beksztu beksztu
207
BLOG

Podsumowanie juniorskich Mistrzostw Europy w koszykówce.

beksztu beksztu Koszykówka Obserwuj temat Obserwuj notkę 2

 

 6 miejsce, niedosyt i rozczarowanie, niezła organizacja i nutka optymizmu na przyszłość. Na tych kilku słowach można zakończyć podsumowanie występu przyszłych gwiazd polskiej koszykówki na turnieju we Wrocławiu, a przecież miało być tak pięknie…

               Pompowanie balonika rozpoczęli organizatorzy. Hasła mistrzostw: „I belive” i „Polska Mistrzem Europy” nie mogły ujść uwadze naszym juniorom, co w połączeniu z presją, która zawsze towarzyszy gospodarzom oraz młodością naszych zawodników, powodowało powstanie ryzyka, że nasi chłopcy przegrają te zawody w głowach. Kiedy okazało się, że Mistrzostwa pokaże telewizja, dostępna w większości kablówek cyfrowych, a media internetowe zaczęły trąbić o starcie „polskich wicemistrzów świata” co to ulegli tylko kosmicznym Amerykanom, obraz niejako się dopełnił.

               Czy biorąc pod uwagę olbrzymią presję, z którą Ci chłopcy raczej nie mieli dotychczas do czynienia, mogliśmy zdobyć Mistrzostwo Europy? Myślę, że mogliśmy. Niestety winy za nieudany turniej, nie da się zrzucić tylko na karb presji wyniku. Z perspektywy czasu, nierozsądnym wydawać się może, start tej drużyny, opartej na zawodnikach rocznika ’93 w mistrzowskiej imprezie tej samej rangi, ale dla juniorów starszych, czyli zawodników z rocznika ’92. Co prawda, osiągnęliśmy tam niezły wynik – Polska zdobyła 5 miejsce i cenne doświadczenie, jednakże trudy tamtego turnieju, odbywającego się zaledwie kilka tygodni wcześniej, mogły zaowocować słabszym przygotowaniem naszej drużyny na wrocławskiej imprezie. Słabszą formę fizyczną było widać szczególnie na przykładzie Mateusza Ponitki – lidera, naszej drużyny, którego głównymi atutami w grze są właśnie niesamowity atletyzm i dynamika – nie zawsze widoczne w hali Orbita. Również zabójcze kontry, decydujące o sukcesie naszych zawodników w zeszłorocznych mistrzostwach świata, tym razem nie były tak często i skutecznie wyprowadzane. Obrazem przygotowania kondycyjnego niech pozostanie postawa Szymkiewicza, który tuz po wejściu na boisko i przebiegnięciu kilku długości boiska w 2 czy 3 kontrach wyprowadzanych jedna po drugiej – prosi trenera o zmianę.

               Kolejna rzecz, która nasuwała mi się w czasie oglądania meczów polskiej drużyny, to zbyt duża liczebność polskiego sztabu szkoleniowego. 4 – osobowa kadra trenerska (+ Adam Wójcik) jest charakterystyczna raczej dla zespołów NBA, a nie drużyn młodzieżowych! W czasie przerw w meczu można było zaobserwować, że wszyscy trenerzy mają coś do przekazania (Adam Wójcik również), co wcale nie musiało pomagać naszym chłopakom. W tym natłoku rad dobrych wujków mogły ginąć gdzieś najcenniejsze uwagi, co później przekładało się na ostateczny rezultat. Nie wiem jaki klucz decyduje o liczbie i doborze trenerów w poszczególnych rocznikach kadry Polski, ale zabawnym wydawać się może sytuacja, w której kadra juniorów (do niedawna młodzików) ma sztab szkoleniowy liczniejszy od seniorskiej drużyny narodowej!

               Warto zwrócić uwagę na beznadziejną skuteczność naszych zawodników we wrocławskim turnieju. Skuteczność rzutów z dystansu i rzutów osobistych wołała o pomstę do nieba. Niestety nie da się wygrać żadnej imprezy mistrzowskiej, nie dysponując strzelcem wyborowym, który w najtrudniejszych momentach mógłby stanowić alternatywę dla mocno eksponowanych polskich atutów w postaci siły fizycznej Karnowskiego i Niedźwieckiego oraz atletyzmu Ponitki. Słaby dystans, koncentracja rywali na podkoszwych, sprawiały ze momentami nie mieliśmy zadnego pomysłu na grę, a nasi zawodnicy wyglądali, jakby wydawało się im, że siła fizyczna moze zastąpić finezję i skuteczność. Nie moze. Nie przekonuje mnie kandydatura Michalaka na strzelca wyborowego, przy całym szacunku dla tego młodego, utalentowanego chłopaka, czy Koelnera, który błysnął w jednym meczu. Cały turniej graliśmy bez strzelby na obwodzie, co sprawiało, że naszym rywalom łatwiej było bronić się przed siłą podkoszową Polaków, stanowiącą mimo wszystko największą wartość.

               Na przekroju całego turnieju, utkwił mi również jeszcze inny niepokojący obrazek – pokazywane w międzyczasie statystyki ławki rezerwowej (bench scoring), wskaźnika, który przegrywaliśmy z kretesem, w meczu z praktycznie każdym rywalem. Nie da się wygrać turnieju, w którym do rozegrania jest 9 meczów w 11 dni, nie dysponując odpowiednio długą ławką rezerwowych, którzy są w stanie nie tylko godnie zastąpić zawodników pierwszej piątki, ale także wnieść do gry jakiś nowy, dodatkowy pierwiastek. W tym miejscu chciałbym również zaznaczyć słabiutką grę rozgrywających. Żaden zawodnik z trójki: Grochowski, Szymkiewicz, Grzeliński, nie błyszczeli na tym turnieju, na boisku wyglądali jak element, który siłą rzeczy musi w tej drużynie być uwzględniony, a nie jak wartość dodana sama w sobie. Przepraszam bardzo, ale rozgrywający (Szymkiewicz), który gra tak, jakby lewą rękę miał przywiązaną do pleców, czy taki, który w obawie przed stratą (Grochowski, Grzeliński), rozgrywa akcję tyłem do atakowanego kosza, dyskredytuje sam siebie. Przecież wymienione wyżej uwagi, to podstawa koszykarskiego rzemiosła, zwyczajne, koszykarskie ABC! Ciekawe, że cała trójka gra na co dzień we Wrocławiu...

               Selekcja i klucz doboru zawodników do młodzieżowych drużyn w koszykówce jest zresztą bardzo ciekawy. Wystarczy wspomnieć, że wśród meczowej 11, z ostatniego meczu Polaaków, aż 5 zawodników koszykówki uczyło się właśnie we Wrocławiu i nie są to bynajmniej postacie, które błyszczały na boisku. Pamiętam, że w przeszłości, kiedy to jeszcze sam trenowałem intensywnie koszykówkę, ten klucz również był stosowany. Powołania do drużyny narodowej trafiały najpierw do zawodników WKK Wrocław, zawodnicy mistrza czy wicemistrza Polski w danej kategorii wiekowej, w młodzikach czy juniorach (nie były to drużyny z Wrocławia) powołania otrzymywały w dalszej kolejności. Nie chcę w tym miejscu krytykować samego WKK – jest to bardzo silna sekcja koszykówki, z której wywodzi się wielu znakomitych zawodników i zapewne jeszcze wielu się wykluje, zastanawia mnie jedynie zbyt duża zależność pomiędzy powołaniami a przynależnością klubową. Czy naprawdę w chociażby Sopocie – drużynie wicemistrza kraju w tej kategorii wiekowej, nie ma ani jednego talentu, który zasługiwałby chociaż na powołanie do szerokiej kadry czy konsultacje?

               Turniej pod względem sportowym nie był udany, na wyciągnięcie wniosków i korektę jest czas – nasi zawodnicy, mimo słabszego wyniku, pokazali potencjał, który każe stawiać ich w gronie faworytów na kolejnych imprezach, a kibicom polskiej koszykówki,  pozwala na optymistyczne spojrzenie w przyszłość, w której trzon drużyny seniorskiej będzie stanowiła otrzaskana w bojach o najwyższe cele ekipa Ponitki, Karnowskiego i Michalaka. Kierunek, w którym idzie szkolenie w Warszawie czy teraz Wrocławiu, gdzie młodzi zawodnicy dostają co raz więcej szans na grę o najwyższe cele w ekstraklasie czy I lidze powinien zostać utrzymany. Odpowiednia selekcja, oparta na przejrzystych zasadach oraz właściwy dobór terminarza, dostosowany do możliwości fizycznych młodych organizmów, powinien skutkować kolejnymi sukcesami w drużynach młodzieżowych, który z czasem przeniesie się również na drużynę seniorską, o ile uda się odbudować w niej „kult drużyny narodowej”, który tak mocno został rozrzedzony ostatnimi czasy, co jest właśnie najbardziej widoczne na przykładzie koszykówki w porównaniu do innych najpopularniejszych dyscyplin, ale to temat na odrębny wpis.

               Mimo zastrzeżeń i zagrożeń wyżej omówionych, przyszłość polskiej koszykówki widzę w pozytywnych barwach.

beksztu
O mnie beksztu

Raz jak dobry kebab na kaca, raz jak bąk puszczony w windzie.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Sport