Michał Boni stwierdził: „Moja przyszłość jest w rękach Donalda Tuska. Musiałbym otrzymać czytelny sygnał od koalicji. Jestem gotowy służyć Polsce”.
Kilka dni temu Donald Tusk powiedział: „Chciałbym, żeby Michał Boni odpracował swój błąd i pomógł mi w rządzie”
Jarosław Gowin został zaś „obdarowany przez Boniego czymś bardzo ważnym”, a ponadto stwierdził: „Dziś Boni odniósł wielkie zwycięstwo nad sobą, nad mroczną częścią swojej przeszłości. Dla mnie sprawa się zamyka i od tego momentu nie widzę problemu ze współpracą, ani z Michałem Bonim, ani z każdą inną osobą znajdującą się w takiej sytuacji”
Początkowo prof. Mirosław Dakowski obciążał Michała Boniego odpowiedzialnością: „Ja współpracowałem na szczęście tylko z Andrzejem Urbańskim i dzięki temu Michał na mnie nie mógł donosić. Natomiast później jedna z kobiet z naszego środowiska, o bardzo twardym charakterze, wydusiła z Michała (Boni) przyznanie się, że na nas donosił - opowiada nam Dakowski. Dodaje, że wydobyli z niego to wyznanie w 1987 roku.” Za te słowa Michał Boni chciał prof. Dakowskiego pozwać do sądu.
Prof. Dakowski sprostował swoją wypowiedź (TVN24): W oświadczeniu przysłanym do naszej redakcji prof. Dakowski pisze, "Tylko przez pośpiech dziennikarzy przypisano mi pogląd, jakoby ok. '87-'86 roku uznaliśmy, że to przez Boniego wpadły drukarnie. Było odwrotnie. Przy okazji nerwowych i intensywnych poszukiwań przyczyn różnych wpadek - Michał pękł i powiedział paru osobom o swojej współpracy z SB."
Problemem jest chyba jednak nie to (a przynajmniej nie tylko to), że Boni podpisał zobowiązanie do współpracy, ale że pełnił publiczne funkcje polityczne (był ministrem pracy w rządzie Bieleckiego, szefem gabinetu politycznego Longina Komołowskiego, posłem) bez publicznego ujawnienia tej informacji, nawet po opublikowaniu tzw. "Listy Macierewicza", na której Michał Boni został umieszczony.
Podobnie uważa Ewa Choromańska (TVN24): „Michał przyszedł do nas w 1985 roku w dwa dni po wpadce w mieszkaniu jego aktualnej żony i opowiedział o wydarzeniu. Powiedział, ze zaistniała taka sytuacja, w związku z czym on się wyłącza. Nic nie powiedział o tym, że podpisał zobowiązanie do współpracy. To, że Michał mógł podpisać, przyszło nam do głowy w '92 przy okazji listy Macierewicza. Tylko o to mam do niego żal, ze powiedział teraz, tak późno.”
Michał Boni w 1995 roku poinformował o wszystkim Jacka Kuronia (TVN24): "Boni ujawnił, że o fakcie podpisania zobowiązania powiedział wcześniej Jackowi Kuroniowi. - Ale jednocześnie przyznałem mu się, że nie mam tyle siły, by powiedzieć to publicznie. Wtedy Jacek Kuroń odpowiedział, że każdy ma swój czas - opowiadał Boni."
Ten gest wyznania Kuroniowi nieco zbliża postać Boniego do ks. Malińskiego, który również o wszystkim informował Karola Wojtyłę. Niestety obaj powiernicy nie mogą już tego potwierdzić. Szkoda że Boni i Maliński nie zdobyli się na ten krok wcześniej.
Myślę, że osób godnych odpracowania błędów z przeszłości na rządowych posadach może być więcej, tylko czy dla wszystkich starczy ministerstw?
Lista osób predystynowanych do robót publicznych w rządzie znajduje się tu: http://www.glos.com.pl/ListaM/ListaM.html
Niezośna lekkość wolności słowa rezerwowa: http://www.wolnoscslowa.blogspot.com/
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka