„Za kilka generacji, będziemy w stanie spojrzeć w przeszłość i powiedzieć naszym dzieciom, że był taki moment, kiedy daliśmy opiekę zdrowotną wszystkim chorym, dobrą pracę wszystkim bezrobotnym, kiedy nastąpił spadek poziomu oceanów a nasza planeta została uzdrowiona, kiedy zakończyliśmy wojny, i daliśmy bezpieczeństwo całemu narodowi, oraz odbudowaliśmy ostatecznie nasz wizerunek, wielkiej nadziei na Ziemi”. Czy te słowa należą do jakiegoś samozwańczego proroka, nieznanej sekty który chce zdobyć nowych wyznawców? Raczej nie. Odpowiedź: słowa te, zostały wypowiedziane na konwencji wyborczej Demokratów, w 2008 roku, przez sprawującego obecnie urząd prezydenta Baracka Obamę. Okoliczność do dokonywania podsumowań, wstępnych analiz, jest doskonała, bowiem zakończył się pierwszy rok jego prezydentury. Dla mnie, niewątpliwym hitem poczynań, były dwie sprawy. Pierwsza to forsowana przez niego, ustawa o ubezpieczeniach zdrowotnych, mająca objąć wszystkich obywateli możliwością korzystania z opieki medycznej, druga to, na pewno wpompowywanie zawrotnych kwot w amerykański system bankowy. Zarówno pierwsza jak i druga kwestia są o tyle kontrowersyjne co ciekawe, bowiem Amerykanie, zarzucają swojemu prezydentowi albo forsowanie chęć wprowadzenia ideologii socjalizmu w wydaniu marksistowskim, bądź paskudną chęć pauperyzacji bogatych warstw społeczeństwa. Z inicjującej zmiany, którą szeroko promował w swoich pierwszych dniach piastowania urzędu, pozostał jedynie pył chęci, który na pewno fundamentalnie nie poprawił ani wizerunku Ameryki na świcie, ani też nie zmienił sytuacji samych Amerykanów.
Zaliczka, której udzielili mu obywatele USA, wybierając go na stanowisko, została po roku roztrwoniona. Jego prezydentura miała być wielkim kontrastem do polityki jego poprzednika G.W. Busha. Poprzedni prezydent pozostawił, wraz ze swoim odejściem, dziurę budżetową w wysokości 1.5 biliona dolarów. Obama swoimi posunięciami zamierza, powiększyć ją jeszcze bardziej. Nawet jego najbardziej zagorzały elektorat zaczyna pękać, widząc szereg poczynań zmierzających do centralizacji, bądź też do nacjonalizacji. A to z kolei mimo ogromnych potoków pieniędzy, mających rozruszać gospodarkę, prowadzi jedynie do jeszcze większej stagnacji. Jak napisał niedawno New York Times: Ludzie którzy mają pieniądze, są zamknięci w czymś w rodzaju kokonu- nie podejmują decyzji, w obawie przed tym co może nagle spaść, w sferze podatkowej, oraz mściwości wobec zamożnych obywateli. Jak wiadomo rosnąca niepewność nie stanowi dobrego stymulanta gospodarczego. Analitycy wskazując tutaj że, huczne ogłoszenie zakończenia kryzysu gospodarczego było przedwczesne.
Zresztą statystyki i sondaże świadczą na niekorzyść obecnego prezydenta USA. Instytut Gallupa, prowadzący badania nad zadowoleniem z prezydentury przedstawił dane, które mówią że w momencie kiedy Obama obejmował urząd, 69% obywateli było dobrej myśli o przyszłości tego urzędu, niezadowolonych było jedynie 12%. Natomiast obecnie zadowolenie wynosi mniej niż 50%. Amerykański prezydent zanotował 21 punktowy spadek, w pierwszym roku urzędowania, i jest to największy spadek pierwszorocznego urzędowania prezydenta od 1930 roku, kiedy to powstał Gallup. Zmiana- którą tak chętnie obiecywał Obama, stała się jedynie symptomem do ewolucji zachowań jego elektoratu, który zawiedziony stylem i wynikami z tęsknotą spogląda na rządy jego poprzedników. Jednocześnie przechodząc do opozycji.
W przeprowadzonych ostatnio badaniach na zlecenie Wall Street Journal/NBC News, wynika że niezadowolonych z rosnącej władzy administracji amerykańskiej jest 53 % obywateli, z działań mających na celu poprawę sytuacji gospodarczej 60%, natomiast z pomocy udzielonej bankom 65% mieszkańców Stanów Zjednoczonych. Poza tym, coraz szerzej mówi się o zamachu na wolność Amerykanów, która ma zostać zastąpiona przez model socjalistycznego państwa, na wzór europejski. Krytycy podkreślają, że Obama w swojej prezydenturze zapomniał o istocie amerykanizmu, dzięki której ten kraj przez ostatnie lata był liderem w każdej dziedzinie. Moim zdaniem, rozwiązanie zagadki sukcesu i poczynań obecnego prezydenta leży gdzie indziej. W projekcie, który zaproponował Amerykanom od samego początku naciskał na pojęcie równości, wśród obywateli. Natomiast fundamentem sukcesów Ameryki była zawsze wolność, przede wszystkim ta w dziedzinie gospodarczej. Stąd też, równość stała się antytezą wolności w tej prezydenturze. Wprowadzenie powszechnej opieki zdrowotnej w USA, dla przeciętnego Europejczyka wydaje się fundamentem funkcjonowania demokracji. Natomiast jest to, w rozumieniu amerykańskiej wolności gospodarczej, projekt nie możliwy do realizacji. Przede wszystkim ze względu na kosmiczny wręcz koszt, a z drugiej strony, niesie on w sobie znamiona zrównania wszystkich obywateli przez pośrednią redystrybucję ich dóbr, a to już jest część istoty socjalizmu. Konstytucja amerykańska, jak złośliwie wytykają krytycy, w żadnym swoim ustępie, nie mówi o równości wszystkich wobec wszystkich a jedynie o gwarancji wolności osobistej, zatem proponowany projekt reform, godzi w fundament państwa. Wydaje się również że Barack Obama, swoimi poczynaniami, coraz wyraźniej mówi głosem czarnej części Ameryki. Dla afro-amerykanów, z gett i biednych przedmieść są to hasła budujące i dające nadzieję. Jednak dla białych mieszkańców tworzących siłę gospodarczą tego państwa, są to puste hasła, niosące zamach na ich wolność. Partia Demokratyczna w 1820 roku w odezwie do swoich czarnoskórych wyborców podkreślała że „Czarni bracia nie są godni bycia obywatelami. Czarni powinni być karmieni, potrzebują opieki medycznej oraz dachu nad głową. Dlatego potrzebują zarządcy”, okazuje się że doskonale parafrazuje tą treść B. Obama, wprowadzając reformy pauperyzujące społeczeństwo. Rozczarowanie wydaje się być tym większe, że przedwyborcze zarzuty o lewicowość zdają się prawdziwe, bowiem od początku kadencji nie potrafił on stworzyć warunków do powstania nowych miejsc pracy, co jest jednym z podstawowych czynników dobrego samopoczucia w amerykańskim śnie o potędze. Natomiast w społeczeństwie amerykańskim, narasta coraz większe przekonanie, iż bez względu na różne poziomy np. etyki pracy, zdolności, doświadczeń, wszyscy obywatele muszą być zrównani do jednego statusu. Czy wydaje się to zbyt przesadne? Moim zdaniem, nie do końca, chociaż wiem że budzi to skojarzenia z czasami PRL-u, jednak z punktu widzenia amerykańskiego wyborcy, załamanie się dobrobytu, stanowiącego podstawę amerykańskiej wolności, jest wynikiem wielkiego niepowodzenia polityki Baracka Obamy. „Można oszukiwać niektórych ludzi cały czas, można oszukać niektórych od czasu do czasu, jednak nie da się oszukiwać wszystkich ludzi cały czas” –jak powiedział A.Lincoln.
cdn.
Inne tematy w dziale Polityka