Bielinski Bielinski
217
BLOG

Rewolucja u zamkniętych drzwi

Bielinski Bielinski Polityka Obserwuj notkę 8
O tym, że bywają różne rewolucje. Jedne przerażające i krwawe, inne żałosne i śmieszne. I o tym, gdzie my jesteśmy.

Minęły dwa tygodnie. Ofensywa nowego, lepszego rządu stanęła. Miało być przywracanie praworządności poprzez łamanie praworządności, czyli ustanawianie nowego, lepszego, bo naszego prawa łamiąc złe, cudze, czyli ich prawo a wszystko zatrzymało się na zamkniętych drzwiach do gabinetu prokuratora krajowego. Przed drzwiami stanął sam, wielki Pan Minister od sprawiedliwości, w swojej jakże godnej i wspaniałej personie dyszący żądzą zmian złego prawa na dobre prawo, a jaszcze mocniej podmiany obcych, niegodnych zaufania, czytaj niewłaściwie powołanych prokuratorów na tych dobrych, posłusznych a spolegliwych, wywodzących się z jedynie słusznej linii jedynie poprawnej i porządnej partii postępu i europejskich wartości.

 Taka jest cena wyższych wartości. Kiedy celem rządzących jest zamiana prawa, z tego złego, na to dobre, kluczowe jest opanowanie prokuratury. Prokuratura czy prokuratorzy służą przstrzeganiu prawa. Zazwyczaj sprawa jest prosta: mamy prawo, spisane w kodeksach, ustawach i mamy występek, przestępców, co łamią prawo, których to złoczyńców prokuratorzy ścigają z całą surowością tak prawa jak i osobistą. Problem pojawiła się z ową postępową koalicją i ich rządem emanacją postępu tolerancji i europejskich wartości. Który to rząd zaczął od stanowienia swego własnego prawa, i to nie drogą ustaw, ale uchwał oraz opinii przez siebie opłacanych ekspertów. Łatwo dowieść, że w ten sposób można wprowadzić każde prawo dogodne dla rządzących. Powstał konflikt między tym starym, złym prawem, a tym nowym, dobrym. Problem dla prokuratorów rangi wszelakiej: co mają widzieć? To co jest bliżej, przed nosem, czy to co dalej? Aby pomóc w rozstrzygnięciu tego dylematu i wskazać co mają widzieć prokuratorzy, a czego nie dostrzegać, choć by było wielkie jak stodoła, sam wielomocny Pan Minster od (nie)Sprawiedliwości nawiedził gmach prokuratury krajowej razem ze swoim pomagierem, którego sam był wcześniej pomazał na ważne stanowiska, oczywiście zgodnie z prawem, jakie sam sobie ustanowił.

 Sprawa jest bardzo ważna. Nowy rząd ma na powrót wprowadzić praworządność. By było jak było. Kiedyś w dobrych czasach. Zatem musi robić swoje nie oglądając się na drobiazgi i nie dzieląc prawniczego włosa na czworo. Nowy rząd pod kierowany twardą ręką ryżego premiera - Herr T. nie mieszkając przystąpił do natychmiastowego wdrażania, tychże szczytnych i słusznych ideałów. Tradycyjny proces legislacyjny: parlament i podpis prezydenta był niemożliwy wskutek obstrukcji pana prezydenta nie wywodzącego się z obozu światła i postępu. Typowy dylemat, konflikt ideałów i przeczystości – chciałby dusza do raju a rzeczywistość skrzeczy – premier Herr T. rozstrzygnął bardzo prosto: prawem jest jego wola, a reszta, w tym pan prezydent, niech się walą. To jest – mają to gdzieś. Cel uświęca środki. Zrobimy to, co chcemy, narobimy zamieszania, będzie wiele krzyku, prawda, ale nie będziemy się tym przejmować podążając wytyczonym kursem. Wytyczonym, przez kogo? Premiera, Herr T., czy kogoś z zewnątrz, zza granicy zachodniej? Mniejsza przez kogo. Ważne, że cel jest słuszny, dobry, postępowy. A gdy, rządzący przetrzymają te wrzaski, te krzyki, awantury, gdy pokonają to bagno to będziemy jak… w raju. Postępowym rzecz jasna, ateistycznym raju. Problem w tym, jeden z problemów polega na tym, że to już było. I to wielokrotnie. Ostatni raz za komuny. Nie brak innych ważniejszych problemów. Ale kto by się przejmował, tym co było, co będzie? Ważne jest dziś, te cudowne upojne uczucie, gdy mamy władzę po tylu latach zgrzytania zębami, jęków, żalów, wyrzeczeń i życia na diecie.

 I tak to poszło, szybko i sprawnie. Nie przejmując się prawem, nowy rząd podbił czy odzyskał państwowe przecież telewizję i radio, wywalając stare zarządy i powołując nowe, sobie miłe. Aresztował i wysłał do więzienna dwóch posłów opozycji, ku przestrodze, mając za nic chroniący ich immunitet. Potem zamachnął się na prokuraturę krajowa, kluczowy krok by zabezpieczyć sobie tyły, zapewniając sobie bezkarność za to co uczynili i otworzyć drogę do przyszłych zmian bez strachu o śledztwa, o procesy za minione, czy przyszłe czyny. Oczywiście gwoli czynienia dobra postępowego. I tu nastąpił przykry zgrzyt. Dokładniej stop. Drzwi gabinetu były zamknięte i co gorsza nikt nie zechciał ich otworzyć prze tłustym ministrem (nie)Sprawiedliwości razem ze swoim nominatem. Do drzwi nie ma co gadać. Nie otworzy ich najpiękniejsza i najbardziej kunsztowna prawnicza mowa trawa. Trzeba kluczy. Co tu zrobić, gdy drzwi zamknięte a klucza nie ma? Głupia sprawa. I tak nasza nowa, mini rewolucja zatrzymała się, rozbiła o zamknięte drzwi gabinetu prokuratora krajowego. Panowie dostojni: ten wielki super minister i ten mniejszy prokuratorek z przypadku postali, postali i poszli sobie. Drzwi pozostały zamknięte. Złośliwość rzeczy martwych. Przecież te drzwi widząc przed sobą takie wielkie persony powinny same się otworzyć. Zaklęcie: Sezamie, otwórz się! Widać nie zadziało. Ani inne zaklęcia.

 Tak skończyła się nasza mini rewolucja postępowa. Odbiła się od zamkniętych drzwi. Przewidywałem w poprzednim tekście, że to wszystko się zwali. Ale nie przypuszczałem, że tak szybko. I tak śmiesznie. By nie rzec: żałośnie. Śmiesznie i żenująco. Oczywiście nie znaczy to, że nastąpi spokój, a rząd postępowy z premierem Herr T. ustąpi, czy nawet zmieni swój sposób rządzenia. Będą robić dalej to co zamierzali, jakby nic się nie stało. Ale odbiwszy się od zamkniętych drzwi prokuratora krajowego, teraz będzie to tylko burza w szklance wody. Bez powolnej skobie prokuratury, zapewaniającej im całkowitą bezkarność, dalsze ich działania będą jak spacer po lodzie. Zima ustępuje, i lód, jeśli gdzieś się zachował, to bardzo cienki. Pytanie nie czy, ale kiedy ten lód się złamie. I dobrze. Im szybciej, tym lepiej.

Tak musi się skończyć rewolucja oparta li-tylko na kilkunastu głosach większości w Sejmie. Bez oparcia w policjach, wojsku, służbach specjalnych. Nowy rząd jako pierwsze posuniecie zmienił, łamiąc prawo, szefów najważniejszych policji. Wymienia także dowódców w armii i służbach specjalnych. Nie ma to większego znaczenia. Każdy z tych nowo nominujących wysokich oficerów prócz wdzięczności doskonale wie, że za kilka, kilkanaście miesięcy rząd się zmieni. Długo, bardzo długo i gruntownie będzie się zastanawiał nim uczyni coś, za co będzie ciągany po sądach przez kilka czy kilkanaście następnych lat. U nas, jak wszyscy wiedzą, mamy wolne, ale to bardzo wolne sądy. Tym bardziej podwładni, którzy będą takie rozkazy wykonywać. Lojalność tych służb jest pozorna i powierzchowna. I pryśnie przy lada okazji jak bańka mydlana. Wykazały to zamknięte drzwi. Prokuratora Krajowa to budynek strategicznego znaczenie. Tutaj silni panowie z firm ochroniarskich nic nie poradzą. Policja? Pewnie odmówili. Przecież policjanci, nawet po świeżym i błyskawicznym awansie i nominacji na szefa nie nakażą włamywania się do gabinetu prokuratora. Zakaże im tego choćby instynkt samozachowawczy. Silni panowie - nie, policjanci - nie, nawet ślusarz odmówił. I tak Pan Minister stanąwszy samowtór przed zamkniętymi drzwiami gabinetu prokuratora krajowego odszedł jak niepyszny. Czy to jest ta nasza nowa rewolucyjna  przyszłość?

Jak sobie poradzili inni rewolucjoniści? Gdy rzeczywistość jest jak bagno, te ustawy, te parlamenty zastane, te sądy, prokuratorzy, urzędnicy nieposłuszni i każdy kolejny krok pogrąża bardziej oddalając od „szczytnych i pięknych” ideałów? Dali radę. Taki Włodzimierz Ilicz Lenin (1870 - 1924) i jego partia bolszewików zastawszy burżuazyjną Konstytuantę i przekonawszy się, że nie będzie powolnym mu narzędziem kazał ją po prostu rozgonić. Opornych rozstrzelać. I udało mu się wygrać kosztem wojny domowej. Wygrał, bowiem stworzył własną policje w tym słynne nadzwyczajną komisję czyli tajną policję - Czeka, własną, nową Czerwoną Armię i własna administrację z absolutnie posłusznych czynowników. Bolszewicy i Lenie przynieśli Rosji wojny, głód, nędzę i terror. Ale rządzili przez siedemdziesiąt lat, póki ten gmach przemocy i strachu nie rozpadł się przeżarty zgnilizną od środka.

Inny przykład. Maximilian de Robespierre (1758 - 1794), przywódca innej rewolucji, pierwszej w porządku chronologicznym – rewolucji francuskiej. Z powodu swej nieskazitelnej uczciwości zwany Nieprzekupnym (fr. l’Incorruptible). Swoją drogą, piękne miano dla polityka. Naszego małego, rudego wodza, Herr T. nikt, nawet jego najgorętsi zwolennicy, nie nazwą Nieprzekupnym. To jakby świnię, która dopiero co wynurzała się w gnoju, nazwać czystą. Maximiliana de Robespierre prócz wstrętu do korupcji cechowała jeszcze inna cecha: nienawiść do zastanego reżimu Bourbonów, rodu panującego we Francji od trzystu lat. Przed rewolucją Maximilian de Robespierre ułożył tzw. Katechizm Rewolucyjny, gdzie w formie krótkich pytań i odpowiedzi wyłożył swój program. Oto fragment:

Jaki jest nasz cel?

Jest nim użycie konstytucji dla dobra ludu.

Kto może się temu sprzeciwiać?

Bogaci i skorumpowani.

Jakie metody zastosują?

Oszczerstwa i obłudę.

Dlaczego lud należy uczyć? Jakie są przeszkody w jego oświeceniu?

Opłacani dziennikarze, którzy co dzień zwodzą ludzi przez bezwstydne wypaczanie prawdy.

Jaki wniosek z tego wypływa?

Że powinniśmy wyjąć spod prawa tych pismaków jako najbardziej niebezpiecznych wrogów kraju.

Cytat za Ruth Scurr, „Robespierre. Terror w imię cnoty”


Krótkie pytania, krótkie odpowiedzi. Prosta myśl. Obecne rządy, obecny system jest zły, nowy system, mój system jest, czy będzie dobry. Dobro, cnotę trzeba wprowadzać z każda cenę, nie bacząc na koszty, nie przejmując się prawem, konstytucjami, skrupułami moralnymi czy innym drobiazgami. Bo my jesteśmy ci dobrzy, a oni, nasi przeciwnicy to samo zło. Dobro czynimy wykorzeniając zło. Do samego korzenia. Maximilian de Robespierre miał sporo racji krytykując panujący reżim Bourbonów i panującą w nim niesprawiedliwość. Czy jednak lekarstwo nie było gorsze od choroby? Oto pytanie.

Jak Maximilian de Robespierre jak myślał, tak pisał, jak pisał, tak czynił. Słowny człowiek, człowiek szukający cnoty, człowiek pełen nienawiści. I tak nienawiść połączona z żądzą lepszego jutra kazała mu utopić Francje we krwi za pomocą karnych ekspedycji, masowych egzekucji, i gilotyny. W historii nazywa się to rewolucją francuską. Buntujących się chłopów masowo rozstrzeliwano bądź topiono jak szczury, szlachtę i arystokratów, oraz przeciwników politycznych Maximilian de Robespierre – prawnik z wykształcenia, adwokat z zawodu – posyłał na gilotynę. Francuscy jakobini jako pierwsi wprowadzili rządy terroru, przekonawszy się, że tylko terrorem mogą wprowadzić nowe rządy. Nowy ustrój, nowe porządki. Gilotyna – nowy wynalazek, półmechaniczny, szybki i skuteczny sposób zabijania. Potrzeba czasu jest matką wynalazków. Wszystko szło pięknie, postęp się szerzył jak pożar lasu, póki sam Pierwszy Obywatel, Pan Nieprzekupny (Monsieur Incorruptible) nie spotkał się z gilotyną, skazany przez swoich przyjaciół, których nie zdążył zgładzić. Maximilian de Robespierre z wrogami sobie poradził, z przyjaciółmi nie dał rady. Częsty przypadek w dziejach, w polityce i nie tylko, szczególnie u rewolucjonistów, tych, którzy śnią o świetlanym jutrze. A przynajmniej mają gęby pełne frazesów. Atoli Pan Nieprzekupny do gorzkiego końca miał w swoim ręku swoją partię fanatyków – jakobinów, nową armię, policje, trybunały rewolucyjne oraz licznych katów co poosiągali za spusty gilotyn w całej Francji. Nie sposób powstrzymać się tu od uwagi, że od korupcji – godnej potępienia przecież zgnilizny toczącej państwa i narody – czasami gorsi są niektórzy… ci Nieprzekupni.

Jak się ma przykład Lenina i bolszewików czy Monsieur Incorruptible i jego jakobinów do naszej, współczesnej sytuacji. Nijak. Francja końca XVIII wieku to było państwo do dna przeżarte zgnilizną i praktycznie upadłe przy zewnętrznych pozorach świetności. Długie rządy króla Słońce – Ludwika XIV wyssały wszystkie siły i doprowadziły Francję do krachu ekonomicznego i gospodarczego. Ostatni cios reżimowi Bourbonów zadała natura. Wybuch wulkanu Laki na Islandii 8 czerwca 1783 roku był największą katastrofą naturalną nie tylko w dziejach tej wyspy, lecz również w nowożytnych dziejach Europy zachodniej. Długotrwałe skutki emisji gazów szczególnie ciężko odczuła Francja. Ciężkie i długie zimy, krótkie, chłodne, deszczowe lata przyniosły klęskę nieurodzaju i głodu. Ceny żywności wystrzeliły w kosmos, a biedni w miastach i wsiach umierali z głodu. Słowa królowej Marii Antoniny, żony króla Ludwika XVI, która dowiedziawszy się, że biedacy nie maja za co kupować chleb miała powiedzieć: jak nie mogą jeść chleba, niech jedzą ciastka, wywołały furię w całej Francji i być może to one doprowadziły ja i jej męża na gilotynę kilka lat później. Nieurodzaj, głód, zgniłe, nieudolne rządy – grunt od rewolucji był przygotowany.

