Znakomity Stefan Kisielewski powiedział kiedyś: „w polityce trzeba najpierw przedstawić się, długo i wyraźnie mówić, kim się jest, i o ile wolno, możliwie jak najgłośniej powiedzieć, czego się chce..”, i wydaje się że tymi słowami całkiem trafnie określił sytuację, z którą mamy do czynienia na Wyspach Brytyjskich. Najpierw kampania wyborcza a w niej manifesty polityczne konserwatystów, laburzystów i partii Liberalno Demokratycznej. W międzyczasie debaty telewizyjne, w których wypada świetnie Nick Clegg, ostatnia prosta wyborcza, prawdziwa rewolucja bowiem Lib-Dem uzyskuje 25% liczby oddanych głosów, a na koniec chaos, rozmowy między ugrupowaniami, których uwieńczeniem jest magiczne słowo „koalicja”. Anglicy odetchnęli z ulgą, bo poturbowana kryzysem gospodarka, a tym bardziej jej obywatele, nie znosi stanu próżni, niepewności, zamienionego ostatecznie na rząd socjalistyczno - konserwatywny. Mieszanka niewyobrażalna jeszcze kilka miesięcy temu. Każdy z polityków, zarówno były premier Gordon Brown jak Nick Clegg i David Cameron, przedstawiali się obszernie i mówili czego oczekują, ale obecna koalicja, każe napisać od nowa wszystkie założenia, manifesty, dzięki którym partie przyciągnęły głosy wyborców.
Zresztą David Cameron, nie pozostawił złudzeń swoim wyborcom we wczorajszym przemówieniu na wspólnej konferencji z Cleggiem, wyraźnie podkreślił, że dotychczasowe wyobrażenie o polityce musi ulec zmianie: „Prezentujemy nie tylko nowy rząd i ministrów. Ogłaszamy nową politykę, nową politykę w której interes narodowy jest znacznie ważniejszy niż interes partyjny, gdzie współpraca zwycięża z konfrontacją”
A ja mimo całej sympatii którą darzę wyspiarzy powtarzam, witajcie w świecie systemu wielopartyjnego, w krainie piekła koalicyjnego, które zamieni waszą spokojną politykę w litanię niekończących się sporów, przepychanek i gróźb rozpadu koalicji. Witajcie w systemie, z którym nam obywatelom tego pięknego nadwiślańskiego kraju przychodzi mierzyć się prawie od trzydziestu lat. I mimo, ogłady i manier, oraz uprzejmości których nie szczędzili sobie na wczorajszej konferencji prasowej liderzy koalicji, powtórzę witajcie w piekle takiej odmiany demokracji, która nie da wam spokoju. A słowa G. Orwella niech pozostaną epitafium przyszłych usiłowań politycznych:
„Bóg czy szatan, jest twój, należysz do niego, ta strona grobu, od której nigdy nie zdołasz uciec, ślady które na dobre zostały w tobie odciśnięte - demokracja to po prostu kulturalna nazwa dyktatury”
Inne tematy w dziale Polityka