Grzegorz Gołębiewski - grzechg Grzegorz Gołębiewski - grzechg
696
BLOG

Syryjscy uchodźcy i Afroamerykanie

Grzegorz Gołębiewski - grzechg Grzegorz Gołębiewski - grzechg Polityka Obserwuj notkę 7

Stany Zjednoczone, łaskawie, przyjmą dziesięć tysięcy uchodźców z Syrii. To na razie tylko deklaracja, obwarowana zresztą wieloma zastrzeżeniami i obostrzeniami. Jednym słowem, uchodźcy absolutnie „czyści” i sprawdzeni pod każdym względem. To zrozumiałe w sumie, bo Amerykanie mają za sobą 11 września. Ale najbardziej interesujące jest  porównanie tego, co dzieje się w Europie w ostatnich tygodniach z sytuacją Afroamerykanów w USA. Stany Zjednoczone co najmniej od czasów Martina Luthera Kinga i  Malcolma X starają się jak mogą, by rasizm stał się jedynie słowem z podręcznika historii, by czarnoskórzy Amerykanie żyli wśród białych, a biali wśród czarnych obywateli USA. Mamy już co najmniej 50 lat tej beznadziejnej walki o zintegrowaną rasowo Amerykę i jest to totalna porażka. Nikt nie buduje w USA obozów dla uchodźców, tak jak ma to zrobić Polska na życzenie Niemiec. Obozy, czyli amerykańskie getta wznoszą sobie sami Afroamerykanie.

 

 

Bronx w Nowym Jorku zamieszkuje około 1.4 miliona mieszkańców, praktycznie samych Latynosów i Afroamerykanów. Nie ma tam białych, biali znajdują się tam tylko przypadkiem, jak pomylą zjazd z autostrady. Wiele lat temu wybrałem się na wycieczkę do Bronxu razem z grupą turystów. Oczywiście nie spacerkiem. Wjechaliśmy do dzielnicy autokarem, opłacając wcześniej po 10 dolców od łebka czarnoskórego kierowcę, który potem cześć z zebranych pieniędzy oddawał jakimś bliżej nieokreślonym „strażnikom” dzielnicy. I tylko dlatego mogłem zobaczyć jak wygląda ten prawdziwy słynny Bronx, tak często oglądany przez nas w amerykańskich kryminałach. Etniczna enklawa w stolicy świata, zamknięty krąg, a mamy XXI wiek.

 

 

Zjechałem podczas podróży do USA całe wschodnie wybrzeże i nigdzie nie widziałem i nie słyszałem, żeby czarnoskórzy Amerykanie gdziekolwiek tworzyli z białą społecznością jeden organizm miejski. Może gdzieś tak jest, może w Los Angeles, ale mi nie było dane zobaczyć pozytywnych efektów political correctness. Jest wprost przeciwnie. Segregacja rasowa w przestrzeni miejskiej jest powszechna. Jestem w Hartford, 150 km na północ od Nowego Jorku. Chciałem na skróty dostać się do domu i skończyło się na tym, że wjechałem w ulicę Asylum Ave, czyli w samo centrum murzyńskiej dzielnicy. Żadnego odwrotu, żadnych białych, tylko Afroamerykanie i biali policjanci skuwający kogoś na masce samochodu. I tak jadę trzy kilometry, w autentycznym strachu i z wielką obawą, czy w ogóle wyjadę z tej dzielnicy. Jakiś Afroamerykanin wolnym krokiem przechodzi przez jezdnię i widząc mnie pokazuje palcami wiadomo co. I w końcu ulga, mijam mały mostek i zaczyna się West Hartford, czyli jestem uratowany. W West Hartford nie mieszka praktycznie żaden Afroamerykanin. To zamożna dzielnica białych. Korty, pola golfowe, wille i pałace, cisza i spokój i poczucie bezpieczeństwa. Tak właśnie wygląda Ameryka.

 

 

Wybrałem się do podmiejskiej dzielnicy Hartford na duże osiedle domków jednorodzinnych, zamieszkiwanych przez klasę średnią. Ponad trzysta wolnostojących willi. Odwiedziłem znajomego i pytam się, ilu tu mieszka Afroamerykanów. Okazało się, że jeden., z zawodu prawnik. I wierzcie, albo nie wierzcie, takie historie powtarzały się po wielokroć. Na co dzień, w miejskim tłumie segregacji rasowej nie widać, na ulicach, w sklepach, galeriach handlowych, biurach, mieszają się ze sobą wszystkie nacje, nikt nie zwraca uwagi na kolor skóry, akcent czy sposób bycia. Pełen luz, Ameryka marzeń dla każdego przybysza z Europy. Wszyscy się uśmiechają, jest po prostu miło. Afroamerykanie nie są uchodźcami, ale tak jak uchodźcy nie chcą mieszkać razem z białymi, a biali nie chcą mieszkać z nimi. W 1996 roku z domu moich rodziców mogłem obserwować wyniszczony i wypalony kwartał ulic, w którym mieszkali Afroamerykanie i Latynosi. Gdzieniegdzie jeszcze ktoś przemykał ulicami, ale było widać, że to już jacyś ostatni desperaci zajmujący zdewastowane domy. Minęły cztery lata i znowu jestem w tym samym miejscu. Po zrujnowanym kwartale ani śladu. Na całym obszarze wybudowano piękny college. Zapytałem się Ojca, co stało się z tą społecznością, która tutaj mieszkała. Odpowiedział, że na obrzeżach miasta wybudowano im nowy kwartał. A jak go zniszczą, to wybudują im gdzie indziej kolejny.

 

Nie sposób porównywać losu prawdziwych uchodźców z Syrii (około 20-30% uciekinierów) z sytuacją czarnej społeczności Ameryki. Afroamerykanów z WASP łączy przede wszystkim religia i ponad dwieście lat wspólnej historii i  wzajemnego znoszenia uprzedzeń. W Polsce były miasteczka, w których Żydzi stanowili zdecydowaną większość ich mieszkańców. Ale polskie i żydowskie dzieci bawiły się razem. Kupowało się, jak to mówili Polacy „u  Żyda”. Żydzi asymilowali się wbrew opinii niektórych historyków, szczególnie w Warszawie – prawnicy, lekarze, naukowcy. Mamy  jako naród dowody na to, że potrafimy współistnieć i współżyć z innymi nacjami. Ale nie mamy żadnych szans na to, by taka historia powtórzyła się z muzułmańskimi imigrantami. Oni nigdy nie przyjmą ani naszej kultury, ani naszego języka, po prostu nic. Będą natomiast, tak jak w Niemczech i we Francji, tworzyć swoje enklawy. Będą do nas wrogo lub niechętnie nastawieni. I dlatego takiej imigracji w Polsce nie potrzebujemy. Ratujmy muzułmańskie dzieci przed głodem, ich matki, ale nie ratujmy syryjskich żołnierzy Wolnej Armii Syrii, którzy dominują wśród setek tysięcy młodych przybyszów.                        

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (7)

Inne tematy w dziale Polityka