Od tygodnia jestem oficjalnie bezrobotny. Jest to nowe, kolejne doświadczenie w moim blisko sześćdziesięcioletnim żywocie i po 41 letnim okresie opłacania składek na ZUS.
Jestem już po tak zwanej rejestracji i pierwszej wizycie w Urzędzie Pracy. Pełnej rejestracji udało mi się dokonać o dziwo przez internet za pomocą portalu ePUAP, nie przebrnąłem za to z rejestracją w www.praca.gov.pl, przez który podobno komunikuje się UP.
Po kilku dniach dostałem wezwanie do UP, aby zweryfikować przesłane przez internet dokumenty. Tam nawet dość luźno, sympatyczna młoda pani w okienku i po około pół godzinie zostałem zakwalifikowany, jako bezrobotny ... bez prawa do zasiłku. Okazało się, że niezbędne jest posiadanie zaświadczenia z ZUS o opłacaniu składek za ostatnie ponad dwadzieścia lat działalności, które obiecali mi przygotować za co najmniej dwa tygodnie.
W kolejnym okienku, do którego zostałem następnie odesłany, pani zrezygnowanym głosem zadawała mi rutynowe, hipotetyczne pytania, a więc:
Czy według mnie w mojej okolicy jest duże zapotrzebowanie na ludzi z moim zawodem (elektronik)? Czy zgodziłbym się pracować za najniższą krajową? Dlaczego w ogóle przyszedłem do Urzędu Pracy, po pracę, czy po ubezpieczenie?
Po kilku równie sensownych pytaniach wyznaczyła mi kolejną wizytę za ponad dwa miesiące.
Po wyjściu z UP postanowiłem wdepnąć do ZUS i sprawdzić, czy nie uda się przyspieszyć uzyskania potrzebnego zaświadczenia. Nie będę opisywał szczegółów, powiem tylko, że po dwugodzinnym oczekiwaniu (bo tyle zajęło jego przygotowanie) stałem się posiadaczem upragnionego dokumentu w postaci zapisanej w połowie jednej kartki papieru, na którą miałem czekać ponad dwa tygodnie i to zaledwie w cztery dni od złożenia wniosku.
Szczęśliwy, jakbym wygrał milion w totka, pognałem znowu w te pędy do Urzędu Pracy i triumfującym głosem oznajmiłem pani w okienku, że mam brakujący dokument. Pani nie była równie szczęśliwa jak ja, bo według niej byłem już petentem "załatwionym", a tu trzeba jeszcze coś powtarzać. Po odczekaniu zostałem powtórnie przez nią zawezwany, aby uzupełnić dokumenty. Status bezrobotnego został zmieniony, ale co ciekawe został zmieniony także termin następnej wizyty w urzędzie. Zamiast poprzedniego ponaddwumiesięcznego następny termin wyznaczono za...tydzień. Pani wyjaśniła, że nie ma nic za darmo, chcesz pieniążki, musisz kajać się co kilka dni.
Wbrew malkontentom, którzy straszyli mnie w poprzednim poście, że jako prowadzący działalność nie mam co liczyć na zasiłek z UP, został mi on przyznany na rok i to w wysokości 120%.
Jak Bóg da, to za rok o tej porze powinna już być emerytura.