Trudno nadążyć za logiką sędziowskiej gimbazy, zblatowanej z Tuskiem i Bodnarem, bo jej po prostu tam nie ma. Przypomnijmy, że prokuratorom ideologa Adama Bodnara nagle przypomniało się, że ks. M. Olszewski cały czas należał do "zorganizowanej grupy przestępczej", co pięknie przyklepała dzisiaj warszawska sędzia Magdalena Wójcik, reprezentująca protuskową i jednocześnie antypisowską Iustitię. Ale po kolei...
Najważniejszą, kluczową wręcz postacią, w "zorganizowanej grupie przestępczej" - wedle widzimisię ideologa Bodnara - jest były wiceminister sprawiedliwości Marcin Romanowski, który w ramach swoich obowiązków nadzorował wydatki z Funduszu Sprawiedliwości. Przypomnijmy również, że ten członek "zorganizowanej grupy przestępczej" przebywa na wolności, albowiem posiada międzynarodowy immunitet, co z przykrością musiała przyznać inna sędzia z warszawskiej gimbazy w ramach zaistnienia tzw. negatywnej przesłanki procesowej, która stanowi najsilniejszy argument karnoprocesowy i jego pominięcie musiałoby się wiązać z postępowaniem dyscyplinarnym wobec samej sędzi Beaty Morawiec. To tak, jak gdyby uznać, że można bez najmniejszych przeszkód aresztować ambasadora obcego państwa tylko dlatego, że Tusk z Bodnarem mają taki kaprys. Nie było przeto innego wyjścia, niż uznanie, że immunitet Romanowskiego istnieje i obowiązuje. Prokuratura złożyła przysługujące jej zażalenie i aktualnie rzeczony środek odwoławczy oczekuje na rozpoznanie właśnie przez Sąd Okręgowy w Warszawie.
Ba! Hocki klocki toczą się od samego początku i wystąpiły już na etapie wyznaczenia składu orzekającego Sądu Okręgowego w Warszawie, który zgodnie z prawem został rozszerzony do liczby trzech sędziów zawodowych. Najpierw, w sposób całkowicie bezprawny, jednego z sędziów składu orzekającego, tj. Przemysława Dziwańskiego, próbował wyeliminować znany sędziowski hejter z protuskowej Iustiti, ściśle współpracujący z bodnarowcami, tj. Krzysztof Chmielewski, a potem bodnarowcy jeszcze raz złożyli wniosek o wyłączenie tego samego sędziego Przemysława Dziwańskiego. W obu przypadkach ponieśli klęskę i teraz pozostaje im grzecznie czekać na termin posiedzenia. To niektórych fanów Tuska nawet dziwi, albowiem nie po to ideolog Bodnar zmieniał naprędce władze Sądu Okręgowego w Warszawie, by ideologiczni prokuratorzy mieli pod górkę. No, ale cóż, gdzieś są granice bezprawia, na które godzą się co najwyżej sędziowie pokroju Krzysztofa Chmielewskiego. Sprawa stała się bowiem zbyt głośna i ewidentna, a przez to dotarła do Rady Europy, więc nawet Sąd Okręgowy w Warszawie nie poszedł na taki rympał.
Obecnie sytuacja wygląda przeto tak, że szef "zorganizowanej grupy przestępczej" Marcin Romanowski cieszy się wolnością i teoretycznie może mataczyć, niszczyć dokumenty (jeśli to w ogóle możliwe), naciskać na świadków (jeśli tacy w ogóle istnieją) bądź nawet uciec z Polski, zaś jego "podwładni" decyzją sędzi Magdaleny Wójcik z protuskowej Iustiti muszą siedzieć w pierdlu zupełnie bez procesowego sensu.
Dlaczego tak się dzieje? Bo bodnarowcy i sędzia Wójcik wymyślili sobie, że w dniu 29 września 2024 r. Sąd Okręgowy w Warszawie uzna immunitet międzynarodowy Marcina Romanowskiego za nieistniejący, dzięki czemu tenże były wiceminister trafi tego samego dnia do pudła i zabawa zacznie się od nowa, czyli nastąpi kolejne 9 miesięcy aresztu wydobywczego, co dzięki sędziom z protuskowej Iustiti będzie banalnie proste i wręcz na wyciągnięcie ręki. Później zaś, w kampanii prezydenckiej, będzie można eksponować całą czwórkę, niczym zwierzęta w obwoźnym ZOO, jako dowód na to, że tylko Donald Tusk lub wskazany przezeń człowiek ma prawo i obowiązek objąć fotel prezydenta RP, by dokończyć dzieła zniszczenia zbrodniczego reżimu PiS.
Decyzja sędzi Magdaleny Wójcik jest jednak zaskarżalna do Sądu Apelacyjnego w Warszawie i mam nadzieję, że pełnomocnicy osób tymczasowo aresztowanych skorzystają z tego rozwiązania. Przypomnijmy, że ten sam sąd już raz uznał, iż gdzieś są granice stosowania aresztu wydobywczego, nawet w stosunku do przedstawicieli reżimu PiS. Oczywiście, nie da się wykluczyć, że bodnarowska gimbaza opanowała w Polsce również sądy apelacyjne, ale prawdopodobieństwo takiego zdarzenia jest dużo mniejsze.
Zatem orzeczenie protuskowej sędzi Magdaleny Wójcik uwzględnia ryzyko przegranej, ale obliczone jest na to, że sędzia ta będzie miała co najmniej 7 dni na sporządzenie pisemnego uzasadnienia. Trzeba bowiem pamiętać, iż jest to tzw. termin instrukcyjny, czyli w praktyce niewiążący, albowiem sędzia zawsze może zażądać jego wydłużenia ze względu na zawiłość sprawy i obszerność bodnarowskiego materiału dowodowego, tym bardziej, że sam wniosek aresztowy bodnarowców liczy ponoć ok. 100 stron. Gra na czas nie będzie więc zbyt trudna, a bodnarowskie władze SO w Warszawie będą przymykały na to oko. Sprawa może się więc rypnąć dopiero w okolicach 29 września 2024 r., co jednak wcale nie jest takie pewne, ponieważ - trzeba to uczciwie przyznać - bodnarowcy są bardzo kreatywni i pomysłowi w interpretacji prawa tak, jak Tusk je rozumie.
1. Nie prowadzę bloga dla trolli, debili i "anonimowych" dziennikarzy oddelegowanych na odcinek. 2. Nie mam czasu na dyskusję z niekumatymi lemingami oraz z osobami, które używają dowolnych argumentów w dowolnej sprawie. 3. Proszę o powstrzymywanie się od ataków personalnych na innych blogerów oraz o merytoryczną dyskusję na główny temat notki.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka