Rok temu bezpaństwowcy z Polski byli przeświadczeni o tym, że za rok Smoleńsk umilknie, że będzie to dogorywanie czy może dożynanie smoleńskiej watahy upiorów krążących nad grobami ofiar, które nie mogą pogodzić się z przemijaniem, bolesną prawdą o błędach pilotów i presji psychicznej, jaka wywierał na nich Prezydent. By uniknąć niepotrzebnych nieporozumień, doprecyzuję jedynie, że słowo bezpaństwowcy dotyczy części klasy politycznej, a także części naszego społeczeństwa, którzy są skłonni przyznać rację Januszowi Palikotowi, że polskości trzeba się wyzbyć, że polskość jest jak cela, jak nienormalność, jak choroba, może niecała polskość, może proza Andrzeja Stasiuka jest jednak i polska, i normalna, może nazwanie przez niego Katastrofy Smoleńskiej „w pewnym sensie katastrofą baranią” jest już pożądanym rodzajem polskości, a sam prozaik jest pożądanym modelem Polaka. Być może. Dobitniej nie tyle o polskości, co o naszym języku ojczystym mówi Jerzy Urban w wywiadzie zamieszczonym na portalu (polskim) NaTemat: „Polski to język, którego jest się więźniem. Mam takie uczucie, jakbym siedział w jakiejś śmierdzącej starej celi. To jest właśnie polszczyzna.” Dawny felietonista „Po prostu”, „Polityki”, naczelny „Nie” ma ten kłopot, że poza językiem cuchnącym jak śmierdząca cela nie zna innego pachnącego języka. Inny bezpaństwowiec Kuba Wojewódzki składa dziś na Facebooku radosne wręcz życzenia szczęścia i pomyślności dla upośledzonych polskością. A jeden z dyżurnych socjologów profesorów, Ireneusz Krzemiński znajduje w końcu termin na to, czym jest narracja smoleńska PiS-u. To według niego jest nowy polski nacjonalizm. Ciekawe, który nacjonalizm zdaniem Krzemińskiego to był ten stary, przedwojenny? A może ten partyjny, pezetpeerowski natoliński, gomułkowski?
Bezpaństwowcy liczyli więc, że rzeka polskiego nacjonalizmu spłynie do jakiegoś kanału, że stanie się ściekiem, który każdy przyzwoity nowopolski Polak będzie omijał szerokim łukiem. Co ciekawe, bezpaństwowcy kładą wielki nacisk na to, że Katastrofa Smoleńska była wielką tragedią, czyli była wydarzeniem, którego bezdyskusyjne wyjaśnienie należy do naszej, polskiej racji stanu. Tak zachowują się propaństwowcy, a nie bezpaństwowcy. Ale można to dość łatwo wyjaśnić. Palikot, Ryfiński, Michnik, Urban, Paradowska, Lis, Blumsztajn, Gugała, Wojewódzki i Stasiuk, wszyscy oni, są też państwowcami, są też Polakami i Polkami (Paradowska, Szczuka), ale nie stworzyli jeszcze do końca swojego własnego państwa, żyją na rozdrożu, gdzieś między salonem i nowoczesną Europą, blaskiem Bartoszewskiego i Cohn- Bendita, a ziemią, na której pleni się nacjonalizm, zamach smoleński i Jarosław Kaczyński, który nie poleciał, choć miał lecieć. Można zrozumieć ścisk w gardle, jakiego doznaje codziennie Jerzy Urban, kiedy musi coś powiedzieć po polsku. Ale z jakichś powodów klepie jęzorem po naszemu. Inni też, bo przecież w jakiś sposób muszą dotrzeć do owiec i baranów, które nie wiedzą już, o co chodzi z tym zamachem, czy nie zamachem. Pół biedy z baranami, bo one są dla elit stracone, zawłaszczył je Jarosław Kaczyński, co miał przecież lecieć (!), ale owce, te niewinne, niedojrzałe jeszcze polskie owce są do wzięcia, trzeba je zagospodarować, wskazać im właściwe pastwisko.
Tymczasem, dwa lata po Tragedii Smoleńskiej, rodzi się, jak mówi profesor socjolog, nowy nacjonalizm i zaczyna przyciągać niemałe stada zdezorientowanych. Słowem, państwowcy zaczynają się jednak organizować. Profesor socjolog Krzemiński docenia to, gdy mówi w TVN 24, że obchody II Rocznicy Katastrofy Smoleńskiej były bardzo dobrze zaplanowane i zorganizowane. Czyli nacjonalizm polski ma się dobrze. To szczęście dla Polski, że podział, jaki nastąpił po 10 kwietnia 2010 roku jest coraz głębszy, jest już tak wyrazisty. To profesor Krzemiński też pewnie wie, że taka polaryzacja zmusi w końcu wielu Polaków do jednoznacznego opowiedzenia się, czy takie wartości jak godność i honor Polski mają dla nich zasadnicze znaczenie. Kończy się w Polsce czas takiego sobie tumiwisizmu politycznego i moralnego, lekkiego patriotyzmu i relatywizacji samej polskości. Dziś na Krakowskim Przedmieściu można było zobaczyć polskość. A w mediach można było po raz siedemset któryś z rzędu usłyszeć te same kłamstwa co zawsze, tylko inaczej opakowane. Jakby w obawie, że nacjonalizm polski rośnie w siłę. Jakby w przeczuciu, że tego nie da się zakopać ani metr, ani sto metrów w głąb. Można głosować na SLD, na Ruch Palikota, na PO, ale w sprawie Smoleńska trzeba głosować na honor i godność Polski, a nie na rosyjską narrację, nie na Bogdana Klicha, nie na marszałek Kopacz. W sprawie Smoleńska trzeba głosować na nasze państwo, na jego narodowy interes. Kto nie czyni tak, może nie zauważyć, jak staje się bezpaństwowcem. Jak nagle, tak jak pisarzowi Stasiukowi, Smoleńsk będzie mu się kojarzył już tylko z „katastrofą baranią”. Trzeba będzie całkiem niedługo wybierać i to na długie lata, w jakiej Polsce zamierzamy żyć: baraniej czy Niepodległej.
Inne tematy w dziale Polityka