Nowy Rok 1992 miałem zamiar przywitać w ówczesnym jeszcze Leningradzie w towarzystwie pięknej i mądrej panny Aleksandry. Jej wcześniejsza życzliwość wobec mnie pozwalała nie wątpić w jej przychylność. Niezapomniane spacery w tęgi grudniowy mróz na moście i bulwarze Lejtnanta Szmidta, przy sfinksach na Uniwersyteckim bulwarze umacniały mnie w tym zamiarze. Ale łaska pańska co na pstrym koniu jeździ jest stabilnym uczuciem w porównaniu do nastrojów młodej panny, w dodatku pięknej i jedynaczki.

Fotografia sfinksa ze strony http://www.hellopiter.ru/Sfincsi.html gdzie wiele innych pięknych zdjęć tych monumentów
I dlatego 30 grudnia uświadomiłem sobie, że mój pobyt w "Wenecji Północy" nie jest tak niezbędny jak mi się wcześniej wydawało. Postanowiłem spróbować wracać do kraju. Zazwyczaj wydostanie się z Leningradu do Polski pociągiem nie było prostą sprawą – bilety trzeba było rezerwować na kilka tygodni wcześniej, albo dostawać je po znajomości, za łapówkę lub czasami „na litość” u pani sprzedawczyni typu „do domu chcę, babcia zachorowała, chcę jeszcze ją zobaczyć przed śmiercią”. Rosjanie zazwyczaj mają miękkie serca i często ostatni sposób był najskuteczniejszy gdy potrzebowało się bilet na następny dzień. Miłe wspomnienia i życzenia długich lat w zdrowiu dla pań z tych kas biletowych na Niewskim prospekcie! Ale na sylwestrową noc bilety były i to całkiem bez problemu, nawet można było sobie wybrać wagon i miejsce.
Skoro w sercowych sprawach nie powiodło mi się, postanowiłem „odkuć się” handlowo i zakupiłem masę różnorodnego towaru mającego zbyt w Polsce. Nie pamiętam czy wszystkie moje pakunki (chyba 7 toreb i plecaków) zmieściły się do samochodu Lada przyjaciela Griszy, czy musieliśmy brać dodatkowo taksówkę. W każdym razie jak zaczęliśmy wnosić je do wagonu, to konduktorka zdziwiła się:
- „Dwie osoby i tyle rzeczy?!”.
Jak pokazałem jej tylko jeden bilet i pożegnałem się serdecznie z Grigorijem (obecnie mieszka w Seattle, pewnie dostatnio i dobrze - wspaniały człowiek i wielka głowa do interesów), to pokręciła głową i domyśliła się:
- „Chyba to mienie przesiedleńcze, długo mieszkałeś / uczyłeś się w Leningradzie?”
Wolałem nie prostować jej błędnych domysłów.
Z inną konduktorką tzw. „prowadnicą wagonu” tego pociągu tej samej relacji Leningrad 16:10 -Warszawa-Berlin wiąże się jedna z najlepszych autentycznych anegdot jakich byłem świadkiem. Otóż pół roku wcześniej, w strasznie parny, duszny, typowy dzień piterskiego lata (mimo oficjalnej nazwy czczącej wodza przewrotu październikowego mieszkańcy miasta nazywali je potocznie „Piter”) wraz z nieodłącznymi bagażami doczłapałem się ledwo, ostatkiem sił, do swojego wagonu długiego jak cholera pociągu. Wchodzę doń, a tam temperatura i gęstość powietrza jak w bani [= saunie]. Przyzwyczajony do takich warunków, rzuciłem swoje klamoty i ciężko sapię. Ale obecna w wagonie polska wycieczka buntuje się, następują bezskuteczne próby otwarcia jakiegokolwiek okna! Oczywiście wynalazek klimatyzacji nie był zaadoptowany w radzieckich pociągach. Natomiast wynalazek zabijania na amen okien był częstą praktyką i dlatego na próby otwarcia ich patrzyłem bardzo zrezygnowany. Jeden z Polusów, typ nowobogacki prostaczek w bermudach (czy piramidach, co wtedy było w topmodzie), lat ok.40 zwrócił się w końcu do konduktorki, starszej od niego pani, typowej radzieckiej "prawadnicy":
- „Prowadnica, dawaj mołotok. Rozbijem te okna, bo tu nie ma czym oddychać w tym waszym sowieckim pociągu!”
- „Uspokojties’. Niedawno, wot na proszłoj niedielie Amerykańcy jechali i im poprawiłos’” –odparła oburzona. [= „Proszę się uspokoić. W zeszłym tygodniu Amerykanie jechali i im się podobało”].
