blueslover blueslover
189
BLOG

T-Bone Walker - Gigant z Teksasu

blueslover blueslover Kultura Obserwuj notkę 4

Czas by już był na pogłębienie tematu bluesa teksańskiego. Najlepszym sposobem jest przedstawienie człowieka, który ten rodzaj bluesa stworzył.

Aaron Thibeaux Walker urodził się w 1910 roku w Linden w Teksasie. Jego matka była chyba nietuzinkową osobą skoro nadała mu francuskie drugie imię.

Imię to stało się ważniejsze od pierwszego Aarona. Jego wymowa "Tibo" przekształciła się w przydomek T-Bone, który długo nie dawał spokoju Walkerowi. Sam mam nagranie live, w którym Walker tłumaczył publiczności, że nie nazywa się T-Bone tylko Thibeaux, wymawiać należy Tibo. Nic nie pomogło. Tibo nie istnieje w języku angielskim, został więc T-Bone i musiał się z tym pogodzić chcąc niechcąc.


Linden było małą miejscowością zamieszkałą głównie przez ludność kolorową. Matka Aarona nie chciała by jej jedyny syn dorastał w takim środowisku. Przenieśli się więc do Dallas, do dzielnicy Oak Cliff. Walker miał wtedy dwa lata. W Dallas jego matka Movelia wyszła za mąż za Marco Washingtona.

Washington był muzykiem, umiał grać na kilku instrumentach strunowych. Movelia dobrze grała na gitarze. W ich domu muzyka była codziennością. Movelia prowadziła otwarty dla muzyków dom i mały "Tibo", jak sam mówił, mało spał nocami gdyż do późna w ich domu rozbrzmiewała gitara, skrzypce, organki i śpiew.


W takim domu nie było możliwe by Walker nie zapragnął grać. Pojawiali się tam znani bluesmani teksańscy Blind Lemon Jefferson i Lead Belly. Kilkuletni Tibo służył Jeffersonowi za "lead boya" - prowadził go po ulicach Dallas i zbierał pieniądze za jego grę.

W tamtych czasach był to normalny widok - niewidomy gitarzysta i mały chłopiec, który za usługi terminował u mistrza. Wielu bluesmanów było niewidomymi. Ślepy człowiek nie mógł pracować, był ciężarem dla rodziny. Jeżeli tylko posiadał zdolności muzyczne stawał się bluesmanem. Nie było to lekkie życie ale dawało jakieś szanse. Niektórym udawało się zrobić duże kariery.


Tibo był pod dużym wrażeniem gry Jeffersona i bardzo pragnął mu dorównać. Wykazywał od małego wiele talentów - doskonale tańczył i świetnie śpiewał. Gdy skończył 10 lat wybrał się z zespołem kierowanym przez ojczyma w objazd okolicznych miast. Występował jako tancerz.


Pierwszy instrument jaki otrzymał to było banjo, gitarę dostał trochę później. Okazało się, że oba instrumenty nie sprawiają mu żadnych kłopotów. Szybko wyszło na jaw, że jest urodzonym showmanem. Potrafił bez problemu łączyć grę na gitarze, śpiew i taniec.


Jeszcze jako nastolatek występował w zespołach, objazdowych trupach medycznych, nawet z sławną Idą Cox i Billem "Bojangles" Robinsonem. Wtedy już zaczęto go nazywać T-Bone. W 1929 roku wygrał konkurs dla amatorów. Nagrodą było tygodniowe granie z orkiestrą gwiazdora Caba Callowaya w Dallas. Calloway pozwalał T-Bone na krótkie solówki, które już wtedy pokazywały bardzo dobrą technikę młodego muzyka.


W tym też roku nagrał pod pseudonimem "Oak Cliff T-Bone" dwa utwory country. Jego kariera stanęła na rozdrożu. Musiał się na coś zdecydować. Dowiedział się , że w Oklahoma City jego przyjaciel z dzieciństwa Charlie Christian uczy się gry na gitarze. Wybrał się tam.

Okazało się, że nauczycielem był Chuck Robinson, który eksperymentował z nowym wynalazkiem - gitarą elektryczną. Robinson nie był bluesmanem, a jazzmanem. Uczył Walkera i Christiana techniki "single strings" czyli gry solówek w ramach orkiestry. Tak więc T-Bone wkroczył w świat swingu granego przez big-bandy.


W 1934 roku wyjechał do Los Angeles. Szybko jego umiejętności zostały docenione. Stał się członkiem grupy Big Jima Wynna, który stale występował w klubie Little Harlem. Pod koniec lat 30. imię T-Bone bardzo wiele już znaczyło w Los Angeles.

W 1940 roku przeszedł do orkiestry Lesa Hite`a. Jego gitara elektryczna wprowadziła nowe brzmienie, a wrodzona umiejętność tworzenia widowiska znacznie podniosła jego prestiż. Orkiestra cieszyła się sporym uznaniem. Została zaproszona na występy do Nowego Jorku, gdzie zarejestrowano jej występy w Varsity Records. Utwór Walkera "T-Bone Blues" stał się w Nowym Jorku przebojem, chociaż paradoksalnie na gitarze nie grał Walker tylko Frank Pasley.


Po powrocie do Los Angeles T-Bone opuścił orkiestrę Hite`a. Wspólnie z Big Jim Wynnem założył nową grupę, która grała w najlepszych klubach i cieszyła się ogromnym powodzeniem. T-Bone wrócił do bluesa. Wpływy jazzu czy swingu pozostały w jego muzyce. W zespole występowali Teddy Buckner (trąbka), Lloyd Glenn (piano), Billy Hadnott (bas) oraz Jack McVea (saksofon tenorowy). Nie był to typowy dla bluesa skład.


W tym okresie dopracował swój awangardowy sposób zachowania się na scenie. Nie tylko grał i śpiewał, on tworzył show. Był bardzo giętki, potrafił robić niesłychane wygibasy, jego znakiem firmowym była gra na gitarze trzymanej za głową z jednoczesnym szpagatem. Ten styl kopiowali później Chuck Berry, James Brown i Jimi Hendrix, chociaż ze szpagatem sobie tak dobrze nie radzili. Tak się złożyło, że w tamtym, najlepszym dla niego okresie żaden jego występ nie został sfilmowany.

W latach 1942 - 44 Walker nagrywał dla Capitol Records z zespołem Freddiego Slacka. Jego utwory szybko stawały się standardami bluesowymi i były pilnie śledzone przez bluesmanów w Ameryce. Całe następne ich pokolenie było pod dużym wrażeniem muzyki Walkera.
W latach 1945 - 46 T-Bone występował w Chicago gdzie grał w Rhumboogie Club z orkiestrami Milta Larkina i Marla Younga. Z Youngiem nagrywał dla Swingmaster Records.


Po powrocie na Zachodnie Wybrzeże, gdzie był bardzo mile przywitany przez fanów, związał się z wytwórnią Black & White. Nagrał dla niej wiele albumów, jak i dla jej filii Comet Records. Powstały wtedy klasyczne kompozycje Walkera "I`m Gonna Find My Baby", "T-Bone Shuffle" oraz "Call It Stormy Monday". Ten ostatni stał się najczęściej wykonywanym jego utworem przez innych artystów. (Stormy Monday był przedstawiony w jednej z poprzednich notek i znajduje się w boxie BLUES).


W latach 50. T-Bone nadal dużo nagrywał, nie tylko w Los Angeles. Dla Imperial Records korzystał z pomocy zespołów T.J. Fowlera (w Detroit) i Dave`a Bartholomew (w Nowym Orleanie). Trochę eksperymentował z gatunkiem bluesowym.

W latach 1955 - 59 nagrywał dla Atlantic Records. Współpracował wtedy z wirtuozem harmonijki Juniorem Wellsem oraz grającym nowoczesny jazz gitarzystą Barneyem Kesselem.

Walker był jednym z tych, których dyskografia jest olbrzymia. Trudno wyliczyć wszystkie jego nagrania. Podobną ilością mogli się poszczycić chyba tylko John Lee Hooker i Lightning Hopkins.


Mimo tylu nagrań począwszy od wczesnych lat 50. T-Bone Walker przesuwał swą aktywność w stronę występów na scenie. Czuł się najlepiej przed publicznością, tym bardziej, że jego występy gwarantowały zawsze komplety słuchaczy i widzów. Zarabiał bardzo dużo ale równie dużo wydawał.


Jak wielu bluesmanów, którzy zaczynali swoją karierę w bardzo młodym wieku wpadł w alkoholizm. Pił ciągle, na dodatek był uzależniony od hazardu. Odbiło się to na jego zdrowiu. Miał kłopoty z żoładkiem. Często zawalał koncert albo po koncercie lądował w szpitalu. W końcu poddał się operacji, udanej. Ponieważ przestało go boleć wrócił do alkoholu.


Na początku lat 60. grał z orkiestrą Counta Basie`go. Kilka razy odwiedził Europę, pierwszy raz w 1962 roku z Memphis Slimem, Willie Dixonem i J.L. Hookerem. W Europie T-Bone cieszył się prestiżem, nagrał dla Black & Blue album, który później został wydany w Ameryce przez Delmark. W 1967 roku został zaproszony na festiwal w Monterrey gdzie miał znakomity występ. Ostatni raz odwiedził Europę w latach 1968 i 1969.


Zdrowie znowu zaczęło szwankować. Koncertował nadal, jednak często musiał zastąpić grę na gitarze grą na pianinie. W 1974 roku przeżył ciężki atak apopleksji, po którym już nigdy nie doszedł do pełni sił. Zmarł w marcu 1975 roku. Na jego pogrzebie w Los Angeles były prawdziwe tłumy. T-Bone Walker był bardzo lubiany.

Walker otworzył nowy rozdział w rozwoju bluesa. Nie tylko jako pionier gitary elektrycznej. Nie sądzę, że bez Walkera Muddy Waters nie grał by na gitarze elektrycznej w Chicago. Była jednak zasadnicza różnica między stylem chicagowskim a stylem Walkera.

W Chicago gitara elektryczna zachwyciła bo brzmiała głośno. Muzycy z Delty Mississippi mieli z tym zawsze problemy grając w juke joints. Tam w gwarze, hałasie musieli się bardzo wysilać by być słyszanym.


T-Bone nie miał takich doświadczeń. Nigdy nie grał w juke joints. Jego pierwsze wielkie spotkanie z bluesem to Blind Lemon Jefferson. Jefferson nie grał tak jak w Delcie, miał swój własny styl, który był bardziej otwarty na jazz. To dziecięce jeszcze zauroczenie bluesem Jeffersona spowodowało, że T-Bone Walker mimo przygód z swingiem i grą w wielu orkiestrach jazzowych zawsze wracał do bluesa. Był tak dobrym gitarzystą, że mógł bez problemu zostać gwiazdą jazzu, ale to jednak blues był jego muzyką.


Oczywiście jego związki z jazzem zaoowocowały w interpretacji bluesa. Jego gitara brzmiała zawsze łagodnie, bluesy miały trochę balladowy charakter, tempo na ogół było wolne, szybkie bluesy były rzadkie.

T-Bone miał swoją własną technikę, stosował bardzo rozbudowane akordy wychodzące poza tradycyjną skalę bluesową, miał opracowane pewne schematy i triki, które nadawały jego solówkom niepowtarzalny czar. Były łatwo rozpoznawalne i wzbudzały wielki entuzjazm publiczności. Nie tylko.


Do naśladowania jego stylu przyznawali się B.B. King, Chuck Berry i co może być niespodzianką Jimi Hendrix ( nie sądzę by tylko w grze za głową).


Walker był prekursorem Bluesa Zachodniego Wybrzeża, który po przeniknięciu do Europy stał się bardzo atrakcyjny dla wielu młodych gitarzystów. Walker pokazał, że gitara nie służy tylko do akompaniamentu ale jest pełnoprawnym instrumentem solowym, o takim samym znaczeniu jak tradycyjne instrumenty dęte czy piano używane w jazzie.


T-Bone nie miał wielkiego głosu. Timbr głosu jednak był przyjemny i ciepły. Wielka muzykalność i poczucie rytmu sprawiały, że jego wokal harmonijnie łączył się z gitarą i wydawało się, że dysponuje znacznie lepszym głosem niż to było w rzeczywistości. Sam Walker mówił, że wzorował się na śpiewie pianisty Leroy`a Carra. Carr to bardzo ważna postać w historii bluesa i muszę koniecznie o nim napisać osobną notkę. (Widzę, że takich "zaległych" postaci robi mi się coraz więcej).


Naprawdę trudno przecenić wpływ T-Bone Walkera na następną generację muzyków. I nie dotyczy to tylko bluesmanów. Z jego dorobku korzystało również wielu muzyków jazzowych, nawet saksofoniści studiowali jego gitarowe riffy.

Pięćdziesiąt lat po debiucie Walkera jego riffy, co prawda na innej gitarze i innych wzmacniaczach, grał wielki jego następca Stevie Ray Vaughan. Blues Zachodniego wybrzeża nie mógłby zaistnieć bez nowatorskich technik gry i ogromnego zasobu kompozycji T-Bone Walkera. Z kolei sam Walker twierdził, że nie grałby w ten sposób gdyby nie poznał Blind Lemon Jeffersona.


W 1970 roku T-Bone Walker otrzymał nagrodę Grammy.

 

Photo

 

 

P.S.

Dzisiaj zajrzałem na Wiadomości24 by zobaczyć co tam z konkursem. Otóż w kategorii Kultura zająłem 14. miejsce. Wysoko, zważywszy, że nie prowadziłem żadnej akcji głosowania na mój blog. Nawet rodzinie nie przyznałem się, że startuję w konkursie.

Chciałbym tu serdecznie podziękować wszystkim, którzy poświęcili trochę czasu i oddali na mnie głos. Kłaniam się nisko. Wiele wiele dzięków.

 

blueslover
O mnie blueslover

Muzykę klasyczną można znaleźć na moim drugim blogu, tutaj: CLASSICAL IS WONDERFUL

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (4)

Inne tematy w dziale Kultura