Przed kilku dniami uraczono nas spektaklem telewizyjnym pod kłamliwym tytułem z konfrontacji obu kandydatów na Prezydenta. Nie mogłem tego znieść, gdyż formuła spotkania urągała zdrowemu rozsądkowi, a ponadto kandydat, piastujący dotychczas ten Urząd, łamał zasady przyzwoitości i wstępne uzgodnienia sztabów. Moja notka (krzyk protestu!) przeleciała piorunem przez łamy Salonu (<2 godz.) i tylko znikoma część czytelników mogła się z nią zapoznać, a mam wrażenie, że wielu z Nich mogłoby podzielić moje zdanie. Dlatego powtarzam tekst i przepraszam za (być może) zawód.
„DEBATA ...eh..
Telewizja – jak zwykle – pozostała sobą! A niby, dlaczego miałaby stać się inna? Lepsza być – nie potrafi. Gorszą – okazuje się … nie może. Z reguły nie oglądam żadnej z nich. Nawet wiadomości są trudno przyswajalne i już w doborze newsów wyczuwa się manipulacje i nieporadności dziennikarskie. Rzeczpospolita, tak jak za Gomółki: jej wóz znalazł się na zakręcie. Może tak, a może nie – jednak coś się zaczyna dziać i nawet najbardziej tępi dziennikarze (a także celebryci zwani politykami) zaczynają coś odczuwać i się niepokoić. Z tego strachu wykluł się jakiś dziwoląg – niby informacyjny. Nazwano go szumnie i wbrew jego istocie: DEBATĄ PREZYDENCKĄ. Oczywiście, począwszy od nazwy, przez treść i przebieg spotkania kandydatów, do wniosków i oceny wyników tego żałosnego spektaklu wszystko jest fałszywe i podszyte głupotą. Popatrzmy – DEBATA – co to jest debata? Słownik języka polskiego wyraźnie mówi: > poważna i długa dyskusja na ważny temat <. Na przytoczeniu tej definicji, powinienem właściwie zakończyć tę notkę, bo już każde dalsze zdanie będzie międleniem w kółko masła maślanego. Jednak niektórzy okrzyczeliby mnie arogantem (lub jeszcze gorzej i bardziej złośliwie), bo poczuliby się urażeni w swojej „zawodowej” dumie (przecież zaangażowali się z pełnym oddaniem do tworzenia tego cyrku).
Polska przez lata jest systematycznie niszczona, okradana i z dóbr i autorytetu państwowego. Sytuacja od lat staje się coraz bardziej krytyczna. Agresor już jest o krok od czynnej napaści, a my pozbawieni wojska, broni i planów obrony udajemy, że to nieprawda i wszystko jest dobrze, wprost „złoty wiek”. Nie było kryzysu, ale wyszliśmy z niego obronną ręką. Bezrobocie rośnie, ale będzie wkrótce nowych 100.000 miejsc pracy (oczywiście: pod warunkiem!)
Na te poważne tematy mieli „debatować” obaj kandydaci na Najwyższy Urząd Państwowy. Każdemu postawiono jakieś zawiłe i niejasno sformułowane pytanie i dano po 2 minuty na odpowiedź. Więc odpowiadali .… lecz co sensownego da się powiedzieć przez te 2 minuty o samym problemie i planowanych propozycjach naprawy? Nic! Konkurent jednak czyha (i wroga publika). Najprościej i najwygodniej jest zaatakować przeciwnika personalnie i wytknąć mu jakieś jego prawdziwe lub wydumane słabostki. Publika się ucieszy, a on nie będzie miał czasu na ripostę (bo rzetelne odparcie zarzutu będzie wyglądało na „tłumaczenie się”). Ogłupieni przeciwnicy przystali na tę infantylną formułę spotkania, a wszelkiej maści (he, he) „znawcy” polityki i praktyk PR już w czasie spotkania zaczęli kontredans „ocen” i „analiz” wg reguł z boiska (a nawet spod budki z piwem). Kto wygrał, kto przegrał, kto kogo pogrążył? (Proszę wybaczyć – nie zdzierżyłem: „W Zakopanem, mieście głównem, Baca, Bacę zabił …… czy go zabił, czy nie zabił, ale mocno go osłabił”).”
spokojny i wyrozumiały (lecz z ograniczeniami:dla głupoty i złych intencji
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka