Przez całe dwa lata z radiowych głośników, telewizyjnych ekranów i stron gazet (lub czasopism) rozlegały się głosy rozczarowanych polityków, intelektualistów, a zwłaszcza dziennikarzy - z żurnalistami „Dziennika" na czele - ubolewających, że nie powstał POPiS. Niektórzy rozdzierali szaty, zastanawiali się dlaczego tak się stało, czy bardziej zawinił Kaczyński, czy Tusk.
Już prawie dwa miesiące po wyborach. I ani słowa o POPiSie. Nie ma głosów, że szkoda, że POPiS nie powstał. „Dziennikarze" zamilkli.
Nikt nie wierzy, że POPiS mógłby być czymś pozytywnym? A jeszcze kilka miesięcy temu ubolewali... Panie Michalski, ty się nie zrywasz? pióra nie chwytasz? na konika nie siadasz? (zapomniałem, wszak Kaczyński to Putin). To może (poza garstką naiwniaków) nie chodziło wcale o POPiS, a po prostu o PO?
Czy coś zostało po POPiSie? Po chwili zastanowienia dochodzę do wniosku, że i owszem. Przez ostatnie tygodnie Zalewski nie wychodził ze studiów radiowych i telewizyjnych, Ujazdowski takoż, choć nieco rzadziej, Dornowi wybaczono (na chwilę) bure suki, wykształciuchów i kamasze. „TerazMy" szuka intensywnie posady dla Rokity, a dobry duch Marcinkiewicza unosi się nad Warszawą. Tak więc tęsknota za POPiSem jako żywo nie wygasła i z każdym dniem rośnie - na dzień dzisiejszy POPiS liczy już 5 posłów. Z tym, że tak jak poprzednio żurnaliści mówiąc POPiS myśleli PO, tak teraz - ku przestrodze nowych POPiSowców - może być dokładnie tak samo
Niezośna lekkość wolności słowa rezerwowa: http://www.wolnoscslowa.blogspot.com/
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka