Jeśli chodzi o katastrofę smoleńską to wiadomo, że nie wolno mieć wątpliwości a nawet jeśli się ma to i tak nie wolno zadawać pytań. A nawet jeśli nam jakieś pytanie do głowy przyjdzie należy pamiętać, że nie jesteśmy ekspertami i na pewno nie jest uprawnione. W kwestii opinii na temat śledztwa obowiązkowa jest natomiast wiara. Wiara w rzetelność instytucji państwa prowadzących śledztwo, wiara w dokumenty przekazywane z Rosji i rosyjską dobrą wolę oraz wiara w opinie ekspertów dobranych przez TVN24. Kto tych zasad nie rozumie ten jest oszołomem, frustratem i pisowcem. Nie wspominając o tym, że może wywołać wojnę.
Poza wzrocowymi frustratami w typie Macierewicza są też tacy, którzy chcieliby zachować pozory naukowego obiektywizmu tacy jak Binienda czy Szuladziński. Jednak ich prawdziwą naturę zdradza choćby typowo oszołomski upór. Nie rozumieją tego, że zadając pytania odnośnie katastrofy, w której zginął prezydent z żoną i połowa politycznej elity kraju dopuszczają się brzydkiego foux pas w czasach kiedy po latach chłodu próbujemy pojednać się z Putinem (nie do końca wiadomo czy On zdaje sobie z tego sprawę ale próbować trzeba) i zagrażają ekeportowi naszych jabłek i mięsa do Rosji. Mówi im się "nie pytajcie". Oni pytają. Mówi im się "nie macie danych". Oni odpowiadają "wy w sumie też". Mówi im się "hahaha" a taki Binienda, nic sobie z tego nie robiąc, bezczelnie wybiera się w objazd po Polsce żeby opowiadać, że do swojego badania założył papierową konstrukcję skrzydła i betonową brzozę a mimo to skrzydło brzozę ścięło.
I co takiemu zrobić? Już nawet "rozsądni" Kleiber i Żylicz zaczęli mówić, że trzeba podjąć dyskusję. Przecież nie możemy z nim podjąć dyskusji. Musielibyśmy się przestać uśmiechać a oszołomstwo, frustracja i pisowstwo mogą być zaraźliwe.
Inne tematy w dziale Polityka