W przypadku Rosjan w 1917 roku było podobnie. Przegrana wojna z Niemcami, wielkie ofiary, które poszły na marne, głód, niedostatek, skompromitowany, przegrany i przeżarty korupcją carski reżim. Wreszcie typowa dla Rosjan niewolnicza obojętność na to, kto rządzi, byle rządził twardą ręką, sprawiły, że zamach stanu bolszewików pod wodza Włodzimierza Ilicza Lenina udał się nadspodziewanie łatwo. Rosjanie i inni mieszkańcy imperium nie wiedzieli, że wpadają z deszczu pod rynnę. A cierpienie i ofiary jakie podnieśli to niewiele w porównaniu do tego co przyniesie im nowa władza.

 Widać, że sytuacja Polaków z początku roku 2024 ma się nijak do Francji z końca XVIII wieku, czy Rosjan z roku 1917. Nie ma warunków do rewolucji ani rewolucyjnej atmosfery. Nie ten naród, nie te czasy, nie to miejsce, nie ta epoka. Na szczęście. Nie ma głodu ani nędzy. Jesteśmy zamożni i syci, gonimy zachód i podobno nigdy w dziejach nie byliśmy, jako społeczeństwo, tak bogaci. Niewiele nam już brakuje do bogatych społeczeństw zachodu. Bogaci czy ci, co się bogacą, ze swej natury się nie buntują, to biedacy wywołują rewolucje. Poza tym pośród Polaków nie ma jakoś skłonności do rewolucyjnych ekscesów, do rewolucyjnych trybunałów, szybkich wyroków i masowych egzekucji. Z przyczyn historycznych, powiedzmy. Co dawno już zauważono. Przypomnijmy słynne słowa Józefa Stalina a Polakach, że komunizm tak pasuje do Polaków jak siodło do krowy. W zamyśle było to słowa obelżywe. Ale zawierają słuszne spostrzeżenie. Polacy nie pasują ani do komunizmu, ani do rewolucji. Zła to cecha naszego narodu, czy dobra? Według Józefa Stalina, czy innych ekstremistów, w tym obecnych tzw. aktywistów klimatycznych – zła, dla innych, w tym dla mnie, dobra. Słowem: rewolucja u nas i w takim dobrym czasie to musi być niewypał, czy inny niewybuch. Podobnie będzie z tą osławioną rewolucją Herr T. Zamiast bomby kopciuch: dużo hałasu, krzyku, dymu i smrodu.

A skutek? Praktycznie żaden. Zamierzenia Herr. T i jego akolitów ugrzęzną jak w bagnie. Już grzęzną, Co widać po tym żenującym widowisku tłustego super ministra sprawiedliwości odbijającego się od zamkniętych drzwi prokuratora krajowego, jak sflaczała piłka od ściany. Pozostaje im tylko wrzask, hejt i wyzwiska. Tudzież jałowe szyderstwa. A przecież mogli wygrać. Wystarczyło poczekać. Wygraliby następne wybory, potem te do rady eurokołchozu i pewnie na prezydenta. Mając swego prezydenta i Sejm, i samorządy mieliby wszystko w ręku. Ale nie. Nie chcieli czekać. Mieli zdobyć pełnię władzy od razu, Herr T. i jego koalicjanci. Cierpliwości im zabrakło, na rewolucję nie starczy sił ani determinacji. Herr T. nasz nowy, stary premier, przy swoich licznych wadach wcale nie posunąłby się do przelewu krwi by umocnić swą władzę. I niesprawiedliwe jest przypisywanie mu takich intencji. Być może.

Tak, czy inaczej, wyszło to co, wyszło. Żałosny pseudo rząd i niby rewolucja pod hasłem "przywracania praworządności". Herr T. jest tylko niedolnym premierem słabego i chwiejnego rządu. Po nieco ponad miesiącu u władzy skompromitować siebie i swój rząd niezły to wyczyn. Rekord ostatnich powojennych lat i to w skali całej Europy. I dobrze. Co zostaje? Usiąść wygodnie przed telewizorem czy monitorem i spokojnie patrzeć, jak się wiją, kręcą, kłamią i plują. Jak toną. Mamy przecież demokrację. Demokracja również na tym polega, na walce świń w błocie. Będzie na co patrzeć.


  Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie tekstu tylko za zgodą autora.


Bielinski
O mnie Bielinski

Dla chcących więcej polecam książkę: "Kto może być zebrą i inne historie" wydawnictwo: e-bookowo

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka