Tadeusz Zejdler ps. "Miły" batalion "Iwo" 2 kompania
Pamiętne dni
Z całego sierpnia najsilniej utkwiły mi w pamięci dni walki o Politechnikę. W poniedziałek 21 sierpnia na barykadę przyszedł ppor. "Skorpion" z rozkazem przerzutu do walki na terenie Politechniki Warszawskiej. Politechnika była w tym czasie atakowana czołgami, a my mieliśmy "Piata". Stanowił on znakomitą broń przeciwczołgową,pochodził ze zrzutów alianckich. Mieliśmy także amunicję. Rusznikarz, który nam wręczył "aż" 6 (słownie: sześć) pocisków, oznajmił twardo:
- Ma być uszkodzonych lub zniszczonych 6 "Tygrysów"*. Każdy pocisk - jeden czołg niemiecki. Pamiętajcie, ja was z tego rozliczę!
Dotarliśmy do Politechniki o god. 5-ej rano. Jeszcze nie odsapnęliśmy po trudach dojścia na ul. Noakowskiego (droga prowadziła pod ul. Wilczą,piwnicami zatłoczonymi głównie kobietami z dziećmi i staruszkami), gdy kazano nam zameldować się u komendanta III rejonu.
Kpt. "Ratusz", starszy, szpakowaty pan, poleca przygotowanie się do odparcia ataku czołgów. Mamy trochę czasu, by rozejrzeć się po otoczeniu. Wewnątrz pomieszczenia kręci się spora grupa powstańców. Ubrani w "panterki", szare kombinezony lub ubrania cywilne, wszyscy mają na rękach bialo- czerwone opaski. Okna od ulicy wyłożone workami z piaskiem od parapetów po sufit z małymi otworami na strzelnice. Pod ścianą wiadro z czarnym płynem podobnym do kawy. Obok dwa ręczne karabiny maszynowe. Uzbrojenie uzupełnia skrzynka z samozapalającymi się, oblepionymi papierem butelkami z benzyną i dwie skrzynki z granatami różnych typów.
Polecono nam znalezienie stanowiska na poziomie wysokiego parteru gmachu. Czyścimy z "Januszem" zapiaszczonego "Piata" i udajemy się do pomieszczenia,którego zabarykadowane okna wychodzą na Pole Mokotowskie i na ulicę Polną.Jest godzina 10-ta z minutami,gdy przez pożyczoną lornetkę dostrzegam na Polu Mokotowskim dziesiątki czołgów niemieckich i wozów pancernych. Wszystko to zmienia miejsce i ustawia się w szachownicę. Dowiadujemy się, że obsługa czołgów to doświadczeni SS-mani z dywizji Hermann Goering.
Na razie panuje cisza, ale jest to cisza drażniąca, prawdziwa "Cisza przed burzą".
Punktualnie o godz. 13-tej daje się słyszeć niesamowity warkot zapalanych silników. Potem cała masa czołgów rusza powoli na gmach. Okna znajdują się pod silnym ostrzałem. W uszach brzmi głuchy odgłos strzałów czołgowych i suchy trzask broni maszynowej. Wpada łącznik z wiadomością, że przy kotłowni stoją dwa czołgi. Rzeczywiście są, ale w odległości przeszło 500 m. "Janek" ze spokojem stwierdza, że:
- Możemy im najwyżej ... "nadmuchać".
W tym momencie słyszymy niesamowity trzask. Czuję gryzący zapach siarki. Podmuch powietrza przygniata "Piatem" moje żebra. Robi sięniesamowity chaos. Jeden z kolegów gubi okulary. Wolno opada biały pył. Teraz widzimy, że w jednej z sal nie ma ściany - zawaliła się od podmuchu powietrza. W sąsiedniej sali leżą zabici z obsługi karabinu maszynowego. Niemcy są wewnątrz gmachu. Później dowiedzieliśmy się, że użyli "Goliatów". Wkrótce następuje opamiętanie. Zdolni do walki otwierają ogień karabinowy. Toczą się pierwsze potyczki wręcz. Nam zasygnalizowano "Tygrysa", który stał bardzo blisko wylotu Śniadeckich.
Mijamy biegiem jakiegoś rannego Niemca, zawieszonego na parapecie głową do dołu, i wpadamy do pomieszczenia z dużym otworem okiennym bez worków. Przez okno ujawnia się "Tygrys" w pełnej gali. Stoi w odległości nie większej jak 30 metrów. Powstaje szarpanina o to, kto ma oddać strzał. Szybko zaprowadziłem porządek wyszukaną wiązanką. Poleciłem strzelać koledze, któremu Niemcy zamordowali matkę i ojca. Nikt chyba nie potrafi tak szybko założyć pocisku i wymierzyć. Pada strzał. Skuteczny! Kłęby dymu wydobywają się z tylnej części "Tygrysa". W pomieszczeniu zawrzało.
- Dołożyć mu drugi pocisk! - krzyczą chłopcy.
Chcę wybić załogę "Tygrysa" z mojego "Szmajsera", gdy nagle znowu następuje detonacja. To "Goliaty" spowodowały zawalenie się części ścian gmachu od strony szpitala im. Piłsudskiego. Moment ten wykorzystuje piechota niemiecka - świetnie wyszkoleni SS-mani, osłonięci czołgami,jednym skokiem wdzierają się przez wyrwę do gmachu.
Cdn.
Lubię ludzi - wierzących, ateistów, prawicę, lewicę i centrum, Niemców, Rosjan i Żydów.Nie lubię, gdy ludzie gardzą ludźmi. Marzy mi się tygodnik "Polityka inaczej".
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości