bożena bożena
751
BLOG

Moje NIE dla in vitro

bożena bożena Polityka Obserwuj notkę 29

W czasach studenckich, a więc kilka dobrych lat temu byłam osobą wyprutą z wszelkiego pierwiastka metafizycznego. Tak mi się przynajmniej zdawało lub/i chciałam za taką osobę uchodzić.

Nie bywałam nawet w kościele, ale też nie pociągała mnie żadna inna wspólnota duchowa czy religijna. Nie czułam potrzeby medytacji ani szalonych wypraw na daleki wschód w celach porozmawiania z tajemniczym mistrzem i odnalezienia swojej karmy. Interesował mnie tylko człowiek i pewna odmiana filozofii. Słowem - byłam humanistką pełną gębą. Aż czuję do tej pory pewne zażenowanie i wstyd, gdy wspominam tamte czasy, ale na szczęście na tyle zdystansowałam się do tego, by móc się z tego już dziś zdrowo pośmiać.

Ten mój mini coming out czynię z pewnego powodu. Otóż chcę zaznaczyć, że moje poglądy w sprawie aborcji, in vitro oraz kary śmierci nie mają źródła w naukach Kościoła Katolickiego. A wspominam o tym dlatego, iż nie chce mi się tłumaczyć różnym osobom, że nie należę do nieszczęśników którzy zostali poddani praniu mózgu w jakimś ciemnym konfesjonale.

Równoczesnie jednak znajduję się na takim etapie, że mogę powiedzieć iż bardzo się cieszę, że moje poglądy zbiegają się z nauką społeczną KRK, ponieważ, gdy już raz się zdeklarowałam po jednej stronie - po stronie Kościoła Katolickiego - tak zamierzam trwać w tym postanowieniu, gdyż nie jest ono z pewnością wynikiem chwilowego  kaprysu.

Wobec tego, że moje poglądy, z którymi - tak czuję - urodziłam się, są zbieżne z nauką Kościoła, nie odczuwam więc żadnego dyskomfortu i generalnie mam wiecej czasu na czytanie gazet, bo nie muszę już zgłębiać zagadnień filozoficznych i teologicznych. Życie stało się prostsze. No i nie ma tego zgrzytu. Zgrzyt, który się pojawiał zawsze w naszych jaśnie oświeconych akademickich rozmowach, gdy schodziło na kwestie etyczne.

No bo przecież wszelkie przesłanki, jakie wówczas były mi dostępne i który oświecały mój umysł mówiły mi, że aborcja jest prawem wyboru każdej kobiety, a in vitro życiem i szczęściem wielu nieszczęśliwych rodzin. A jednak nie byłam w stanie wypowiedzieć tego głośno. Gdy już już chciałam błysnąć w towarzystwie i otwierałam usta, żeby powiedzieć, że aborcja to prawo wyboru.....a in vitro to..........mówiłam coś zupełnie innego. Mówiłam, czy może raczej mówiło mi się, że aborcja to zło i morderstwo i upadek ludzkości, a in vitro jest zabiegiem moralnie niedopuszczalnym.

Mówiło mi się, bo chyba nikt nie sądzi, że świadomie narażałabym swoją reputację inteligentnej  socjolożki na taki obciach i kompromitację towarzyską. Znajomi patrzyli na mnie z politowaniem i rzadko ciągnęli wątek, tłumacząć moje szaleństwo kacem albo jakimś zauroczeniem.

 

Tak było naprawdę: wbrew wszystkim książkom, podręcznikom, dyskusjom, ówczesnym moim autorytetom i nie wiem czemu jeszcze - zawsze byłam zadeklarowaną przeciwniczką in vitro i aborcji.

Mój racjonalny humanizm płatał mi figle i po prostu zawsze byłam pewna, że są rzeczy, są takie wydarzenia, na które wpływ człowiek nie może się porywać. To życie drugiego człowieka.Jego początek i jego koniec. To są punkty wykraczające poza ludzkie możliwości i jeśli jakiś człowiek próbuje maczać w tym swoje palce, to znaczy, że pokumał się ze Złym. Tylko tyle i aż tyle.

Nie umiemy przewidzieć godziny swojej ani czyjejś śmierci. Chyba, że planujemy posłać kogoś na tamten świat, bo go nie lubimy. Ale wtedy chyba każdy zgodzi się, że czynimy źle.

Nie umiemy też przewidzieć godziny ani momentu powstania nowego życia. Mimo, że często wydaje nam się, że mamy na to wpływ, jak na przykład podczas planowania dzieci, to tak naprawdę jest to iluzja. Nie mamy na to wpływu, nie my jednak decydujemy, o tym kto i kiedy się urodzi. Bo nie jest to w naszej mocy, to - mówiąc kolokwialnie - nie nasza sprawa. Każde nowe życie, to nowy człowiek, nowa historia. Odpowiedzcie sobie, jakie znaczenie w tym ma nasze chciejstwo?

Dlaczego więc in vitro, które są praktyką eugeniczną i można je przyrównać do wyprawy do hipermarketu po upragniony produkt, tak wielu ludzi uważa za coś dobrego?

 

W ubiegłym tygodniu okładka "Newsweeka" powiedziała mi, że jestem talibem i nienawidzę dzieci z probówki. Po moich przejściach studenckich wzruszyłam tylko z politowaniem ramionami.

 

Nie będę nigdy osądzać ludzi, którzy decydują się na zabieg in vitro. Jestem jednak przygotowana, że osądzać się będzie mnie, czy raczej odsądzać od czci i wiary. Nie przejmuję się tym, bo nie jestem żadnym talibem, ani też nie nienawidzę dzieci z probówek. Są dla mnie takimi samymi dziećmi, jak te nie z probówki, mam tylko spory problem z tymi, które tkwią w ciekłym azocie i najprawdopodobniej zostaną unicestwione. To śmierć, a nie życie, więc jeśli ktoś twierdzi, że in vitro to życie, to uprawia iście diabelskie sztuczki , a jak wiemy, Szatan jest Księciem Kłamstwa, a polega to na tym, że prezentuje nam zło jako dobro i my w to wierzymy.

Tym razem nie dałam się nabrać.

 

 

bożena
O mnie bożena

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (29)

Inne tematy w dziale Polityka