Bielinski Bielinski
230
BLOG

O różnicach w cywilizacjach

Bielinski Bielinski Kultura Obserwuj notkę 23
O tym, że cywilizacje jednak się różnią, co oznacza, że jedne są lepsze a drugie gorsze. I o skutkach wyboru, dla ludzi, społeczeństw i cywilizacji.

Wróćmy do Hernána Cortésa (1485 - 1547), słynnego hiszpańskiego konkwistadora i podboju imperium Azteków na terytorium mniej więcej współczesnego Meksyku. Tereny te były pod władaniem imperium Azteków, z jego władcą (tlatoani) Montezumą II (1466, zm. 30 czerwca 1520). Hernán Cortés i jego mały oddział Hiszpanów dokonał tego w latach 1519 - 1521.

 Wyprawa Hiszpanów pod dowództwem Corteza była nie tylko typowym podbojem, ale starciem cywilizacji. Z jednej strony Hiszpanie to cywilizacja europejska, biała, katolicka, chrześcijańska. Wysoko rozwinięta cywilizacja z obróbką metali w tym żelaza, z umiejętnością wytwarzania okrętów zdolnych do przymierzania mórz i oceanów, z hodowlą zwierząt w tym koni, no i z bronią palną. Z drugiej strony miejscowa cywilizacja Azteków: rodzima, nie biała, powiedzmy naturalna, na poziomie epoki kamiennej. Aztekowie to kontynuacja i rozwinięcie poprzednich wymarłych cywilizacji Mezoameryki: Olmeków, Tolteków, Majów. Na terytorium dzisiejszego Peru w tym samym czasie istniało imperium Inków, którzy robili to samo co Aztekowie. I tak samo skończyli. W sumie około obie cywilizacje liczyły 3000 tysiące lat historii w chwili przybycia Hiszpanów. To, co robili Aztekowie, mam na myśli ofiary z ludzi i kanibalizm, była kontynuacją tego, co robiły wszystkie cywilizacje Mezoameryki od tysięcy lat. Azteków wyróżniała znacznie większa skala no i to, że doczekali przybycia Europejczyków.

Współcześni myślicie z kategorii postępowo przebudzonych (woke) mówią tak: ofiary z ludzi to tylko część obrazu rodzimych cywilizacji Ameryki. Aztekowie, Majowie, Inkowie prowadzili obserwacje astronomiczne, budowali wspaniałe kamienne świątynie i kamienne miasta budzące podziw nawet dzisiaj! Hm, pewnie tak. Tak samo można powiedzieć, że Adolf Hitler (1889 – zm. 30 kwietnia 1945) wódz i przywódca III Rzeszy to łagodny wegetarianin, który osobiście muchy by nie skrzywdził, (powiedzmy, niemieckiej muchy by nie skrzywdził) miłośnik psów, to jest owczarków niemieckich i dzieci, także tylko niemieckiego rodowodu. Atoli wegetarianizm, miłość do niemieckich psów i niemieckich dzieci to chyba nie jest istota działalności niemieckiego Fürhera Adolfa Hitlera, prawda? Niemiecka, faszystowska cywilizacja miała także wiele wspaniałych osiągnieć: rozwinięta chemia (w tym gazy bojowe i inne, jak Cyklon B stosowany w obozach zagłady), zaawansowana technika i technologia; pierwsi zbudowali rakiety zdobne do lotu w kosmos, samoloty z silnikami odrzutowymi i inne osiągniecia. Budowali także wybitne konstrukcje, jak czołgi i inne pojazdy pancerne.

Nie piszę tu o samym podboju Cotreza. Jest wiele dobry opracowań historycznych. Piszę o starciu cywilizacji: europejskiej, chrześcijańskiej, białej i cywilizacji rodzimej, azteckiej, ogólnie cywilizacji Mezoameryk. Starcie zakończone zagładą cywilizacji Azteków, Majów czy Inków. Dlatego skupię się na jednym wydarzeniu, na pierwszym wkroczeniu Corteza do Tenochtitlán, wyspiarskiej stolicy imperium Azteków. W nieco ponad rok od rozpoczęcia podboju, 19 listopada 1520 roku Hernán Cortés na czele swej małej armii wkroczył do Tenochtitlán, stolicy imperium uroczyście witany przez władcę Azteków Montezumę II. Mini armia Corteza liczyła około 500 Hiszpanów, w tym 15 kawalerzystów, kilka małych działek i kilka tysięcy, od pięciu do ośmiu, sprzymierzonych, indiańskich wojowników. Cortez i Montezuma wymienili się podarunkami. Montezuma podarował Cortezowi złoto. Wiedział, że Cortez – ten biały diabeł, lub inaczej wysłannik pierzastego boga Quetzalcoatla – kocha złoto. W zamian Cortez ofiarował Montezumie naszyjnik ze szklanych paciorków. Schemat wymiany: tubylcy – Europejczycy, złoto, ziemia, inne cenne rzeczy na szklane paciorki powtarzany później przez stulecia. W ten sam sposób, za garść szklanych paciorków sto lat później Holendrzy kupią od Indian wyspę znaną dzisiaj jako Manhattan, serce Nowego Jorku.

By nie wdawać się w szczegóły. Pobyt Hiszpanów i Corteza w Tenochtitlán był brzemienny w wydarzania. A napięcie rosło z każdym dniem. W obliczu powstania Azteków, Hiszpanie musieli opuścić Tenochtitlán. Aby uciec przebić się przez masy wojowników azteckich ze znacznymi stratami w trakcie tak zwanej „Nocy Smutku”, nocy z 30 czerwca na 1 lipca 1520 roku. La Noche Triste („Noc Smutku”) jest w Meksyku wspominana i obchodzona po dziś dzień. Szczególnie przez intelektualistów odrzucających narzuconą, chrześcijańska ui europejską kulturę i szukających oparcia, korzeni w miejscowej, rodzimej. W między czasie Cortez kazał uwięzić i zmordować Montezumę II. Montezuma II zgodził się uznać władzę króla Hiszpanii i cesarza Karola V i płacić trybut. Przyjął nawet chrzest. Ta spolegliwość wzbudziło gniew azteckich wojowników i kapłanów starych bogów. Montezuma II zginął pod koniec czerwca 1520 roku. Wyszedł na balkon pałacu by uspokoić wzburzony tłum. Indianie strzeli w niego z luków i rzucali kamieniami. Został ranny. Według jednej wersji ciężko ranny i wkrótce zmarł. Wedle innej wersji: lekko ranny Montezuma II został uduszony na rozkaz Corteza. A ciało wrzucono do jeziora. Podzielam tę wersję. Gdyby alianci złapali Adolfa Hitlera, to by go powiesili, a nie kurowali, jak sądzę. Wkrótce potem Cortez i jego Hiszpanie musieli uciekać z Tenochtitlán. Po roku mniej Hiszpanie i Cortez więcej wrócą, zdobędą Tenochtitlán i zburzą miasto do fundamentów. Na ruinach Tenochtitlán zbudują własne miasto zwane dziś Meksyk, a zamiast pogańskich świątyń postawią wspaniałe, katolickie świątynie. Cywilizacja Azteków, Majów, zostanie zniszczona, unicestwiona, wypalona do gołej ziemi.

Dlaczego tak postąpili? Skąd ta furia zniszczenia u Hiszpańskich zdobywców? Przecież znacznie łatwiej byłoby skorzystać z tego co jest niż niszczyć i budować od nowa. Cortez i Hiszpanie działali wbrew własnym interesom. Montezuma II skłonny był do najdalej posuniętej kolaboracji. Po co niszczyć tak wspaniałe miasto, jak Tenochtitlán, skoro mieli je w swoim ręku, całe, niezniszczone? Dlaczego kolaboracja, współistnienie cywilizacji Azteków i Hiszpanów było niemożliwe? Odpowiedź na to pytanie tkwi w tym co Hiszpanie ujrzeli, gdy wkroczyli do Tenochtitlán.

Tenochtitlán był wspaniałym miastem. Miasto położnice na wyspach na wielkim jeziorze. Liczył około 250 tys. mieszkańców w 1520 roku. Więcej niż pięć największych miast Hiszpanii razem wziętych. Największa Sewilla miała około 60 - 70 tys. a stolica – Madryt mniej niż 10 tysięcy mieszkańców. Po prostu mieścina. Tenochtitlán był poza skalą europejskich wyobrażeń. Nie tylko pod względem rozmiaru czy liczby ludności. Oto fragment relacji Bernala Díaza del Castillo, żołnierza Hernána Cortésa, który był świadkiem wejścia do Tenochtitlán:

„Miasto to było naprawdę największe i najpiękniejsze, jakie kiedykolwiek widzieliśmy, większe niż Sewilla czy nawet Kordoba w Hiszpanii. Ulice szerokie i proste, podzielone na kwartały przez kanały, po których pływały tratwy i łodzie, a w powietrzu unosił się zapach kwiatów i świeżości. Wokół miasta rozciągały się piękne ogrody i pływające wyspy (chinampas), które wyglądały jak zielone dywany na wodzie, pełne warzyw, kwiatów i drzew owocowych. Na rynku Tlatelolco widzieliśmy tyle towarów i bogactw, że nie sposób tego opisać — tysiące kolorowych tkanin, kosze pełne kukurydzy, fasoli, przypraw, a także mnóstwo złota i srebra błyszczącego w słońcu. A w centrum miasta wznosiła się ogromna świątynia — Templo Mayor, której piramidy i ołtarze zdobiły liczne rzeźby i posągi bogów. To miejsce tętniło życiem, było pełne ludzi i dźwięków bębnów, pieśni i modlitw, zupełnie jakby świat aztecki miał własną, niezwykłą duszę.”

Piękne, wspaniałe miasto Tenochtitlán? Owszem, ale był problem, wielki problem. Azteckie świątynie i najwspanialsza z nich Templo Mayor. Templo Mayor: wielka świątynia azteckiego boga wojny Huitzilopochtli oraz boga deszczu (i plonów) Tlaloca. Templo Mayor to centralny ośrodek religijny, polityczny i kulturowy stolicy Tenochtitlán i azteckiego imperium, jak piszą historycy. Niech tak będzie. Jaka kultura, takie centrum. Według hiszpańskich kronikarzy była to dwupiętrowa piramida schodkowa. Wysokość około 60 metrów. Na szczycie znajdowały się dwa osobne ołtarze: jeden poświęcony Huitzilopochtli (bogowi wojny), drugi Tlalocowi (bogowi deszczu). Była wspaniale zdobiona. Na ołtarzach spoczywały złote maski, rzeźby i liczne dary w tym złoto. Wokół Templo Mayor znajdowały się pałace kapłanów, liczne mniejsze świątynie, place dla tłumów „wiernych” oraz pomieszczenia dla zwierząt, które karmiono ciałami ludzi złożonych w ofierze azteckim bogom wojny i deszczu, Huitzilopochtli i Tlalocowi.

Hiszpanów zakwaterowano w pałacu Axayacatla naprzeciwko Templo Mayor. Miejsce prestiżowe, z najlepszym widokiem na świątynię. Hiszpanie doskonale wiedzieli składanie ofiar z ludzi, azteckich kapłanów wyrywających bijące serca na ołtarzach, strumienie krwi spływające po stopniach świątyni, wiwatujący tłum na placu poniżej ołtarzy. Bijący się o kawałki ciał. Chłepczący krew. Karmienie zwierząt resztkami ciał. Widok gorszy niż w najgorszym koszmarze.

Z Templo Mayor i innych azteckich świątyń nie ostał się kamień na kamieniu. Zostały może fragmenty fundamentów. Ocalały kamienne świątynie Majów ukryte w dżungli. Wielkie, wspaniałe, kamienne świątynie schodkowe, w kształcie piramidy z ołtarzami na szczycie. Dziś te piramidy są białe czy szare, bo taka jest barwa kamniena. Świątynie Majów i Azteków były otynkowane i pomalowane na czerwono. Krwista czerwień, to bardzo praktyczny kolor dla tych świątyń. Na ołtarzach kamiennie słupki. Archeolodzy wiedzieli, że Majowie (i Aztekowie) składali ofiary z ludzi. Ale jak to robili? Nie znali żelaza ani stali. Mieli tylko noże z obsydianu. Kilka ocalało, można je zobaczyć w muzeach. Obsydian to szklista skała wulkaniczna. Szkło jest bardzo ostre, ostrzejsze niż stalowy nóż. Ale ma wadę. Jest kruche. Łatwo się tępi, czyli kruszy. Podobnie nóź z obsydianu. Jak naostrzyć nóż z obsydianu? Trzeba umiejętnie uderzyć kamieniem i odłupać kawałek. Potrzebna jest duża wprawa, ale sam proces prosty i szybki. Nóź z obsydianu to narzędzie wielokrotnego użytku. Nie da się otworzyć klatki piersiowej od góry nożem z obsydianu. Są tam żebra, mostek. Jest inny sposób. Jak wyglądało składanie ofiary z jeńca?

Wprowadzano jeńca na platformę z ołtarzem. Czterech kapłanów chwytało za kończyny, każdy za jedną i kładło ofiarę plecami na słupku. Strasznie niewygodna pozycja, ale to długo nie trwało. Ciało ofiary wygięte w łuk. Mięsnie brzucha napięte. Skóra naciągnięta. Wtedy główny kapłan (celebrans?) uderzał nożem w nadbrzusze, tuż poniżej łuku żeber. Tkanki miękkie. Żadnych kości. Jednym ciosem przecinał mięsnie, przeponę, zyskując dostęp do serca. Dwa kolejne ciosy, by oddzielić główne naczynia krwionośne i kapłan wydobywał bijące jeszcze serce. Które pokazywał wyjącemu z radości tłumowi. Potem serce palono na ofiarę bogom. Ciało dekapitowano, odrąbywano głowę albo i nie. Potem strącano w dół. Po schodach świątyni staczało się ciało i spływały strumienie krwi. Cała sztuka i kunszt kapłana - ludzkiego rzeźnika polegała na tym, by wydobyć i pokazać bijące jeszcze serce. Pokazał to Mel Gibson w filmie Apocalypto. Za te sceny spadły na niego gromy. Potępiono Gibsona nie za to, że skłamał, ale za to, że ośmieli się to pokazać! Ze zbrukał spuściznę rdzennych ludów, Majów, kultur Mezoameryki!

Zespół badaczy z uniwersytetu w Adelajdzie w Australii postanowił sprawdzić, jak to wyglądało w praktyce. Sporządzono korpus człowieka z plastyku, o elastyczności i oporze ludzkich tkanek. Operatorem był Brandon Coventry, doświadczony chirurg, onkolog ze szpitala klinicznego. Ekstrakcję serca wykonywał kopią azteckiego noża z obsydianu. Chirurg wyrobił się w dwadzieścia sekund. Doświadczony chirurg, ze świetną znajomością anatomii, potrzebował 20 sekund by wydobyć serce z manekinu. Ale to był jego pierwszy tego rodzaju „zabieg”. Aztecki kapłan – rzeźnik robił to setki, jeśli nie tysiące razy. Musiał być lepszy, to jest szybszy. Dziesięć sekund? Czemu nie? Najlepsi mogli wyrwać serce nawet w pięć, sześć sekund. Rzeczywiście, majański czy aztecki kapłan był w stanie w kilka sekund wyrwać serce z klatki piersiowej i pokazać je jeszcze bijące tłumowi! Całość operacji: doprowadzenie, rozciągnięcie, wyrwanie serca, zrzucenie ciała w dół, nie trwało dłużej niż minutę. Potem następny. Bogowie Azteków i Majów byli wiecznie spragnieni ludzkiej krwi.

W roku 1487 za panowania władcy Ahuitzotla w świątyni Templo Mayor odbyła się szczególna uroczystość ku czci boga wojny - Huitzilopochtli. Trwała cztery dni i cztery noce, czyli około 96 godzin. Data i czas trwania wynikał z azteckiego, religijnego kalendarza. W tych dniach na czterech ołtarzach na szczycie świątyni trwała ludzka rzeźnia. Ile osób zamordowano to rzecz dyskusyjna. Hiszpańscy kronikarze, w nieco ponad 30 lat później spisali świadectwa naocznych świadków tycb wydarzeń. Liczba ofiar to od 10 do 80 tys. zamordowanych. Ofiary z ludzi składano nie tylko na czterech ołtarzach Templo Mayor ale i w 15 innych miejscach, ołtarzach. W Tenochtitlán było wiele świątyń, których kapłani nie chcieli być gorsi. Policzmy: 19 ołtarzy, weźmy 30 ofiar na godzinę (2 minuty na osobę) na jeden ołtarz, daje to 570 zamordowanych na godzinę. Jeżeli przyjmiemy, że kapłani mordowali tylko 10 godzin dziennie przez cztery dni, daje to: 570 x 10 x 4 = 22800, około 20 tys. ofiar. Jeżeli azteccy kapłani mordowali całą dobę, na zmiany, liczba ofiar osiągnie i przekroczy 50 tys. zamordowanych. Ile zatem było ofiar tylko w to jedno azteckie święto? Tego się nie dowiemy. Myślę, że rzeź trwała, póki nie wyrwano serca z ostatniego jeńca. A liczba 20 tys. ofiar jest rozsądna i raczej nie przesadnie wysoka. Daje to 5 czy 6 tysięcy zamordowanych dziennie. Wynik godny podziwu. Taką dzienna wydajność osiągały tylko te większe, niemieckie obozy zagłady, jak Treblinka, czy KL Auschwitz-Birkenau. Jeżeli by przyjąć górną granicę, wydajność w zabijaniu azteckich kapłanów dorównywała szczytowej, dobowej wydajności komór gazowych KL Auschwitz-Birkenau, około 10 - 12 tysięcy. Aby to osiągnąć Niemcy wykorzystywali zaawansowaną łączność, system kolei żelaznych, przemysł chemiczny (Cyklon B) i krematoria. Aztekom, żyjącym w epoce kamiennej (kamienia łupanego?) wystarczały, łuki, maczugi, powrozy – by schwytać jeńców, kamiennie słupki i noże z obsydianu do egzekucji. Zamiast krematoriów własne brzuchy. Zdaje się, że Aztekowie byli jednak lepsi w zabijaniu, w eksterminacji niż załogi niemieckich obozów zagłady.

Ważna uwaga, co się działo z ciałami. Kapłan wyrywa bijące serce i w uniesionych rękach prezentuje je posągowi Huitzilopochtliego. Serce umieszczone w kamiennej misie palono przed posągiem boga. Ciało stacza się w dół. Tam znajmują się nim inni: kapłani czy wierni? Odcinają głowę, jeśli jeszcze jest. Odrąbują cztery kończyny. Trzy kończyny dostaje wojownik, który schwytał jeńca, czwarta kończyna – dar dla króla, swoisty podatek. Reszta ciała służy do karmienia zwierząt ze zwierzyńca władcy. Ludzina, ludzkie mięso stanowiła ważny składnik posiłków dla mieszańców całego miasta Tenochtitlán. Od władcy i jego dworu, od kapłanów po same doły.

W czasach, gdy Cortez i jego Hiszpanie weszli do Tenochtitlán składanie ofiar z ludzi trwało w najlepsze. Choć na mniejszą skalę. Kaplani wyrywali serca jeńców na ołtarzach Templo Mayor, ciała staczały się po schodach, krew płynęła strumieniami, a aztekowie, ich kobiety i dzieci biły się o kawałki ciał pomordowanych. W celu konsumpcji. Hiszpanie to wszystko widzieli. Widzieli też makabryczne azteckie naszyjniki czy liczydła z głów. Tzompantli (z języka nahuatl: tzontli – "głowa, czaszka" + pantli – "rząd, szereg") to drewniana rama z poziomymi drążkami na które nabito czaszki ofiar składanych w ofierze. Setki, a nawet tysiące czaszek. Tak Eskimosi suszą ryby. Aztekowie suszyli głowy. Przypomina nieco nasze liczydła, ma jednak inną rolę. Nabite na żerdzie głowy „dochodziły” na gorącym, meksykańskim słońcu, póki nie zgniły mięsnie, skóra i mózg. Oczyszczona czaszka także Aztekom się przydawała. Czaszki Aztekowie wbudowywali w wieże. Było to tzw. "Huei Tzompantli" (wielki tzompantli, czy wielki stojak na głowy) po naszemu wieże z czaszek. Hiszpanie Corteza w całej rozciągłości mogli podziwiać te stojaki na główy (Tzompantli) i wieże z czaszek. Żadne Tzompantli nie dotrwało do naszych czasów. Drewno zgniło, kości się rozpadły. Wielu postępowych historyków głosiło, że to tylko propaganda, kłamstwa konkwistadorów i zakonników katolickich, by uzasadnić swe podboje i zbrodnie.

W 2o15 roku w sercu Tenochtitlán, dzisiejszego miasta Meksyk, w pobliżu Templo Mayor archeolodzy odkryli podstawę wieży Azteków, w którą wmurowano ludzkie czaszki. Naliczono ich 600 sztuk. Jak się szacuje w całej wieży było czaszek około 2000. Czaszki miały duże otwory z obu stron, po nabiciu na żerdzie. Około 1/3 czaszek należała do kobiet i dzieci. Jak się okazuje, Aztekowie składali w ofierze bogom nie tylko młodych mężczyzn, wojowników, ale również kobiety i dzieci. Co zaskoczyło badaczy. Aztekowie woleli wyrywać serca wojowników i ich zjadać, ale… Cóż. Nie byli wybredni. Ani oni ani ich bogowe nie gardzili sercami i krwią kobiet i dzieci. Wież było znacznie więcej niż ta jedna, częściowo ocalała. 

W ten sposób zyskaliśmy twarde dowody archeologiczne. Hernán Cortés i jego żołnierze widzieli to na własne oczy i czuli to własnymi nosami. Otoczenie Templo Mayor i innych świątyń w mieście Tenochtitlán śmierdziało rozkładającym się zwłokami. Odbierali ten trupi zapach gnijących, rozkładających się zwłok i ciepłej krwi, że tak powiem organoleptycznie. Nie tylko w nosie, ale nawet w ustach czuli ten trupi, lepki zapach. Ich opowieści wcale nie są przesadzone. Duszący, śmierdzący dowód na różnice w cywilizacjach: europejskiej i chrześcijańskiej oraz rodzimej, azteckiej azteckiej. Dlatego nie było możliwe współistnienie cywilizacji Azteków i cywilizacji europejskiej, chrześcijańskiej. Współczesny podział, że Cortez, Pizarro, Hiszpanie, konkwistadorzy to sama czerń, a Indianie, Aztekowie, to sama biel, ten opinia jest mocno… przesadzona i wielce odległa od faktów. Cywilizacje jednak się różnią. Są lepsze i gorsze. A ową różnice można wyczuć choćby... nosem. 

O zniszczeniu imperiów Azteków czy Inków i ich skutkach, może kiedy indziej. I tak za bardzo się rozgadałem.


© Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie tekstu tylko za zgodą autora.


Bielinski
O mnie Bielinski

Dla chcących więcej polecam książkę: "Kto może być zebrą i inne historie" wydawnictwo: e-bookowo

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (23)

Inne tematy w dziale Kultura