Skoro nie mamy czarnych skrzynek i wraku TU-154M, skoro nie przeprowadzono od razu w Polsce sekcji wszystkich 96 ofiar katastrofy, to pozostaje wyciągać wnioski z dostępnych materiałów. Irytujące jest słuchanie po raz enty rozmów Sikorskiego z Centrum Operacyjnym MSZ, które nic wnoszą do spraw, które podniósł w pytaniu Jarosław Kaczyński: wszyscy zginęli i błąd pilotów. Ale czasami warto kilka razy posłuchać kilka razy tej samej wypowiedzi, by wyprowadzić z niej jeszcze trudniejsze dla Radosława Sikorskiego pytanie.
Szef MSZ może mętnie tłumaczyć poprzez usłużne mu media, że zastosował tu domniemanie śmierci wszystkich pasażerów lub błędu pilotów. Ale to, co według mnie powinno budzić nie tylko zdziwienie, ale nawet poważne podejrzenia, to fakt, że minister Sikorski w żadnej z tych rozmów zadał swoim służbom i ambasadorowi jednego, kluczowego pytania: CZY KTOŚ PRZEŻYŁ? To pierwsze, oczywiste pytanie, które zadajemy sobie na wieść o wypadku, jakiejś tragedii. Zawsze pytamy, nawet jeśli nie chodzi o bliskich, a co ofiarami? Żyją? W żadnej z opublikowanych przez MSZ rozmów takie pytanie nie pada. To jest nienormalne, nawet jeśli jest się w stanie silnego wzburzenia wywołanego tragiczną informacją. Przecież na pokładzie Tupolewa byli także koledzy i przyjaciele ministra. Skoro takie pytanie nie padło, mamy prawo podejrzewać, że mamy do czynienia z jakimś teatrem. Zresztą wyraźna dziś irytacja szefa MSZ przed kamerami jest także niewytłumaczalna. Nikt go przecież o nic nie oskarża. Czego więc się boi? Reasumując, jedno z pierwszych pytań, kiedy słyszymy o prawdopodobnej śmierci polskiej elity politycznej i wojskowej na czele z Prezydentem RP, jest pytanie o to, czy ktoś przeżył? Albo czy to pewne, że wszyscy nie żyją, skoro od momentu tragedii upłynęło zaledwie kilkanaście minut.
Wierzę w to, że władzom III RP będą zadawane kolejne pytania. Pytania o prawdę. Pośpiech marszałka Sejmu w przejmowaniu obowiązków głowy państwa, orędzie opublikowane przed katastrofą (http://www.youtube.com/watch?v=o-Sd-KWP5ss&feature=player_embedded#) , zakaz otwierania trumien, przetrzymywanie wraku, wybijanie okien. To wystarczy i tak na kolejne tygodnie. Tezę o zamachu w Smoleńsku już postawiono. Nie bardzo rozumiem, dlaczego Jacek Kurski z przekonaniem mówił dziś, że to raczej nie był zamach, tylko zrobiono wszystko, żebyśmy tak myśleli. Nie mamy dostępu do najważniejszych dowodów, więc możemy stawiać hipotezy lub wnioskować co się stało na podstawie badań naukowców i dostępnych materiałów ze śledztwa prokuratury. Racjonalna analiza tych wszystkich materiałów wskazuje na działanie osób trzecich, na działanie siły, która rozerwała samolot na drobne części. Jak to się stało, że ambasador Bahr pół godziny po katastrofie nie widział ciał?
I jak to się stało, że od razu nie dzwonił z tą informacją do Premiera i szefa MSZ? A ponad wszystko, jeśli pogoda była tak fatalna, była tak gęsta mgła, każda wieża powie pilotom jedno: nie możecie lądować, nie możecie. Nie podchodźcie do lądowania. Gdyby takie słowa padły (zamiast pas wolny), gdyby piloci je zlekceważyli, to wtedy Radosław Sikorski mówiłby dziś spokojnym tonem. Więcej, w ogóle by nic nie mówił, bo nie byłoby żadnego pytania.
Inne tematy w dziale Polityka