Zachowanie się części prawicy i głosującego na nią dużego odłamu polskiego społeczeństwa zaczyna powoli przypominać sytuację, w której prawicowy odłam narodu zdaje się mówić: Tylko nas nie bijcie!
Z pozoru język Jarosława Kaczyńskiego wydaje się być jednoznacznie polemiczny, cięty, trafiający w słabe punkty Platformy Obywatelskiej, ale już język Solidarnej Polski to muzyka lekka, łatwa i przyjemna dla rządu. Niech Się SP nie obraża, ale to nie przypadek, że przed Ziobro i Kurskim rozwija się w reżymowych mediach czerwone dywany. Właśnie reżymowych, bo nazywać je dziś tylko rządowymi to zdecydowanie za mało. Platforma nie prowadzi z opozycją i społeczeństwem żadnego, ale to żadnego dialogu, ponieważ doznała jak najbardziej obłędu władzy. Klinicznym przypadkiem tego obłędu jest poseł PO Adam Szejnfeld, człowiek który potrafi zakłamać każdą telewizyjną debatę, zakrzyczeć każdy rozsądny głos opozycji. To dla mnie personalny wzorzec pychy i buty PO. Zapewniam, nie do pobicia. Prawo i Sprawiedliwość nie wystawia zawodników tak ciężkiej wagi, a powinno to czynić. Ciągle gdzieś w polityce uprawianej przez prawicę pojawia się chrześcijańskie miłosierdzie, gdy tymczasem z drugiej strony widać dążenie do politycznej eksterminacji, do unicestwienia Prawa i Sprawiedliwości i przejęcia co łagodniejszych duszyczek, takich choćby jak Paweł Poncyljusz. Zamiast pięści prawica wystawia dwa palce do góry i pyta o to, czy może zabrać głos. Może nie cała, może nie wszyscy, ale tak to wygląda, jeśli przyjrzeć się na chłodno trwającej już piąty rok walce o przyszłość Polski. Przy tym wszystkim, ciągle, nie wiedzieć czemu, delikatnie jak z miśnieńską porcelaną, obchodzimy się z Lechem Wałęsą.
Kiedy Lech Wałęsa mówi o tym, że należało spałować związkowców przed Sejmem, nie spotyka się to z powszechnym potępieniem. O jego skandalicznej, kompromitującej wypowiedzi (w końcu pokojowy nobel) nie napiszą liberalne europejskie media, nie potępią też tych słów ani TVN, ani TVP. „Poszedł o krok za daleko” – tyle możemy usłyszeć. Człowiek, który cały swój dorobek zbudował na „Solidarności”, a nie na własnym geniuszu (jak sądzi), każe pałować takich samych ludzi, z jakimi niegdyś strajkował, abstrahując już od jego agentury. Rodzi się pytanie, a kim że jest Lech Wałęsa? W czym jest lepszy i ważniejszy od kolportera czy podziemnego publicysty ze stanu wojennego, za którym nie stały elity - i opozycyjne, i w końcu także komunistyczne? Jak już tak Pan noblista domaga się ciągłych hołdów, to gdzie jest jego pamięć, ale i nasza pamięć zbiorowa, o ofiarach stanu wojennego, o co najmniej tych stu ofiarach, które nie doczekały się tej innej, wydawało się wtedy, wolnej Polski? Dlaczego dawne elity solidarnościowe nie wpadły dotąd na pomysł ustanowienia Dnia Pamięci Ofiar Stanu Wojennego? To ludzie, którzy walczyli na barykadach o wolność tak samo jak Wałęsa, a może nawet bardziej niż on.
Gdzie jest ta właściwa skala wartości, według której będziemy oceniać ludzi, którzy przeciwstawili się komunizmowi? Według mojej, osobistej skali, po słowach o pałowaniu związkowców, Wałęsa powinien zostać wykreślony z „rejestru” Solidarności i medialnie wykluczony z życia publicznego. W Polsce coraz więcej chamstwa, buty i pychy uchodzi władzy i tak zwanym elitom na sucho. Przyzwyczajono nas do przełykania bluźnierstw i oszczerstw. Dobrze wiemy o tym, że gdyby Jarosław Kaczyński rzucił na przykład w stronę prezydenta Komorowskiego zdanie „wysłałeś brata na śmierć”, zostałby ukamieniowany przez polskie i europejskie media, a liczba listów protestacyjnych objęłaby wszystkich naszych „wielkich” artystów i myślicieli, czyli samozwańczych wybrańców narodu.
Tymczasem po stronie opozycji słyszymy niemrawe pomrukiwanie, widzimy jak Jarosław Kaczyński przyjmuje ze spokojem cios za ciosem „na klatę”, tyle, że jest to droga donikąd. Zdziczenie polskiej polityki, upajanie się władzą cyborgów z Platformy od szczebla gminnego do rządowego, nie liczenie się, ani z własnym, ani z opozycyjnym elektoratem przybrało rozmiary spotykane jedynie w dyktaturze, a nie w demokracji. Mamy więc medialny i polityczny reżym, który w atmosferze apatii społecznej przekracza kolejne granice bezczelności, który posługuje się kłamstwem na co dzień. Opozycja może i huknie czasem, ale generalnie to mówi właśnie tak: Tylko nas nie bijcie! Platforma ma wyjątkowe szczęście rządzić w czasach, gdy Polacy dostali z kolei obłędu ustawienia się w życiu za wszelką cenę, także za cenę zgody na korupcję i kumoterstwo władzy. To niebywały fart dla tego rządu, że przed Sejmem o prawa do godnego życia walczyło z obozem władzy kilkuset związkowców, a nie sto czy dwieście tysięcy ludzi. Platforma upokarza na co dzień miliony Polaków, oszukuje ich, mami, szydzi z ludzkich dramatów i uchodzi jej to na sucho. Można zostawić w spokoju EURO 2012, nie ma sensu podczas mistrzostw budować barykad i nie chodzi tu reputację Polski, ale o to, że część narodu chce po prostu kibicować naszej drużynie, chce jej sukcesu. Połamańcy od public relations kryjący się za rządem i tak nie uratują już żadnych słupków. Będą po EURO leciały w dół. Tylko jedno jest teraz ważne dla opozycji: skończyć z trwającym już piąty rok miłosierdziem i wystawić w końcu Donaldowi Tuskowi odpowiedni rachunek. Niech Janusz Palikot przybija swoje tablice w Niemczech, bo przecież woli mieć za sąsiadów Niemców, a nie Polaków. Naprawdę, czas otrzepać kolana.
Inne tematy w dziale Polityka