Takie pytanie zadał szef BBN Aleksander Szczygło. I ja muszę przyznać kiedy mi pierwsza wścieklizna po ogłoszeniu decyzji o rezygnacji z budowy tarczy minęła takie pytanie sobie zadałem.
Odpowiedź brzmi: Nie ma dobrej odpowiedzi a przynajmniej nie ma jej na dzisiaj. Co nie znaczy, że zwalnia nas to ze spojrzenia prawdzie w oczy. A prawda jest taka, że straciliśmy szczególna pozycję w oczych Amerykanów. Ci którzy twierdzą, że stało się to w wyniku zbyt płytkiej uniżoności Tuska są śmieszni. Tak się stało w wyniku zmiany na fotelu prezydenta USA i zmiany akcentów geostrategii supermocarstwa. Być może to, że decyzję ogłoszono 17 września jest, jak niektórzy sugerują, rodzajem zemsty za ogłoszenie przez Tuska 4 lipca obiekcji wobec ówczesnych amerykańskich propozycji w.s. tarczy, być może jest to wynikiem gry rosyjskiej dyplomacji jak sugerują inni. Ja chciałbym wierzyć, że jest to zwykła niezręcznosć.
Chciałbym wierzyć ponieważ choć wścieklizny jak napisałem wyżej dostałem to popieram tezę Szczygły wg. której na Amerykę nie wolno się obrażać. Słusznie, nie stać nas na to. Dzięki odpowiedniemu zgieciu karku możemy uzyskać udział w nowym programie co jak wskazują pierwsze komentarze ekspertów jest również warte świeczki a może w wyniku negocjacji (choć w umiejętności obecnego rządu w tym zakrsie powiedzmy, ze zwątpiłem) uzyskamy jakiś rabat na patrioty. A te moga nam się przydać ponieważ w chwili obecnej nasza obrona przeciwlotnicza i pzreciwrakietowa praktycznie nie istnieją.
Na Amerykę nie należy się obrażać. Ale należy o niej zapomnieć jako o głównym filarze naszego bezpieczeństwa. Nie dlatego, że nie byłaby filarem dobrym. Byłaby. Należy o niej zapomnieć dlatego, ze ona tym filarem być nie chce więc co nam po takim filarze? Mam wrazenie, że nie jestem w tym zdaniu osamotniony.
Jacek Saryusz Wolski: "...Stało się coś ważnego, musimy przemyśleć naszą strategię bezpieczeństwa, zarówno tę natowską, jak i unijną..."
Być może, pamiętając o złożoności naszego położenia geostrategicznego dzięki temu, że pozbyliśmy się złudzeń odnośnie głębokosci uczcuć naszego starszego brata wróci nam rozsądek i uda się wypracować jakiś konsensus wokół bezpieczeństwa kraju, kierunków sojuszy i rozwoju armii. W ostatnich latach czuliśmy się w tym zakresie nadmiernie rozpieszczeni co negatywnie wpływało na czystość oglądu sytuacji.
Moim zdaniem taki konsensus należałoby rozwijać równocześnie na kilku kierunkach. Po pierwsze nacisk na integrację europejską. Im Europa bardziej spoista tym silniejsza a my bezpieczniejsi. Po drugie nacisk na stworzenie militarnego aspektu Unii Europejskiej ( oj nie szybko ). Po trzecie sprawdzona już strategia rozwoju środkowoeuropejskich sojuszy. Być może rozwinięta o szczególną współpracę wojskową. Po czwarte rozwój koncepcji Giedroycia w przeciaganiu naszych wschodnich sąsiadów na zachód. Po piąte wreszcie i chyba najważniejsze wyłaczenie spraw związanych z modernizacją armii z walki politycznej. Armię mamy jedną i jedno bezpieczeństwo. Trzeba na nia chuchać i dmuchać. Trzeba skończyć z marnotrawstwem publicznego grosza na zdegenerowane KRUSy, PFRONy, ZUSy, nikomu nie potrzebne populistyczne fajerwerki w postaci becikowego i innych pierdół oraz gwiazdy fikające na lodzie. Za zaoszczędzone pieniądze budować okrety wojenne (a nie kończyć na kadłubach jak w przypadku "Gawrona"), kupować systemy obrony przeciwlotniczej (czy patrioty czy takie jak na ostatnich targach sprzetu ojskowego produkcji polskiej). Zresztą mądrzejsi ode mnie wiedza lepiej
Znaleźliśmy się w trudnej sytuacji ale nie zwlania nas to ani z konieczności konstatacji rzeczywistości (w zakresie sojuszu z Ameryką) ani z konieczności wykorzystania tych rezerw które mamy. Do roboty!
Inne tematy w dziale Polityka