Janusz Wandel "Janusz" bat. "Zaremba" komp. "Ambrozja" plut. "Bogdan"
Służba z naukowcem
Nocna służba na stanowisku obserwacyjno-strzeleckim w oficynie domu przy ul. Emilii Plater 17 była ciężka. Posterunek znajdował się o 6-8 metrów od Budynku Fizyki Doświadczalnej zajmowanego przez nieprzyjaciela. Przestrzeń pod naszym domem obserwowaliśmy z okna klatki schodowej, Niemcy strzelali w nasze okno, nie było już szyb. Aby ochronić się przed ostrzałem trzeba było ściśle przylegać do ściany. Rykoszety dudniły po całej klatce schodowej. Pociski przebijały i wpadały do mieszkania. Służba była odpowiedzialna i wyczerpująca; trzeba było stale obserwować przedpole, czy nieprzyjaciel nie atakuje. Każdy szmer w ogródku powodowany poruszanymi gałęziami i inne odgłosy stawiały nas w pełnej koncentracji. Było ciemno, żadnej widoczności, tylko słuchem mogliśmy rozpoznawać ewentualne zdarzenia. Slużbę na tym stanowisku pełniło zawsze dwóch żołnierzy, gdyż każde przeoczenie stwarzało śmiertelne niebezpieczeństwo dla naszej drużyny i plutonu. W późniejszym okresie, gdy było nas za mało, przydzielano nam do pomocy łączniczki. Zadaniem pełniących tu służbę było, po zauważeniu ataku wroga, odparcie go przy pomocy granatów i oświetlenie przedpola butelkami zapalającymi, aby w ten sposób zaalarmować nasz posterunek na strychu domu przy ul. Emilii Plater 15.
Dziewiątego dnia Powstania pełniliśmy z kpr. "Rajmundem" nocną służbę na stanowisku przy ul. E. Plater 17. Kpr. "Rajmund" był naukowcem, jego życiową pasją była entomologia, a głównie motyle. Aż do Powstania cały swój czas poświęcał nauce. Mieszkał razem z rodzicami na terenie Muzeum Przyrodniczego przy ul. Wilczej 60. Idąc do walki w Powstaniu pozostawił rodziców samych, stale o nich myślał. Poświęcał im każdą wolną chwilę, szczególnie starał się zaopatrzyć ich w żywność, o którą w warunkach powstańczych nie było łatwo. Pomimo posiadanego cenzusu naukowego nie miał stopnia oficerskiego. Został usunięty ze szkoły podchorążych za zapatrywania pacyfistyczne. Służbę wojskową ukończył ze stopniem kaprala. Ja i prawie wszyscy moi koledzy z drużyny byliśmy ludźmi młodymi, a on był dojrzałym, wykształconym mężczyzną o ustalonym światopoglądzie. Był zafascynowany dziedziną nauki, którą ukochał. Miał w Muzeum wspaniały zbiór motyli - efekt wieloletniej pracy - o który drżał, aby nie został zniszczony. Muzeum Przyrodnicze przy ul. Wilczej 60 znajdowało się początkowo z dala od linii frontu, później, gdy Niemcy zdobyli Politechnikę, było już bardzo blisko niej. Położenie takie miało i dobre strony, gdyż Muzeum nie było narażone na ataki pocisków artyleryjskich i bomb lotniczych. Niemcy, bojąc się rażenia swoich pozycji, kierowali ogień na dalsze rejony miasta. Slużba z kpr. "Rajmundem" upływała mi niezmiernie szybko i była dla mnie młodego bardzo pouczająca. Opowiadał z pasją o swoich motylach, podawał różnorakie ich nazwy, całe ich rodziny, grupy i podgrupy. Ze swadą kreślił barwną opowieść przenosząc mnie w odległy i nieznany świat nauki. Pozwalało to choć na chwilę zapomnieć o okropnościach wojny, o jej okrucieństwie. Spędzany z nim czas był dla mnie fascynujący. Niestety, jego "wykłady" trwały bardzo krótko, gdyż ciągle przerywały je wybuchy pocisków i kanonada karabinów i dział.
Lubię ludzi - wierzących, ateistów, prawicę, lewicę i centrum, Niemców, Rosjan i Żydów.Nie lubię, gdy ludzie gardzą ludźmi. Marzy mi się tygodnik "Polityka inaczej".
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości