Zastanawiając się nad tożsamością europejską często mam przed oczami pewną dychotomię. Widzę kraje rozwinięte i te, które aspirują do UE. Ba! w samej UE są widoczne różnice choćby ze względu na czas przystąpienia, położenie geopolityczne czy historię.
Zdumiewające jest, jak kapitalnie, jak to przedstawiają różne media i ludzie, kraje najbardziej rozwinięte wykorzystały koncepcję wspólnoty do rozwoju swego państwa. Wszystko to jest jedną wielką bajką. Zresztą jest to koronny argument wszystkich prezentacji na szkoleniach z funduszy europejskich i nie tylko takich. Mamy zawsze jakąś firmę czy gminę która sobie poradziła z wszystkimi formalnościami (mam na myśli choćby urzędowe sprawy) i uśmiechniętych, zadowolonych wnioskodawców, którzy się cieszą z jakiegoś projektu. Powiedzmy, że tak wygląda standardowy zapis multimedialny.
Ze szkoleń dowiadujemy się jak założyć własny biznes, jak złożyć wniosek, do kogo i tak dalej. Oczywiście zawsze na początku szkolenia jest ideologiczny wstępniak. Dowiadujemy się, że wspólnota, że tak trzeba, że jak dają to brać itd itp. Na początku jest zawsze entuzjazm i optymizm. Potem jest coraz gorzej. Nieliczni drobni przedsiębiorcy, zakładający pierwszą firmę czy wójtowie przechodzą przez ten magiel pomyślnie za pierwszym razem. Stąd wiele emocji związanych z niewykorzystaniem środków, które później zwyciężają i przebijają się do opnii publicznej jako porażka ekipy rządzącej.
Ogólnie proces "dawania" pieniędzy unijnych na rozwój jest ok. Każdy rozgarnięty człowiek stwierdzi, że to jest właśnie wspólnota. Bogaci dają a biedni na tym korzystają. Co więcej by biedne kraje nie czuły się skonfudowane, to trochę się od nich wyciąga kasy i co najważniejsze, zatarty wizerunek krajów biednych i bogatych jest widoczny. Wszyscy są równi wobec prawa unijnego. Każdy się składa i każdy na tym korzysta.
Pytania: Jak długo będzie trwał taki stan? Jak długo państwa silniejsze ale równe na papierze, będą taki stan akceptowały? Czy swego rodzaju socjalizm europejski będzie trwał w nieskończoność? Pewnego pięknie zapowiadającego się dnia może nas zbudzić wiadomość, że jakiś silny kraj, dajmy na to GB rozmyśliła się, a znając usposobienie Brytyjczyków i ich stosunek do parlamentu europejskiego można tak podejrzewać, i chce zrezygnować z członkostwa. Wybudowanych domów kultury się nie zburzy, wdrożonych certyfikatów się nie odbierze, wprowadzonych technologii się nie cofnie. Prawdopodobieństwo takich biegu wydarzeń jest na razie małe ale wcale nie nierealne. Wystarczy jakiś konflikt zbrojny, w który zamieszana będzie UE (załóżmy, że będzie miała swoje wojska i prezydenta!) i zaczynają się schody.
Drugim sposobem na rozpad UE czy rozluźnienie węzłów "miłości na siłę" jest doprowadzenie do ekstremy socjalizmu europejskiego. Szczególnie może to byc możliwe, kiedy państwa narodowe przejrzą którego ś dnia że sa jedynie administratorami terenu zabudowanego i nic więcej nie mogą zrobić a rzeczywista polityka decyduje się gdzieś indziej. Bardzo łatwo jest nauczyć państwa brania środków i pisania o nie wniosków a zarazem zastąpić tym politykę. Taki scenariusz też jest możliwy.
Wracając do tożsamości europejskiej. Uważam, że może się jedynie w jakiś zdrowy sposób rozwijać, jeśli w jej definicji użyjemy sformułowania, że jej konstytutywnym elementem jest świadomość swego urodzenia w konkretnym miejscu, regionie, kraju. Tylko takie pokazanie sprawy, taki start pozwoli ulepszyć tę definicję a także skierować ją w toku rozwoju UE na właściwy tor.
Tak pojmowana definicja w przyszłości pozwoli na stopowanie zapędów krajów silnych i innych sił, które będą walczyły o fotel prezydenta UE. Wiadomo, że ta instytucja czy funkcja na początku będzie jedynie reprezentacyjna ale przy założeniu, że o UE decydują tylko parlamenty narodowe łatwo przewidzieć że jeśli coś absurdalnego trafi do laski marszałkowskiej to parlamenty są to w stanie uchwalić --> patrz niedawno przyjęty traktat. A gdzie referenda krajowe irzetelna dyskusja a nie nagonka ideologiczna?
A Państwo jak się czują? Pierwsze Europejczykiem czy może Polakiem?
Sancte Michael Archangele, defende nos in proelio. Contra nequitiam et insidias diaboli esto praesidium. Imperet illi Deus, supplices deprecamur: tuque, Princeps militiae coelestis, Satanam aliosque spiritus malignos, qui ad perditionem animarum pervagantur in mundo, divina virtute, in infernum detrude. Amen.
Michał Archanioł by Rębajło Kulturowy --> http://lach.salon24.pl/52463,index.html
Relacja z wręczenia Boanergesów
Bogurodzica
Moja emalia
na czas? na miejsce? na pewno! na serio!
"... religia zdobyta staje się religią niepotrzebną" - D.Karłowicz
"... a może ja chcę by moje życie miało ciężar" - B. Wildstein, Trzech kumpli
"W świetle dnia wszystko jest widoczne. Zło, choć krzykliwe, w gruncie rzeczy jest słabe, dlatego ukrywa się w ciemnościach..."
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka