Krystyna Zglinicka-Ostrowska "Szczara" sanit. bat. "Miłosz" komp. "Ziuk" pluton "Głowacki"
Przerwane nabożeństwo
Święto Matki Boskiej 26 sierpnia obchodzone było w naszej kompanii uroczyście. Przy polowym ołtarzu, ustawionym w bramie domu Aleje Ujazdowskie 28, w którym kwaterowaliśmy, odprawiona była Msza Święta przy dźwiękach muzyki płynącej z otwartego okna. Niestety, nie mogłam wziąć udziału w nabożeństwie, gdyż w tym czasie miałam służbę na stanowisku obserwacyjno-ogniowym Wiejska 7.
Stanowisko mieści się przy samej bramie, zamknietej i zabarykadowanej, stoi tam uzbrojony żołnierz - obserwuje ulicę Wiejską. Po drugiej stronie ulicy są Niemcy. Ja siedzę na noszach w głębi bramy. Jest gorąco, nic się nie dzieje, nikt nie strzela, spokój. Niemcy siedzą cicho, przyczajeni, my ich nie zaczepiamy.
Nagle gdzieś bardzo blisko następuje silny wybuch. Wznosi się gęsty pył, oddziela mnie od otoczenia, nie widzę żołnierza przy bramie, który jest o kilka kroków ode mnie. Nie wiem, co robić w takiej sytuacji. Z chmury pyłu wyłania się tuż koło mnie najmłodsza z łączniczek, bardzo odważna szesnastoletnia "Maryla". Decydujemy się szukać rannych. Zabieramy nosze i zaglębiamy się w powoli opadający pył. Trudno iść, podworze usłane jest gruzem. Prawie po omacku idziemy w kierunku wybuchu. Nareszcie pył opada na tyle, że widzimy usypisko gruzu w miejscu, gdzie było nasze stanowisko w bramie wypalonego domu Wiejska 5 na rogu Matejki. Musieli tu pełnić służbę nasi koledzy. Może ocaleli? Może da się ich odkopać? Nie ma nikogo do pomocy, więc same zaczynamy odrzucać cegły.
Z ruin obok usypiska wyłania się kulejący żołnierz. Ostrzega nas, że Niemcy mogą w każdej chwili zaatakować, tłumaczy, że mamy znikome szanse na odkopanie kogoś żywego. Namawia, żebyśmy zrezygnowały i odeszły. Nie przemawia do nas ta argumentacja - przecież pełnimy służbę na stanowiskach, aby nieść pomoc w razie potrzeby. A tu istnieje taka potrzeba. Ranny żołnierz odchodzi w głąb podwórza. Dookoła nie widać nikogo, ani naszych ani Niemców. Nadal odrzucamy cegły. I nagle w tym usypisku gruzu wyczuwamy coś miękkiego! Szybciej odrzucamy cegły i odsłaniamy żołnierza! Jest pokryty pyłem, ma tylko jedną nogę, z pewnością jest bardzo potłuczony, ale żyje i jest przytomny. To zakrawa na cud! Układamy go ostrożnie na noszach i odnosimy o kilkanaście metrów od usypiska. Rozlega się drugi potworny wybuch. Jak najszybciej oddalamy się z rannym od fatalnego miejsca. Ranny jest przytomny i pyta, czy posiada na sobie obydwa oficerskie buty... Nie wie, że jedna z jego nóg pozostała wraz z butem w usypisku gruzów.
Od koleżanek, które brały udział w Mszy Świętej, dowiedziałyśmy się, że pierwszy wybuch nastąpił zaraz po Podniesieniu.
Lubię ludzi - wierzących, ateistów, prawicę, lewicę i centrum, Niemców, Rosjan i Żydów.Nie lubię, gdy ludzie gardzą ludźmi. Marzy mi się tygodnik "Polityka inaczej".
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości