Zainspirowała mnie notka @Laenii:
http://laenia.salon24.pl/555254,mezczyzna-zadowolony
"Mądrość kobieca" i "kobiece sztuczki" - czy może po prostu mądrość?
Historia jest prawdziwa, zmieniłam imiona i szczegóły. Bohater tej historii od lat nie żyje - gdyby żył, nie ujawniałabym jej.
Niech odpoczywa w pokoju wiecznym...
Przez wiele lat jeździłam na wakacje do moich ukochanych Górali. Z małą Córcią, Przyjaciółką i jej dziećmi, znajomymi z dziećmi - różnie. Gospodarze wynajmowali letnikom kilka pokoi, było tam w sezonie z reguły liczne towarzystwo i mnóstwo dzieci. Sami mieli ich siódemkę.
Gospodarz Maciek pracował ciężko na rodzinę - jeździł do fabryki na szóstą rano, wracał późno. Od kilku lat miał bezpośredni autobus - ale nie zawsze tak było... Kiedyś jeździł na rowerze do najbliższej stacji kolejowej, potem pociągiem do pracy - latem. Zimą do stacji na piechotę - wstawał o czwartej, wracał wieczorem. Dom zbudował sam, z kumplami - tylko przy niektórych pracach pomagali fachowcy. Wiele domów wokół tak powstawało - skrzykiwali się do pomocy. Maciek też pomagał w niejednej budowie.
Był dosyć nieśmiały i małomówny, ale życzliwy, pogodny, energiczny, pracowity, uczynny - każdemu chętnie pomógł. Kochał góry - lubił w niedzielę wypuścić się na jakiś szlak. Tempo miał takie, że żadne z nas, mieszczuchów, nie mogło mu dotrzymać kroku - chodził sam.
Nieśmiałość i małomówność mijała Maćkowi jak ręką odjął wieczorami - gdy wszystkie dzieci już spały; stawiał flaszkę, czasem bywał to i bimberek na mirabelkach:), zapraszał chętnych letników i toczyliśmy długie rozmowy... Stawał się elokwentny, dowcipny, często inicjował śpiewy; dużo rozmawialiśmy o polityce - z całego serca nienawidził "czerwonych" - kiedyś wyrzucił z domu jednego z letników za poglądy:)
Potem letnicy po kolei stawiali - wiele było tych wieczorów...
Gospodyni Kasia robiła jakieś kanapeczki, czasem ciasto, letnicy się dorzucali do poczęstunku. Każdy miał szklankę z herbatą na "popitkę"...
Znacie Państwo stary góralski system picia z jednego krążącego kieliszka? Trzeba wypić do dna, odwrócić kieliszek do góry dnem, wygłosić formułkę i nalać następnemu, który siedzi obok. Oszukiwać i markować się nie da. Kto nie chce w ogóle pić lub ma już dosyć - musi odmówić wprost.
Maciek uwielbiał te wieczory. Cóż - pić lubił. Alkohol to był w ogóle problem w okolicy - i wiele nieszczęść z tego powodu... Z trzech synów sąsiadki-wdowy najstarszy zapił się na śmierć, młodszy regularnie polewał w delirium izbę wodą, krzycząc, że jest pożar. Maćka nigdy nie widziałam naprawdę pijanego. Miał taką kozetkę w kuchni, gdzie odbywały się te spotkania - gdy nadużył, Kasia wymownie słała tę kozetkę - nie wpuszczała go wtedy do sypialni. Czasem sam stwierdzał wyprzedzająco - dziś będę spać w kuchni...
Pamiętam z tamtych pobytów sierpień - miesiąc bez alkoholu... Ksiądz po niedzielnej Mszy Św. chodził po kościele z takim wielkim kubkiem z ołówkami i karteczkami - mieszkańcy mieli podpisywać deklarację abstynencji w sierpniu. Ksiądz rzucał surowym wzrokiem, zwłaszcza na co poniektórych... Parafianie go cenili - potrafił zakasać rękawy, pomagać przy budowie, pomagać w wielu sprawach, znał każdego. Mężczyźni kryli się pod ścianami, spuszczając wzrok, karteczki podpisywały głównie kobiety. Maciek opowiadał, że kiedyś tam podpisał - i to był najgorszy miesiąc w jego życiu... Wytrzymał - danego słowa złamać nie wolno. Ale nigdy więcej... Jego ideałem był kumpel, który po takim sierpniu kontynuował - i przestał pić. Twierdził, że on nie da rady.
Kiedyś zastanowiło mnie, że na Kasię alkohol w ogóle nie działa. Mnie potężnie kręciło się w głowie, choć pasowałam wcześniej niż reszta; innym też - Kasi nigdy. Wyraziłam zdziwienie na boku Przyjaciółce. Ale Kaśka ma głowę! Uśmiechnęła się tylko. Powiedziała:
- Spójrz przy okazji na Kasi "popitkę". Zauważyłam coś dwa lata temu...
Przy najbliższej okazji spojrzałam - faktycznie. Wszystkim dolewa herbaty do pełnej szklanki, sobie zawsze tylko do połowy. Potem po kilku kolejkach szklanka jakby pełna, a Kasia coś bąka, że jej herbata wystygła, wylewa i dolewa gorącej. Popatrzyłam uważniej - Kasia popijała natychmiast po wzięciu wódki do ust - dopiero potem odwracała kieliszek i wygłaszała formułkę. Tak - dyskretnie wypluwała całą wódkę do szklanki. Latami.
Nadal nie rozumiałam. Przyjaciółka, mądra kobieta, zrozumiała w lot - i to dużo wcześniej ode mnie. Maciek nigdy nie chodził do karczmy, zawsze wracał na noc do domu, nie pił z kumplami, nie uczestniczył w awanturach, których zdarzało się wiele. Lubił być w domu, wolał zapraszać do siebie. Był dumny, że ma taką babę, która mu kołków na głowie nie ciosa, nie narzeka, nie wypomina. Która sama z nim i gośćmi wypije. Chwalił się nią. Kumple mu zazdrościli. Nigdy Kasi nie uderzył, był troskliwym i obowiązkowym ojcem. Kasia walczyła o rodzinę i siedmioro dzieci. Wiedziała, do czego doprowadza alkohol, również z własnej rodziny.
Któregoś ranka, gdy Maciek był w pracy, byłyśmy same we trzy w kuchni. Kasia popatrzyła nam głęboko w oczy - w jej oczach zobaczyłyśmy przerażenie.
- Dziewczyny, wy wiecie... Czuję to od dawna.
- Tak, wiemy. Kasia, czy pomyślałaś, że komukolwiek piśniemy? Jak mogłaś! To twoja święta tajemnica. A twoje córki - czy się domyślają?
- Myślę, że dziewczynki się zorientują w końcu, są coraz starsze. Ale one na pewno mnie nie wydadzą - nawet mnie nie powiedzą, że zauważyły.
Kasia wiedziała, że mąż nigdy by jej tego nigdy nie wybaczył. Honor. No i jeszcze, gdzieś w tle - to wylane morze wódki...
................................................
Lubię ludzi - wierzących, ateistów, prawicę, lewicę i centrum, Niemców, Rosjan i Żydów.Nie lubię, gdy ludzie gardzą ludźmi. Marzy mi się tygodnik "Polityka inaczej".
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości