły się ze strachu, to pozostał mi do wspólnoty zamieszkującej „Londynek” pewien sentyment. Rzecz jasna z dzisiejszej perspektywy oceniam zachowania niektórych spośród tych ludzi negatywnie. Wiem jednak, że tak jak w filmie „Odrażający, brudni, źli” świat „Londynka” był czarno-biały. A w tej czerni  byli oni na swój sposób uczciwi. Furda przepisy, zasady, konwenanse. Po jednej stronie ekumena żyjących zgodnie z prawem obywateli (czytaj: „frajerów”). Po drugiej buntowników, cwaniaczków, wałkoni, świszczypał i złodziejaszków. Zasady gry pomiędzy oboma światami były wszakże przejrzyste. Oni tak, a my tak. I na odwrót. Znajomość „regulaminu” umożliwiała poruszanie się w tych mikrokosmosach, a także pomiędzy nimi. I co najważniejsze – nikt nie udawał, że jest kimś innym, niż w rzeczywistości. Tak dało się żyć. W makro i mikroskali. Na co dzień i od święta. Za jasnego i po zmierzchu. Istniała swoista łajdacka rycerskość… Niestety, nie ma już prawie tych pepinier. Po tej, i po tamtej stronie. Na dobrą sprawę pozostało tylko wspomnienie. Przyroda jednak nie znosi próżni…

Kojący oczy entourage. Pastelowe barwy. Uśmiech na twarzach statystów. Telewizje. Radia. Gazety. Nadwiślańskie i zagraniczne. Kohorta usłużnych żurnalistów, potakiwaczy, geszefciarzy oraz cały legion naiwniaków. Dobrze skrojone garnitury, wypielęgnowane dłonie, markowe zegarki, drogie perfum. I słowa… „W Koalicji Obywatelskiej wierzymy, że miłość jest silniejsza od nienawiści”. „Będziemy szukali sprawiedliwości…”. „Jeżeli chcemy odrodzenia tej wspólnoty [polskiej], musimy szanować reguły jakie obowiązują nas wszystkich z konstytucja na czele, z prawem.”. „Sprzeciwiam się dzieleniu Polaków.”. Itd. itp. Nutę podchwytują całe zastępy akolitów i – dawaj! – w ten sam deseń. Ma być pięknie, bogato, sprawiedliwie, uczciwie, przyjaźnie, zgodnie z zasadami… A jak jest? „Terror praworządności”, łamanie przepisów Ustawy Zasadniczej, obsadzanie kolesiami – wbrew zapowiedziom -  setek i tysięcy intratnych stanowisk, burzenie tego co działa i rezygnacja z tego co działać miało, Amazonka wazeliny tocząca swe fale na zachód, lekceważenie problematyki bezpieczeństwa, hołubienie ludzi podejrzewanych o najpodlejsze przestępstwa kryminalne, traktowanie obywateli jak imbecyli. Jednym zdaniem: kłamstwo,  pogarda i zbiorowy Barabasz… A wszystko po to, aby uczynić z Rzeczypospolitej żerowisko dla siebie i skansen na użytek zewnętrznych potencji. Ech!

Tak sobie myślę, że gdyby udało się przywrócić do życia ten stary „Londynek” i zapytać jego mieszkańców o ocenę współczesnej sytuacji w kraju, to dałoby się usłyszeć niejedną zaskakującą opinię. Niektórzy z indagowanych wzruszyli by ramionami i orzekli, że są zbyt krótcy, aby bawić się w politykę. Inni rzuciliby w eter kilka niewybrednych wiązanek. Ale z pewnością znaleźliby się i tacy, którzy wyczyny obecnie rządzących uznali by za koniec świata. Tego świata, gdzie nicpoń kryje się w cieniu oraz załatwia swe brudne interesy po cichu. Tak, aby nie zwrócić na siebie uwagi przytłaczającej większości obywateli. Grzech i kara. Dura lex, sed lex. A tu masz! W świetle kamer, w blasku dnia, w obecności tłumów, z „bananem” na twarzach wychodzą osoby zajmujące najwyższe stanowiska państwowe i implicite krzyczą w twarze publiki: śmierć frajerom! Łajdactwo bez krzty rycerskości. Zaprawdę, to chyba koniec świata… Przynajmniej takiego, który znałem.

---------------------------

Obrazy wykorzystywane wyłącznie jako prawo cytatu w myśl art. 29. Ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych


Bazyli1969
O mnie Bazyli1969

Jestem stąd...

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo