Widać jak powoli, ale systematycznie zmienia się narracja mediów o nowym amerykańskim prezydencie. Po prostu nie można ignorować tego, jak bardzo w tak krótkim czasie zmieniła się pozycja Ameryki i jej wewnętrzna sytuacja. Choć nie wszystko się Trumpowi udaje, to jednak widać, że się nie zniechęca, uczy się i stara się spełnić wyborcze obietnice. Widać że Trumpa interesuje przede wszystkim własny kraj, w odróżnieniu do Obamy, który był liderem światowych lewackich elit.
Dekrety o obostrzeniach wjazdu dla obywateli niektórych krajów muzułmańskich to mocny znak, że przede wszystkim liczy się bezpieczeństwo własnych obywateli. Ostry kurs z Chinami ma na celu odbudowanie amerykańskiego przemysłu, a twarda pozycja wobec Rosji odbudowuje pozycję USA w polityce światowej. Silne pociągnięcia w Syrii wydają się prowadzić do wyjaśnienia sytuacji. Europa musiała przełknąć pretensje o zbyt małe inwestycje w obronności i wykorzystywanie amerykańskiego partnera nie dając nic w zamian. Co ciekawe tak Chińczycy, jak Putin ustępują pola i gotowi są uznać mocną pozycję Ameryki. Prorocy niebezpiecznego zbliżenia z Rosją zamilkli wobec twardej pozycji Trumpa w sprawie Ukrainy i poparcia dla Europy Wschodniej. Putin wydaje się być zagubiony i wyciszony, po tym jak rozpętał w Rosji „trumpomanię” i okazało się, że Donald nie chce tańczyć tak jak mu zagrają. Reżim Castro może się obejść smakiem i porzucić nadzieję, że USA będzie finansować „transformację”. Jednym pociągnięciem pióra nowy prezydent uniemożliwił dalsze trwonienie pieniędzy podatników na aborcyjne projekty w kraju i zagranicą. Rozpoczął likwidację socjalistycznych eksperymentów Obamy, według którego to państwo i urzędnicy lepiej zatroszczą się o obywateli niż oni sami o siebie. Powrót silnej Ameryki może być korzystny dla wszystkich, dać więcej stabilności i pchnąć świat do przodu. Wydaje się więc, że ipeachment byłby dla Amerykanów strzałem we własną stopę.
Co chcę przez to powiedzieć? Że w polityce i historii liczy się ciągle indywidualność i jednostka. Teraz dobrze widać, że Obama ze swoim wiecznym niezdecydowaniem i niekończącymi się rozważaniami, był intelektualistą zabłądziwszym w świecie polityki. Obama był słabym prezydentem nie dlatego, że był lewakiem, ale dlatego że był słabym prezydentem i z tą funkcją sobie nie radził. Może byłbym dobrym szefem ONZ? Polityka jest jak gra w pokera, gdzie oprócz kart ważna jest umiejętność licytacji, pewność siebie i konsekwencja. Trump gra ostro i mimo krytyk lewaków idzie naprzód. Pamiętamy ze szkoły jak to jest, kiedy słaba nauczycielka nie radzi sobie z dziećmi, które biegają po klasie i obrzucają się papierami. A potem przychodzi nowa pani i od razu wszystko się zmienia. To samo obserwujemy w przypadku Trumpa: „Żarty się skończyły Panowie, pozbierajcie swoje zabawki i żeby mi tutaj był porządek”. Taki jest przekaz, który poszedł w świat i wszyscy go dobrze zrozumieli. Za krótki jest jeszcze czas, aby mówić o skutkach jakiś długofalowych programów, więc dotychczasowe rezultaty to wyłącznie wynik indywidualnej działalności i determinacji nowego prezydenta. Wbrew pozorom nie trzeba wydać dużo pieniędzy, aby coś osiągnąć, wystarczy jasny plan, wiara w swoje idee i wola walki, oraz odwaga ponoszenia ryzyka. W analizach tego co się dzieje w świecie w obecnych czasach zbyt dużo poświęca się czasami uwagi uwarunkowaniom społecznym, kulturowym czy ekonomicznym. Zbyt mało zwraca się uwagi na znaczenie jednostki, silnych przywódców czy wizjonerów. Być może w Europie jest to po prostu spowodowane brakiem takich ludzi w polityce. Można Trumpa krytykować lub nie lubić, ale bezbarwnej osobowości czy braku wizji nie można mu zarzucić. Dlatego ciekawe jest obserwować co on robi i co zrobi.
Komentarze