TV nie oglądam, szkoda na to czasu, jednak zachęcony wpisami na forum Rebely odgrzałem sobie wczorajszy występ u Tomasza Lisa i o nim, programie, słów kilka.
Standardowo mamy do czynienia z klasyczną manipulacją z wykorzystaniem wszystkich modelowych chwytów od tendencyjnego zestawienia prezentowanych poglądów zaczynając (4+1/2), gdzie w większości były oczywiście te „jedynie słuszne”, po przez odpowiednie zakotwiczenie, felietonem wstępnym i wprowadzeniem gospodarza, tematu, dalej stronniczy i czynny udział prowadzącego Tomasza Lisa, który od razu obsadził role pozytywne (osoby o „poglądach słusznych”) i negatywne (mniejszość). O sprawach tak banalnych jak zwykłe kłamstwa, gra kamer, wyrwane z kontekstu cytaty, wybijanie przez prowadzącego z rytmu czy bezzasadne zestawianie osób i faktów bez związku pomiędzy sobą, nie będę się rozpisywał. Jedyne, co wyłamuje się ze znanego od lat schematu, to reakcja publiczności i ona właśnie, wraz z zestawieniem nazwisk uczestników, budzi moją ciekawość.
Jak to możliwe, żeby w programie, który nie ukrywajmy tego jest wyreżyserowaną od A do Z szopką, gdzie jedynym nie poddanym kontroli elementem, choć oczywiście przewidywalnym i wkalkulowanym, są wypowiedzi tych dwu zaproszonych w roli ofiar nosicieli poglądów, z którymi „światła większość” ma na oczach zgromadzonej przed ekranami gawiedzi rozprawić się tak by wątpliwości nie było po czyjej stronie racja leży, mogło dojść do takiej niesubordynacji, obsadzonego w roli publiczności tła by, trzy lub nawet czterokrotnie, zostało wyrażone poparcie dla „moherowego ciemniactwa” przy jednoczesnej milczącej abnegacji, gdy siły „postępu” głosiły swe „wiekopomne mądrości”?
Wykluczywszy możliwość przypadkowej zamiany tablicy aplauz z tą drugą, pozostaje nam wniosek jeden, zgodny z resztą z tym co wiemy na temat „naszej” TV, wszystko co widzieliśmy było zaplanowane i wyreżyserowane. Zastanówmy się więc dlaczego prowadzący tak właśnie ułożył klakierów? Odpowiedź na to może nam dać, pośrednio, dobór gości. Zauważmy więc, naprzeciw polityków opcji „moherowej” nie usadzono polityków, jak nakazywała by zasada równej reprezentacji, lecz przedstawicieli „elit” (no cisną się pod palce różne słowa komentarza ale zostawmy to na razie tak jak widać). Dalej, pominąwszy wszystkie pozostałe niebłahe powody, obrabiany temat choć dotyczy spraw zamierzchłych dla ww. „postępowców” ciągle rezonuje dość złowróżbnie, zaś podsycenie nie zaleczonych lęków i fobii znajduje konkretne odbicie w postawach politycznych, że o wzmacnianiu więzi grupowej nie wspomnę.
Jest jeszcze jedna kwestia.
W 2007 r. i później. mogliśmy namacalnie przekonać się jak kluczową rolę, dla zdobycia i utrzymania władzy politycznej, pełnią media. Jednak jest jeden warunek sine qua non efektywnego wykonywania tej funkcji, sterowania nastrojami, i bynajmniej nie chodzi o wiarygodność czy rzetelność przekazu. Tym warunkiem jest oglądalność. Żeby komunikat mógł oddziaływać musi mieć odbiorcę, obiekt na który wpłynie. Po 10.04.2010 r. siła oddziałania mediów słabnie z każdym tygodniem, nastąpiło wręcz coś, co z braku warsztatu, nazwał bym obrazowo rozrywaniem rzeczywistości, tej wirtualnej i realnej. Jak pokazują szybujące notowania sprzedaży gazet tzw. niszowych, pojawiła się tendencja do poszukiwania alternatywnych, do maeinstremu, źródeł informacji co w dłuższej perspektywie, jeżeli się utrzyma, grozi całkowitym załamaniem głównego mechanizmu sterowania nastrojami społecznymi. Fakty te mogą mieć wpływ na zagadkowe zachowanie publiczności w omawianym programie Tomasza Lisa.
Nie wiem czy nie demonizuję trochę, jednak zważywszy na kluczowe, dla kształtowania postaw ludzkich w obszarze politycznych wyborów, znaczenie mediów, które wydaje się być czasem czynnikiem silniejszym i skuteczniejszym niż np. realne działania sformowanego na bazie większości parlamentarnej rządu, nie był bym zdziwiony gdyby postawiony przed wyborem „mityczny” układ doszedł do wniosku, iż bardziej, od kosztownego ratowania ekipy Donalda Tuska, której władzy i tak nie da się utrzymać w perspektywie dłuższej niż 1-4 lata, opłaca się zadbać o utrzymanie stabilności aktywów w mediach.
Stąd, być może, „przełożenie wajchy”.
Na koniec uwaga wyjaśniająca, nie bez przyczyny piszę o tym ruchu w cudzysłowie, proszę nie mieć złudzeń, to co Donald Tusk nazywa zwrotem w podejściu oligopolu kontrolowanego przekazu, jest, gdy patrzymy na to z boku, jedynie drobną korektą. Nie ma w tym nic z zasadniczej zmiany, co zaś znamienne został on wykonany po totalnych i nie do przyjęcia kompromitacjach, jakimi były dla ekipy rządzącej: śledztwo smoleńskie i raport Anodiny, masowe podwyżki cen i skok na pieniądze z OFE. Żeby obraz był klarowny zauważmy, zanim przełożono wajchę wyczyszczono media publiczne z elementów, które mogły by sypnąć ziarnko piasku w tryby machiny. Dopiero w takich warunkach, pełnej kontroli, pozwolono sobie na „krytykę”.
PS
Zapomniałem dodać, wielkie uznanie dla panów Wojciechowskiego i Girzyńskiego, którzy obsadzeni w roli "ofiar" nie dali zjeść się w kaszy. Brawo.
Inne tematy w dziale Polityka