Najpierw drobne ukłucie. Nie boli, pacjent siedzi spokojnie. Potem mocniejsze. Lekki grymas, ale nie krzyczy. Potem uśmiech, krótkie przepraszam i szpryca. Pacjent zawył z bólu, ale już siedzi cicho, jest grzeczny, wygląda na to, że zabieg można powtórzyć bez obawy o zbyt gwałtowną reakcję. Tak mniej więcej Moskwa traktuje rząd Donalda Tuska i Polskę od 2009 roku, od owej słynnej rozmowy na sopockim molo.
Zapowiadany w Warszawie marsz rosyjskich kibiców mówi nam znacznie więcej o obecnej sytuacji i miejscu Polski w Europie, niż nam się to wydaje. Wcale mnie nie dziwi niezliczona liczba komentarzy i zawartych w nich różnych recept, jak się zachować, gdy dojdzie do tej „patriotycznej” manifestacji Rosjan na ulicach polskiej stolicy. Za każdą, stoją mniej lub bardziej racjonalne argumenty, które łączy jedno: obrona naszej godności narodowej i brak zgody na rosyjską prowokację. Że jest to prowokacja, nie mam najmniejszych wątpliwości.
Rosyjskie święto 12 czerwca świętem, ale to jest EURO 2012 i Warszawa, a nie Moskwa i nie defilada na Placu Czerwonym. Na pierwszy rzut oka wydaje się, że komuś tu się pomieszało w głowie. Na pewno nie Rosjanom. To akcja zaplanowana. Pomieszało się, co nie jest przecież żadną sensacją, Hannie Gronkiewicz – Waltz, która nie widziała jeszcze wniosku, ale już powiedziała, że Krakowskie Przedmieście to dobre miejsce do marszu rosyjskich kibiców. Dla premiera marsz też nie stanowi żadnego problemu, co oznacza, że Rosjanie znieczulili ich już jak trzeba, po radziecku. Opozycja mówi: skandal, zignorować, nie dopuścić do marszu, może i dopuścić, ale bez sierpa i młota, najlepiej gdzieś na obrzeżach Warszawy, a nie w centrum, no i odgrodzić ich kordonem policji od przechodniów i polskich kibiców, o ile tacy pojawią się w bezpośredniej bliskość manifestujących miłość do ZSRR, Stalina, Putina, Breżniewa i Andropowa.
Zdrowy, ludzki odruch, podkreślam, zdrowy ludzki odruch nakazuje, by w ogóle nie dopuścić do stricte politycznej, a nie sportowej manifestacji na ulicach stolicy. Co to ma ogóle znaczyć w ustach rosyjskiego ministra, że jakakolwiek interwencja polskiej policji będzie niedopuszczalna. Stawiam pytanie, czy rządzi nami polski rząd? Słynny polski Radek Twitter poucza Baracka Obawmę do przysłania mu do Polski „karnej” grupy kursantów na edukację, tymczasem rosyjski polityk dyktuje Warszawie, co ma robić i czego ma nie robić polska policja. Zdecydowanej reakcji polskiego MSZ nie ma. To już jest mniej więcej tak, jak gdyby mówił to „nasz” zwierzchnik do swoich podwładnych w Warszawie. Co stało się przed Smoleńskiem i po Smoleńsku, że premier Tusk zachowuje się tak, jakby już nic nie mógł? To, co Moskwa wyczynia wobec Polski od dłuższego czasu daje się porównać jedynie z końcem XVIII wieku i słusznie minionymi czasami Breżniewa.
Komentatorzy polityczni i blogerzy proponują różne recepty na rosyjską zadymę w Warszawie – od przemilczenia, zignorowania po zablokowanie marszu. Ale on się odbędzie, bo premier i HGW już ten pomysł zaakceptowali. Pozostaje tylko pytanie, czym to się skończy? Otóż odpowiedź na to pytanie wcale nie jest taka ważna. Rozlewu krwi raczej nie będzie, potyczki słowne i przepychanki są jak najbardziej możliwe, to nic nowego, ani też tak groźnego. To może w ogóle skończyć się niczym! Bo nie o to od początku chodziło głównym pomysłodawcom marszu. Zaaplikowano Polsce kolejną rosyjską szprycę i czekano na reakcję. Otóż nie zabolało za mocno. Tylko czekać jak red. Wojciech Maziarski napisze, że on z chęcią przyjmie w stolicy Rosjan z sierpem i młotem (na koszulkach?), bo tu mieszkają sami nacjonaliści i faszyści, a wiadomo, że Polskę trzeba do końca odczarować na lewacką modłę.
Co prawda kilka dni temu połowa internatów czytających portal GW (!) sprzeciwiła się organizacji rosyjskiego marszu, a 11% uznało, że jest zbyt niebezpieczny, ale co tam internetowe sondy... Jak są cool, to się nimi faszeruje skołowanego czytelnka czy widza, a jak nie, to szybko znikają w archiwach. Rosjanie wiedzą już kilka rzeczy. Rząd Tuska i cała klasa rządząca w Polsce są pokorni i posłuszni, więc można powiedzieć, że „Na Zachodnie bez zmian”. Sami Polacy są zajęci tak bardzo sobą - urządzaniem kuchni, pieleniem ogródków, liczeniem tego, co ma sąsiad, a czego ja jeszcze nie mam, że specjalnie „wisi” im to, kto, z czym i po co będzie łaził po ich stolicy podczas sportowej imprezy. Mają kolejny dowód, że stosowana przez nich polityka aplikowania coraz większych dawek upokarzania Polski, kpienia z niej, przynosi oczekiwane efekty. A to z kolei mieści się już w strategicznej koncepcji Rosji, co do przyszłego podziału świata i Europy. Polska jako silny i samodzielny podmiot polityczny w Europie jest dla Moskwy przeszkodą. Tak było trzysta lat temu i tak jest dzisiaj. Okazuje się, że przeszkodą do pokonania. Może o tym nie wiemy i może nigdy się o tym nie dowiemy, ale Moskwa dostała najwyraźniej wolną rękę w realizacji swoich geopolitycznych planów wobec Europy. Nie tylko wschodniej, ale także zachodniej. Na naszych oczach tworzy się nowy podział świata, nowy podział Europy, w my jako podmiot polityczny, w tym nowym podziale, nie tylko nie bierzemy żadnego udziału jako niewielki, ale szanowany partner, ale nie mamy tu nic a nic do powiedzenia.
Marszu Rosjan z sierpem i młotem może wcale nie być, może sobie będą hasać w podskokach z flagami, jeśli Rosja wygra mecz z Polakami, a może będą topić smutki jak przegra, może z tej wielkiej medialnej chmury, nie spaść nawet jedna kropla deszczu. Ale Rosja już teraz ma dowód na to, że w Polsce może w zasadzie robić co chce, może nią sterować jak chce i nikogo to specjalnie nie boli i nie obchodzi. Ani w samej Polsce, ani tym bardziej na Zachodzie. Protestuje PiS, Jarosław Kaczyński, Zbigniew Ziobro? No ktoś musi protestować, ktoś musi być niezadowolony, żeby tak zwana oświecona większość mogła być szczęśliwa. W tym jednak przypadku, owa większość jest wyjątkowo chwiejna. Donald Tusk suchą nogą przeszedł przez reformę emerytalną, ale w rosyjskim marszu, jeśli do niego dopuści, może się utopić. Gdyby jednak do tego nie doszło, to pamiętajmy o jednym: Rosjanie już i tak sprawdzili naszą odporność na ból. A w zanadrzu mają całą serię kolejnych zastrzyków.
Inne tematy w dziale Polityka