Jerzy Stuhr udzielił ciekawego wywiadu dla Rzepy. Mówi on między innymi:
(...)Jeśli komuś kiedyś złamano serce i kręgosłup, to została w nim blizna. Skażenie. Ja już do takiej osoby nie mam zaufania. Gdyby on chciał zostać ministrem kultury, to zaprotestowałbym. Ale też nie mogę się pogodzić, by szermując hasłami lustracji, niszczono ludzi. Dlatego jako człowieka zostawiam go w tym jego czyśćcu. Gdzieś na lotnisku. Będzie tułał się z poczuciem winy, może nawet do końca życia. (...),
i jeszcze jeden fragment:
Mówi pan o jednostkach. A co z kręgosłupem narodu?
A nie, takiej odpowiedzialności nie mogę na siebie wziąć. I żaden artysta nie weźmie. Obawiam się czasem, że widzowie czekają na katharsis. Myślą, że zafunduję im łaźnię. A mogę im dać tylko miednicę.
Stuhr mówi, że jedynie pokazuje w swoich filmach moralność Polaków, próbuje ją opisać ale nie ocenia, nie zajmuje stanowiska. Stosuję tę zasadę także w swoim najnowszym filmie Korowód. Filmu jeszcze nie ogląłdałem ale dla mnie ciekawszy jest sposób patrzenia na lustrację.
W pierwszym zacytowanym fragmencie Stuhr mówi, że nie należy dla haseł lustracji, dla poklasku lustratorów dobijać człowieka. Słuszne to, godne i sprawiedliwe. Warto jeszcze zaznaczyć, że można do dziś w polskiej lustracji pokusić się o jakieś podziały osób z nią związanych lub tych w centrum uwagi. Otóż mamy tych co są posądzeni, podejrzani o kontakty i tych co ich posądzają. Stopień nienawiści do nich jest różny, bo mamy tu z jednej strony na przykład analizy Marka Lasoty i jego książkę "Donos na Wojtyłę", mamy red. Wildsteina, który doprowadził do wykrycia Lesława Maleszki, mamy ks. Isakowicza-Zaleskiego i jeszcze trochę osób by się uzbierało. Z drugiej strony mamy obrońców demokracji, godności i społeczeństwa obywatelskiego jak abp Józef Życiński, jak hamulcową lustracji czyli GW, większość środowisk akademickich i wiele innych osób i instytucji.
Wreszcie są i sami oskarżeni, których można podzielić na tych, co się przyznali i na tych co nie. Wśród tych co się przyznali są tacy jak robotnik(?) z czasów opozycji, który przed kamerami przyznał się do winy wobec kolegów z podziemia, jest abp Wielgus, który pod naciskiem mediów też przyznał się do podpisu, jest wreszcie Wałęsa ze słynną sceną darcia papierów z Plusów dodatnich - plusów ujemnych, w której moim zdaniem przyznał się do współpracy (czas pokaże zależy czy Tusk weźmie się za pacyfikację IPN-u), jest aktor Dedek, który bez ogródek przyznał się i szybko o nim zapomniano, jest i Boni, któremu perspektywa teki ministerialnej ruszyła sumienie.
Moje pytanie jest takie: co dzieje się z ludźmi, którzy się przyznali? Otóż albo się o nich zapomina albo ciągnie wrzawę medialną gdy jest to mniejsze zło, które ma pomóc. Potem spory gasną i pozostaje nadal nierozwiązany problem, który czkawką odbija się co jakiś czas nam wszystkim. Ale co na to sztuka?
Stuhr mówi, że jako artysta nie może wziąć na siebie odpowiedzialności. Nie jest w stanie pokazać jakie są rozwiązania. Zostawia bohaterów na lotnisku. To wygląda jakby jakiś socjolog brał się za kręcenie filmów i tylko pokazywał stan społeczeństwa. To już nie jest artysta. To już nie jest sztuka. A przypominam, że funkcją sztuki obok funkcji ludycznych, tożsamościowych czy jeszcze innych jest funkcja katharsis. Oczyszczenie, które pokazałoby przynajmniej możliwe kierunki rozwoju konkretnych sytuacji albo dało jakiś wzór, który można stosować.
Dziwią mnie bardzo słowa Stuhra, który jest uznawany za jednego z najważniejszych postaci kina polskiego. Widzowie czekają na katharsis. To pytam w takim razie jaki ambicje miał Wajda kręcąc Katyń?
Problem jest bardzo trudny a właściwie to są problemy, które zapętla historia a odpowiedzi na nie wciąż nie ma. Symptomatyczne dla naszych czasów jest to, że sztuka nie stara się spełniać wszystkich swoich funkcji. Nawet tak zwane autorytety w czasach "stępienia wartości" nie potrafią się naostrzyć i trzymać normalnego kursu czerpiąc na przykład z korzeni tragedii, dramatu, nie potrafią nazywać rzeczy po imieniu wolą role socjologów.
Sancte Michael Archangele, defende nos in proelio. Contra nequitiam et insidias diaboli esto praesidium. Imperet illi Deus, supplices deprecamur: tuque, Princeps militiae coelestis, Satanam aliosque spiritus malignos, qui ad perditionem animarum pervagantur in mundo, divina virtute, in infernum detrude. Amen.
Michał Archanioł by Rębajło Kulturowy --> http://lach.salon24.pl/52463,index.html
Relacja z wręczenia Boanergesów
Bogurodzica
Moja emalia
na czas? na miejsce? na pewno! na serio!
"... religia zdobyta staje się religią niepotrzebną" - D.Karłowicz
"... a może ja chcę by moje życie miało ciężar" - B. Wildstein, Trzech kumpli
"W świetle dnia wszystko jest widoczne. Zło, choć krzykliwe, w gruncie rzeczy jest słabe, dlatego ukrywa się w ciemnościach..."
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka