Chciałam posłużyć się formą żartobliwie-ironiczną z domieszką sarkazmu, jako że ta poetyka jest mi szczególnie bliska. Tym razem jednak będzie zupełnie poważnie.
W poprzedniej notce wyraziłam prywatny optymizm, wynikający z wyniku wyborów: przegrana Jarosława Kaczyńskiego, będąca jednocześnie wygraną opozycji i autentycznego dyskursu demokratycznego; wygrana Bronisława Komorowskiego, stanowiąca jednoczesnie klęskę wizji, zbudowanej na kłamstwie i manipulacji, rzekomo łączącej światłe społeczeństwo przy nieistotnym sprzeciwie zmarginalizowanego Ciemnogrodu. Mit niezagrożonej pozycji PO, powszechnego zaufania i miłości społeczeństwa do jedynie słusznej i właściwej opcji runął jak domek z kart. Pękła rozdmuchana do monstrualnych rozmiarów bańka mydlana.
Uwierzyłam w powrót prawdziwie demokratycznego dyskursu publicznego.
Chyba byłam zbyt wielką optymistką.
Już w dzień po ogłoszeniu wyników wyborów PO wypuściła Janusza P. - tym razem bez gadżetów i happeningów. Oznajmił po prostu "Lech Kaczyński ma krew na rękach. Nie ma już czego wyjaśniać. Jarosław powinien przeprosić rodziny ofiar Katastrofy Smoleńskiej."
Żaden z prominentnych polityków PO nie odciął się od tych słów; minister Rostowski i inni, dystansując się jak zwykle wobec formy, przyznali rację co do meritum.
Zimno mi się robiło, gdy widziałam zwykłe krygowanie się w stylu: "och, nasz enfant terrible, on tak ma, cóż my możemy..." przy jednoczesnym potwierdzeniu tej tezy. No, tak między nami, przecież wszyscy wiemy, jak jest, tylko ten brak delikatności psotnika.
Stefan Niesiołowski i Kazimierz Kutz przekroczyli zwykłą miarę w swych furiackich atakach miłości. Miałam wrażenie , że nastąpiła erupcja miłości, która dotąd tylko gotowała się pod powierzchnią.
Wypowiedzi Andrzeja Wajdy z twittera : "Dopóki po ziemi łazi ostatni kaczystowski wyborca - nie spoczniemy!", "Dziś jest wspaniały dzień dla Polski, już niedługo wywalimy tego trupa z Wawelu. Bitwa wygrana walka jeszcze trwa." to też przykłady tej erupcji.
Podobno konto Wajdy jest nieprawdziwe; podobno nastąpiła kradzież tożsamości.
Być może. Ktoś jednak chciał, by ten przekaz został upowszechniony. Nie był to zwolennik Jarosława Kaczyńskiego.
Staram się zrozumieć - dlaczego?
Frustracja wynikiem wyborów, ocknięcie się z poczucia błogiego samozadowolenia, obawa o przyszłość, w której nie będzie już wygodnego alibi dla marazmu i bezczynności w osobie złośliwego weto-prezydenta tłumaczą wiele. Ale nie wszystko.
Te furiackie ataki miłości, ta eskalacja uczuć w dzień po wyborach nie wróżą nic dobrego. Egzemplifikacja "budującej zgody" w słowach prominentnych polityków, przyjaciół premiera i nowo wybranego prezydenta, jest przerażająca.
W poniedziałek 5. lipca widziałam szansę na demokratyzację, uznanie i uszanowanie znaczącej roli opozycji, na powrót debaty publicznej.
Dziś zadaję sobie pytanie, o co naprawdę chodzi Platformie Obywatelskiej? Jaka jest jej długofalowa strategia? Czego się boi? Dokąd chce nas - społeczeństwo - zaprowadzić, uzyskawszy pełnię władzy?
Ja zaczęłam się bać.
Lubię ludzi - wierzących, ateistów, prawicę, lewicę i centrum, Niemców, Rosjan i Żydów.Nie lubię, gdy ludzie gardzą ludźmi. Marzy mi się tygodnik "Polityka inaczej".
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka