Ludzie chorują na różniste choroby. Bywają takie, które wywodzą się z nieszczęśliwej duszy.
Jedną z nich jest zapadnięcie na bluesa. W moich notkach kilka razy wspominałem o etymologii terminu „blues”.
Jest to skrót pojęcia „devils of blues”, stosowanego wśród czarnej społeczności Delty Mississippi dla określenia człowieka w depresji, bezbrzeżnym smutku, „down and out”, jak śpiewała Bessie Smith. Taki człowiek był w szponach demonów smutku. Sto lat temu było to traktowane jak najbardziej serio, gdyż większość populacji wierzyła w demony i duchy.
Z takich uczuć, z wysiłków wyjścia z depresji, opisywanych przez muzyków-grajków powstał blues jako gatunek muzyki. Same demony odeszły w niepamięć. Blues jest już od dawna kojarzony tylko jako istotny rodzaj muzyki.
A może jednak demony całkiem nie zniknęły, lecz przeniknęły do bluesowej muzyki rozpływając się w nutkach i słowach. Jak inaczej wytłumaczyć, że bardzo wielu ludzi „choruje na bluesa” ?
Na bluesa zachorował np. Martin Scorsese, który wybrał się kiedyś na wędrówkę po Delcie Mississippi. Nakręcił potem monumentalny film „The Blues” składający się z siedmiu części. Do tej choroby, nabytej już w dzieciństwie, przyznał się dobrowolnie Clint Eastwood, który wyreżyserował jedną z części – „Piano Blues”.
Na bluesa zachorowała gromadnie cała grupa młodych, brytyjskich muzyków w latach 60.
W Polsce po usłyszeniu uzyskanych od Erica Burdona taśm z bluesami, na chorobę tę zapadł Tadeusz Nalepa. Nieco później również Ela Mielczarek. Nie oni zresztą jedyni. Bluesa grało i nadal gra sporo polskich zespołów.
Ta choroba charakteryzuje się tym, że nie można z niej wyjść. Wirus jest tak silny, że nie daje się zwalczyć.
Najdziwniejsze jest to, że mimo pewnych dotkliwości choroba przynosi mnóstwo radości, przeżyć i doznań. Być może dlatego chorzy nie chcą wyzdrowieć.
Tytułowy „Chory Na Bluesa” to oczywiście Sławek Wierzcholski. Ten człowiek cierpi na złośliwą odmianę choroby. Cierpi już długie lata i nie ma najmniejszej ochoty na żadne leczenie. Gdyby wyzdrowiał, znacznie by mu się pogorszyło.
Sławek Wierzcholski jest wirtuozem harmonijki ustnej, wokalistą, autorem tekstów i muzyki. Koncertował w kilkunastu krajach, m.in. we Francji, Niemczech, Holandii i
Zimbabwe.
Występował gościnnie w nagraniach znanych polskich grup i wokalistów: Maanaam, Majka Jeżowska, Zdrowa Woda czy Gang Olsena. Doceniły go sławy organkowe zapraszając go do wspólnych występów, jak Charlie Musselwhite, Junior Wells i Louisiana Red. W roku 1997, Sławek jako pierwszy Polak-bluesman wystąpił wśród najwybitniejszych harmonijkarzy na Światowym Festiwalu Harmonijki w Trossingen w Niemczech.
W roku 2002 ukazała się biograficzna książka o Sławku autorstwa J.Skaradzińskiehgo i M.Szalbierza pt. „Chory na bluesa”. To już nie byle co, autorzy bez wątpienia też zdrowi nie są.
Chory Na Bluesa to tytuł albumu wydanego w 1993 roku, który oczywiście zawiera tytułową piosenkę. Wykonawcą jest Nocna Zmiana Bluesa z liderującym Sławkiem Wierzcholskim. O tym zespole jeszcze napiszę, dziś tylko mała sygnalizacja.
W music boxie oprócz Wierzcholskiego wersja innej polskiej grupy Free Blues Band. Wystarczy tego posłuchać, by uznać, że z polskim bluesem nie jest źle. Choroba trzyma się mocno.
Dla czytelników tego bloga musi być oczywiste, że ta „zaraza” dopadła i mnie.
Chory Na Bluesa, tekst piosenki
Czternasty października siedemdziesiąty rok
a w radiu ta muzyka to był prawdziwy szok
jestem chory na bluesa, jestem chory na bluesa
jestem chory na bluesa i wyzdrowieć wcale nie chcę już
grał wtedy Sonny Terry, jakież on brzmienie miał
chwyciło mnie to wtedy, zapłonął we mnie szał
jestem chory na bluesa, jestem chory na bluesa
jestem chory na bluesa i wyzdrowieć wcale nie chcę już
potem był Muddy Waters i wielu innych też
i chciałem tak jak oni ........
jestem chory na bluesa, jestem chory na bluesa
jestem chory na bluesa i wyzdrowieć wcale nie chcę już
muzyka w której jeszcze wciąż łoskot siekier brzmi
przyprawia mnie o dreszcze i dobrze mi jest z tym
jestem chory na bluesa....
Inne tematy w dziale Kultura