Swego czasu Siukum Balala uraczył nas pełną grozy opowieścią o swej przejażdżce "marszrutką" po Gruzji. Włos stawał dęba, a włosy siwiały na samą myśl, co ten mój ulubiony podróżnik musiał przeżywać.
Aby uzmysłowić sobie odczucia Siukuma wybrałem się dalej nieco na wschód - do Uzbekistanu z 2 - dniową przejażdżką też po Tadżykistanie.
Takie wspomnienia zawierają różne aspekty, bo czym innym jest kwestia urody i wartości historycznej zwiedzanych obiektów, a czym innym obserwacje zachowań mieszkańców, czy wreszcie sprawy techniczno - organizacyjne wyjazdu. Tu zaznaczę, że jako zawodowy sknera nie zdecydowałem się na skorzystanie z usług biur podróży, a organizowałem sam cały pobyt i to w jednoosobowym wydaniu, co jest zawsze nieco stresujące, a i niekiedy droższe.
Pewnie zatem zamieszczę kilka notek na ten temat poruszając odrębnie poszczególne kwestie.
Tu chcę się odnieść do kultury i umiejętności jazdy samochodem miejscowych kierowców - to z tej racji, że większość podróży "zaliczyłem" taksówkami - niekiedy normalnie, a niekiedy jako tzw. "shared- taxi". To są taksówki, które zbierają pasażerów na danej trasie i jak się zbierze pełny skład - zwykle 4 osoby, to startujemy. Niekiedy są to większe busiki - do 8 osób.
Dla nas nie są to wysokie ceny - zwłaszcza, przy podróży osoby samotnej, która chce jak najwięcej "zaliczyć". Biorąc zaś pod uwagę mój wiek (76), gdybym chciał jeździć tańszymi środkami, to musiałbym poświęcić na to więcej czasu + wysiłku związanego z np. pieszym przemarszem na dworzec itd. I tak przez 10 dni pobytu dość mocno eksploatowałem organizm.
Jeśli popatrzycie na mapę regionu, to zacząłem od Urgenczu na zachodzie (Chiwa), dalej do Buchary, Samarkandy z zaliczeniem wizyty w miejscu urodzenia Timura Lenka (100 km na południe), dalej Tadżykistan (dolina 7 jezior) i do Chodżentu, a na koniec do Fergany przez Kokand i stamtąd do Taszkentu.
Tylko z Buchary do Samarkandy jechałem pociągiem (szybkim - cena porównywalna z taksówką).
Otóż w w Chorezmie (to Chiwa + okolice), kierowcy są niezwykle sprawni. Można powiedzieć, że oczy mają nie z tyłu głowy, a naokoło głowy. Jazda na trzeciego, czy czwartego, a przy skrzyżowaniach i na 5 (dobra pozycja startowa), to norma.
Przyznaję, że jeżdżę długo, ale nie nadążałem za tym stylem. Brak kierunkowskazów przy zmianie pasa. A w zasadzie nie ma co mówić o jeździe pasami - jeździ się tą częścią jezdni, gdzie akurat da się zmieścić swój samochód. Jazda prawie na styk.
Co ciekawe - nie widziałem wypadków i kolizji - obserwowałem samochody, czy mają ślady otarć, czy pogiętych blach.
Jeden przypadek - stłuczka 3 aut - policyjne zablokowało chyba komuś drogę i doszło do stuknięcia. Trzecie stuknęło 2. Musiało to być tuż przed nami; kierowca z trzeciego auta jeszcze nie wysiadł z samochodu. I nie widziałem śladów - to musiało być "tknięcie".
Należy podkreślić, że kierowcy nie reagują emocjonalnie na np. zajeżdżanie drogi, a przeciwnie - ZAWSZE ustępują i robią miejsce tak, by ułatwić jazdę innym. Ale nie reagują też nerwowo, gdy wyprzedza ich ktoś po prawej. Jeśli jest to sytuacja grożąca "stykiem" dawany jest krótki sygnał dźwiękowy. Ale to jest informacja, a nie, że ktoś na kogoś trąbi.
Bardzo podobny styl jazdy, chociaż zwykle przy minimalnie niższych prędkościach, prezentują kierowcy z rejonu Buchary i Samarkandy. Ale to nie dotyczy wycieczki do Shahrizabz (Timur Lenk). Tu kierowca wykazał się nadzwyczajnym kunsztem.
Trasa liczy nieco ponad 100 km, a przebyliśmy ją chyba w 1 h 20 min. Zaznaczyć wszak trzeba, że droga jest kiepska (lata 80-te w PRL), z gliniastym poboczem mocno nierównym. Do tego na znacznej części był wycinany asfalt, co przygotowywało do położenia nowej warstwy. I jeszcze - to droga przez góry.
No cóż. Tej jazdy nie da się opisać. Nie osiwiałem - bo i tak już mam siwe włosy. Nie stawały dęba, bo i tak mam znaczne braki w owłosieniu. Powiedzmy, że było to ciekawe przeżycie. Momenty były, nie, gdy na zakręcie (góry) z linią ciągłą byliśmy "na trzeciego" - to pikuś. Dopiero, gdy pojawiał się czwarty - wtedy był pewien hazard, czy "przyklejając się" do jadącego obok zmieścimy się na jezdni. Mało czasu na zastanawianie przy 120 km/h.
I tylko raz zostaliśmy zrzuceni na pobocze, co wzbudziło nerwową reakcję naszego kierowcy.
Sądziłem, że ta przejażdżka to indywidualne wyczyny kierowcy - większość jadących, a ruch duży, jechała z przyzwoita prędkością 80 - 90 km/h. I tu się myliłem. Bo, co prawda , byłem umówiony na powrót z tym samym kierowcą, ale musiałbym czekać na wypełnienie pasażerami jego samochodu, gdy jego "brat" (u nich wszyscy bliscy to bracia w islamie), akurat potrzebował tylko jednego klienta. Przesiadłem się.
Jazda równie ekstremalna. No, może tylko to, że miał słabe amortyzatory, więc nieco mnie d... później bolała.
Na tym tle jazda przez Tadżykistan był już bardzo spokojna - w stylu zbliżonym do tego, który mamy w Polsce. I podobnie jak u nas - można było spotkać wypadki. Także w Uzbekistanie, w Kotlinie Fergańskiej, jazda indywidualna, bez uprzejmości dla innych. Może to właśnie jest przyczyną wypadków?
I ciekawostka. Już jadąc do Taszkentu, po przekroczeniu gór, na zjeździe drogi klasy autostrady (przygotowania do nowego Jedwabnego Szlaku), zauważyłem stojące auto z problemami. O dziwo - miało polskie blachy.
Na razie tyle.
członek SKPB, instruktor PZN, sternik jachtowy. 3 dzieci - dorośli. "Zaliczyłem" samotnie wycieczkę przez Kazachstan, Kirgizję, Chiny (prowincje Sinkiang, Tybet _ Kailash Kora, Quinghai, Gansu). Ostatnio, czyli od kilkudziesięciu już lat, zajmuję się porównaniami systemów filozoficznych kształtujących cywilizacje. Bazą jest myśl Konecznego, ale znacznie odbiegam od tamtych zasad. Tej tematyce, ale z naciskiem na podstawy rzeczypospolitej tworzę portal www.poczetRP.pl
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości