Benon 1 Benon 1
202
BLOG

Jak to na wojence ładnie…

Benon 1 Benon 1 Polityka Obserwuj notkę 4
Z jakimi zagrożeniami będzie musiał liczyć się polski żołnierz, jeśli trafi na front? W jakim stopniu można ufać sondażom badającym chęć Polaków do zbrojnej obrony Ojczyzny?

Słowa starej żołnierskiej piosenki mówią:

Jak to na wojence ładnie,
Kiedy ułan z konia spadnie.
Koledzy go nie ratują,
Jeszcze końmi potratują.
Rotmistrz z listy go wymaże,
Wachmistrz trumnę zrobić każe.

Obecnie udział naszego wojska w operacjach militarnych większej skali niż polskie misje w Iraku czy Afganistanie jest bardziej prawdopodobny niż dwadzieścia-trzydzieści lat temu. Jeżeli Polska będzie prowadziła wojnę porównywalną do zmagań Ukrainy z Rosją, zapewne okaże się, że cytowany fragment piosenki nie tak wiele stracił ze swej aktualności.

Ilu wysłanych do walki następców naszych ułanów metaforycznie spadnie z konia? Ilu utrzyma się w siodle pomimo ciosu zadanego przez wroga?

Poszukajmy odpowiedzi na te i podobne pytania u ekspertów. W czasopiśmie „Lekarz Wojskowy”, w numerze 4 z 2018 roku, ukazał się artykuł „Koncepcja i wnioski dotyczące zabezpieczenia medycznego Wojsk Obrony Terytorialnej” napisany przez pracowników Wojskowego Instytutu Medycznego: Marka Skalskiego, Adama Wegnera, Mariana Dójczyńskiego i Mirosława Soszyńskiego. [1] W pracy tej autorzy określili jaki należy przyjąć rozmiar dobowych strat osobowych batalionu piechoty lekkiej w strefie bezpośrednich działań wojennych. Rozpatrywanym oddziałem może być zarówno batalion wojsk operacyjnych jak i Obrony Terytorialnej.

Poniższa tabela została przygotowana na podstawie liczb podanych przez autorów artykułu.

image

Z danych przedstawionych w tabeli wynika, że zdaniem fachowców trzeba brać pod uwagę, iż w ciągu 24-godzinnej walki 750-osobowego batalionu piechoty lekkiej w strefie działań bezpośrednich nawet mniej więcej:

  • co 23 żołnierz tego batalionu zginie,
  • co 50 będzie wzięty do niewoli lub zaginie,
  • co 7 odniesie rany,
  • co 24 dozna zaburzeń spowodowanych stresem pola walki.

To oznacza, że w trakcie dobowych zmagań bitewnych może zostać poszkodowany nawet mniej więcej co 4 żołnierz rozpatrywanego batalionu.

Co konkretnie może spotkać takiego żołnierza?

Może na przykład w odległości pół metra od niego wybuchnąć pocisk, który momentalnie rozerwie go na strzępy, i nie zdąży nawet poczuć, że ginie. Może otrzymać postrzał, od którego będzie umierał kilka, kilkanaście a może kilkadziesiąt minut. Może mina oberwać mu nogę i albo się wykrwawi, albo sanitariusz zakładając opaskę uciskową uratuje mu życie, i będzie dalej funkcjonował ale jako kaleka. Może odłamek granatu trafić go w pośladek. Być może fala uderzeniowa eksplozji spowoduje u niego pękniecie błony bębenkowej. Wybuchy, widok śmierci kolegów, ich ran, ich rozdzierające jęki z bólu mogą wywołać u niego silny stres prowadzący do zaburzeń psychicznych i cielesnych takich jak stany lękowe, zaburzenia koncentracji uwagi, drżenie rąk, wymioty, uporczywa biegunka. Gdy zaś zostanie wzięty do niewoli, może być przetrzymywany w złych warunkach, torturowany lub głodzony.

Czy towarzysze broni rzeczywiście, jak w słowach piosenki, nie będą ratowali poszkodowanych? W „Poradniku szeregowego zawodowego oraz szeregowego Narodowych Sił Rezerwowych” można przeczytać: „Każdy żołnierz ma obowiązek udzielania pomocy przedmedycznej sobie i swoim kolegom nie przerywając wykonania zadania”. [2]

Jak można udzielić pomocy medycznej rannemu koledze nie przerywając natarcia? Można chyba pomóc mu wyjąć tak zwaną stazę z apteczki osobistej i powiedzieć: załóż sobie ucisk i ukryj się. Jeżeli nie ma siły sobie pomóc, można przeciągnąć go za jakąś osłonę, która w pewnym stopniu zabezpieczy go przed kulami i odłamkami, i tam założyć mu opaskę uciskową. I chyba niewiele więcej można. Nieszczęśnik będzie czekał aż dotrze do niego żołnierz-ratownik, który – jeśli zdąży – udzieli mu dalszej pomocy. Potem rannego powinna odtransportować do szpitala polowego drużyna ewakuacji medycznej.

W razie gdy ranny skona przed udzieleniem mu pomocy medycznej albo w trakcie udzielania, będzie podobnie jak we wspomnianej piosence. Dowództwo skreśli zmarłego z ewidencji, a odpowiednia sekcja logistyczna złoży jego zwłoki bądź ich fragmenty w trumnie, jeżeli uda się je znaleźć i dostarczyć.

Z pewnością jednak opieka medyczna nad rannymi jest obecnie lepsza niż w czasach Powstania Styczniowego, kiedy powstały przytoczone strofy ułańskiej piosenki. We wzmiankowanym artykule w „Lekarzu Wojskowym” podano, że w batalionie Obrony Terytorialnej przewidziane są stanowiska dla 90 ratowników medycznych.

Były Szef Sztabu Generalnego Wojska Polskiego gen. Rajmund Andrzejczak powiedział w jednym z programów, że zapytał podchorążych podczas ćwiczeń na poligonie czy są gotowi umrzeć. Chodziło oczywiście o żołnierską śmierć na wojnie. Generał zadał to pytanie przyszłym oficerom zapewne po to, żeby ci, którzy udzielili sobie przeczącej odpowiedzi zdecydowali się na zmianę zawodu.

Jeżeli prezydent na wniosek premiera ogłosi mobilizację, służba w wojsku stanie się obowiązkiem dla wezwanych do jej pełnienia i wobec tego organy mobilizacyjne nie będą się ich pytały, czy zgadzają się na wysłanie ich na front, gdzie mogą zostać postrzeleni w płuco lub poparzeni w wyniku wybuchu bomby termitowej.

Pytanie o gotowość obrony Polski z bronią w ręku zadał jednak reprezentatywnej grupie 1067 Polaków we wrześniu 2025 roku Instytut Badań Rynkowych i Społecznych IBRiS na zlecenie Radia ZET. [3] Skupmy się na odpowiedziach mężczyzn, o nich bowiem głównie będzie się dopominało wojsko w przypadku możliwej wojny. 54% mężczyzn odpowiedziało, że walczyłoby za Polskę, 44% zadeklarowało, że nie zgłosiłoby się do obrony Kraju, zaś 2% wskazało odpowiedź: „Nie wiem / trudno powiedzieć”.

Można przypuszczać, że odpowiedzi negatywne są szczere.

A co z tymi, którzy wyrazili gotowość do walki? Można podejrzewać, że jest wśród nich wynosząca przynajmniej kilka punktów procentowych część złożona z niechcących przyznać się, że nie kwapią się do chwycenia za broń oraz takich, których chęć bicia się stopniałaby w pierwszych minutach skierowanego w ich stronę ostrzału.

Niewykluczone zatem, że ponad połowa polskich mężczyzn nie wykazuje ugruntowanej woli zbrojnej obrony Ojczyzny.

Prawdopodobnie pewna grupa oznajmiających gotowość do walki wie, że nie zostanie skierowana na front chociażby z racji wieku, stanu zdrowia, specjalności zawodowej bądź zajmowanego stanowiska. Są też zapewne rzekomi odważni, którzy liczą na to, że w razie wojennego powołania do wojska zadekują się gdzieś na tyłach.

Dlatego należy się szacunek tym, co świadomi czyhających na nich niebezpieczeństw rzeczywiście są gotowi bić się za Polskę i przelewać za Nią krew. Szczególnie trzeba szanować będących w tym gronie szeregowych, podoficerów i oficerów młodszych, bowiem prawdopodobieństwo śmierci lub odniesienia ran na wojnie jest odwrotnie proporcjonalne do posiadanej szarży.

Rządzący zaś – w przeciwieństwie do tego co bywało wcześniej – powinni roztropnie szafować krwią Polaków w mundurach.

Źródła:

[1] https://lekarzwojskowy.wim.mil.pl/pdf-146037-72045?filename=Koncepcja%20i%20wnioski.pdf

[2] https://www.zut.edu.pl/fileadmin/pliki/abi/2018/legia/PORADNIK_SZEREGOWEGO.pdf

[3] https://wiadomosci.radiozet.pl/news/mlodzi-polacy-nie-chca-walczyc-za-polske-najnowszy-sondaz#google_vignette

Benon 1
O mnie Benon 1

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (4)

Inne tematy w dziale Polityka