- „Potomu chto eto była dla nich bolszaja egzotyka” – odparł rosyjskimi słowami z polskim akcentem cwaniaczek [= „Bo to dla nich była wielka egzotyka”].
Pamiętam nie miałem sił, aby się ruszyć, ale komizm sytuacji powodował drgawki śmiechu przez kolejną godzinę i dłużej.
Ale powracając myślami do pamiętnego grudnia 1991 – z końcem tamtego roku kończył swój 70-letni żywot „великий , могучий" [= "wielki i potężny”] (jak powtarzano w jego hymnie) Związek Socjalistycznych Republik Radzieckich. Tak się ułożyło z prawnego punktu widzenia, że prawnie wjechałem do ZSRR, a wyjeżdżałem już z Rosji. Ale jak wyjeżdżałem!
Pani prowadnica zaprosiła mnie, chyba jedynego zresztą jej podopiecznego, do wagonu restauracyjnego na uroczyste powitanie Nowego Roku. Zjawili się tam nieliczni pasażerowie - tylko kilka osób oraz wycieczka około 20 prawdziwych Mongołów z Ułan-Bator jadących chyba do Berlina. I naturalnie niemal cała obsługa pociągu – jego kierownik i około 20 konduktorek w wieku od 20 do 60 lat. Więcej pod tą wyższą granicą, ale było parę młodych, a jedna – pamiętam brunetka - szczególnie atrakcyjna. Wagon odświętnie udekorowany, zwracam uwagę na tę okoliczność, jakże potem dla mnie zbawienną. Impreza była sympatyczna, wyjątkowo dobre i urozmaicone jedzenie jak na „wagon-riestoran”, oczywiście morze wódki i innych alkoholi, wspaniały nastrój, któremu pod wpływu uroku tej brunetki zacząłem ulegać...
O dwunastej radośnie strzeliły korki szampanskoje, złożyliśmy najbliższym pasażerom serdeczne życzenia noworoczne, ja specjalnie przepchnąłem się do Mongołów (składaliście życzenia noworoczne i piliście z Mongołami, potomkami Czyngis-chana? A ja – tak). Niebawem pociąg miał dotrzeć do sporej stacji tranzytowej Daugavpils, na której krzyżują się drogi większości pociągów Nadbałtycki i według rozkładu stać tam 40 minut. Postanowiłem z garścią monet do automatu telefonicznego
„pozdrawit’ s Nowym godom” moich licznych kolegów z tego sympatycznego i prawdziwie multikulturalnego miesta (Rosjanie, Polacy, Łotysze, Białorusini, Litwini, Niemcy i Żydzi mieszkają, bądź mieszkali tam. W mieście do dziś są otwarte następujące świątynie: prawosławne cerkwie, chramy
staroobrzędowców , katolickie kościoły, luterańska i baptyska kircha, synagoga i centrum buddyjskie). Ciekawostką historyczną jest, że dla niepodległej Łotwy zdobyła to miasto od Armii Czerwonej polska armia pod wodzą generała Rydza-Śmigłego w styczniowej ofensywie 1920 i w tymże miesiącu spotkał się w nim, Józef Piłsudski z prezydentem Łotwy aby uroczyście przekazać mu to miasto, leżące do 1772 roku w składzie Rzeczpospolitej Polski i Litwy.
Kto był na stacji kolejowej w Daugavpilsie, ten wie jak wygląda. Kto nie, musi sobie to wyobrazić– dosyć spory budynek położony bezpośrednio przy kilkunastu ściśniętych do siebie liniach torach kolejowych, przedzielonych wąskimi paskami wyasfaltowanych ścieżek mających imitować perony. Nasz pociąg stanął mniej więcej po środku tego skupiska torów. Przeskoczywszy z animuszem (byłem wszak po dopingu) kilka par szyn, dotarłem do budynku stacji, dodzwoniłem się do Sergisa, złożyłem mu życzenia po litewsku (po łotewsku się nie wygłupiałem), potem do Janka (po polsku), na końcu do Witalija – po rosyjsku. Miasto – wieża Babel. Po czym wracam do mojego pociągu. Jako, że byłem w samym swetrze – jakiś czas gorąco mi było w sylwestrową noc, ale to przechodziło. Przeskoczyłem więc szybko kilka par torów, dopadłem pierwszych otwartych drzwi w pociągu i postanowiłem wrócić do wagonu restauracyjnego, rozgrzać się czymś, ponieważ droga do mojego przedziału przez kilkanaście wagonów wydawała mi się zimna i daleka. Mijały mnie nieufne spojrzenia napotkanych konduktorek, jednak nawet zapytała „A wy dokąd?”. Odpowiedziałem pewnie, że go restauracyjnego i idę dalej. Dotarłem do niego, a tam – dziwy! Dekoracje i większość jedzenia już uprzątnięte, jakieś inne, nieznajome twarze. Patrzą się na mnie obco, nieprzyjaźnie jakby, ze zdumieniem. „Już im przeszedł ten nastrój braterstwa, wspólnoty? Ale tak szybko?” – myślę sobie. Siadam przy „moim stoliku”, ktoś inny przy nim siedzi. Uśmiecham się doń uprzejmie , wychylam z nim kieliszek i pytam:
- „A gdzie Mongoły? Już sobie poszli?”
- „Jacy Mongołowie?” – odparł zdziwiony.
- „No ci co do Berlina jadą, z Ułan-Bator prosto”.
- „Pareń [=chłopie], to pociąg do Moskwy. Z Rygi”
Momentalnie otrzeźwiałem. Wyskoczyłem szybko z pociągu na jego drugą stronę, na kolejnym torze stał zupełnie podobny, długi skład zielonych wagonów. „Boże, żeby to jeszcze mój!”. Podbiegłem do najbliższych otwartych drzwi, nikogo przy nich nie było, tabliczki informacyjnej skąd dokąd pociąg jedzie też na złość brak. W końcu natknąłem się na kogoś i gorączkowo pytam:
- „Czy to pociąg do Warszawy?”
- „Nie. Do Berlina. Znajomych już nie poznajesz, którym niedawno życzenia składałeś?”.
Uff. Wielka ulga. Zdyszany, ale szczęśliwy poszedłem do zbawczego swoją odmiennością wagonu restauracyjnego, gdzie grupa Mongołów cicho śpiewała jakieś swoją pieśń. Poczułem się jak w domu…
P.S. Wspomnieniowa przygodowa notka do której mnie natchnęły dynamiczne i prześmieszne opowiadania
Nathii, którą przy okazji i
z okazji Nowego Roku serdecznie pozdrawiam!
Na swoim blogu opublikowałem artykuł o udziale cudzoziemców w Powstaniu Warszawskim, w tym mało znane epizody o udziale
Rosjan - Powstańców Warszawskich. Kogo interesuje - zapraszam.
Witek
"Империализм - зло и глупость. Он вредит интересам народа России. (...)
"На Украине произошло народное восстание против коррумпированной и воровской власти. Ядром этого восстания были Киев и западные области страны, но его поддержала (молчаливо) и большая часть юго-востока, иначе бы сейчас Янукович не проводил странных пресс-конференций в Ростове-на-Дону. На эту тему есть политическое заявление партии, которую я возглавляю. У народа есть право на восстание в условиях, когда другие политические методы борьбы исчерпаны. Не буду долго рассусоливать. Два примера о том, что такое "власть Януковича": а) сын Януковича, бывший стоматологом, стремительно превратился в долларового миллиардера. Что может ещё лучше иллюстрировать чудовищную коррупцию? б) Премьер-министр Азаров, из-за которого во многом и начался «Майдан", долго втирал всем про ужасный Запад, иностранное влияние и "гей-ропу", а сам после отставки, быстро свалил жить в Австрию, где у его семьи поместье и банковские счета. Что может лучше иллюстрировать чудовищное лицемерие? Хоть ты из Донецка, хоть ты из Львова - нормальный человек понимает, что такую власть надо менять. Вор Янукович решил, что тех, кто им недоволен, надо бить по голове. А потом решил, что в них надо стрелять. Вот и оказался в Ростове. (...)
"Oczywiście, że są między naszymi krajami i drażliwe tematy ale o nich jest głośno i trwa taki jakby wyścig, kto komu bardziej dokopie. Uważam, że dużo lepsza jest rozmowa na zasadzie - owszem, to i tamto się wydarzyło ale i wydarzyło się też to i to. Po prostu na samych konfliktach pokoju się nie zbuduje, trzeba pokazywać też i to, że możemy razem coś pozytywnego zdziałać, że są sprawy które potrafią nas łączyć, że między nami była nie tylko nienawiść i krzywdy. Mamy momenty w historii które Rosjan i Polaków zbliżają, mamy i takie które dzielą. O tych drugich mówi się dużo, o tych pierwszych prawie nic. Stawia się pomnik najeźdźcom z Armii Czerwonej, a nie honoruje się rosyjskich żołnierzy sojuszniczych, ginących w obronie niepodległej Polski i niepodległej białej Rosji. " PSZCZELARZ http://bezwodkinierazbieriosz.salon24.pl/283223,kaukaskie-termopile-6tej-kompanii-6#comment_4049311 **************************************************** *******************************************************
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości