Dlaczego ceny nowych mieszkań mogą wzrosnąć o 35% w ciągu jednego roku – pyta dziennikarz pośrednika nieruchomości – na co ten odpowiada, taki wzrost jest możliwy ponieważ właśnie o tyle możemy podnieść ich wartość! Wartość nieruchomości mogłaby wzrosnąć również o 45%, a jaki byłby tego powód? Nie wzrost popytu nad podażą, czy świetne wykonanie budynku położonego tuż przy polu golfowym, jedyny argument na taki wzrost jest następujący: Ceny metra kwadratowego mieszkania rosną, ponieważ najważniejszą przesłanką ku temu jest moje własne przeświadczenie wynikające wprost proporcjonalnie z chęci zysku. Pewnie również dlatego możliwe będzie tzw. drugie dno finansowe kryzysu. W euforii o euro, amerykańskich oklaskach nad końcem kryzysu jedno jest pewne. Nic nie wiadomo. Gdzie są granice – jedyną granicą jest tutaj pycha i niebo.
Podczas gorączki Mórz Północnych w 1720 roku, inwestorzy ładowali pieniądze we wszystkie nowe projekty o najosobliwszych założeniach: „Wydobywanie srebra z ołowiu”, „Handel ludzkimi włosami” a także najsłynniejszego: „Kompania na rzecz realizacji bliżej nieokreślonego przedsięwzięcia wielkiej użyteczności”. W latach dwudziestych XIX wieku w Wielkiej Brytanii powstała firma, która miała osuszyć Morze Czerwone, żeby odnaleźć skarb Porzucony przez Egipcjan po przejściu Żydów. Podobnie działo się na Wall Street w 1987 i 2008 roku, być może spotykamy się z taką sytuacją teraz. Świat giełdy to świat ludzkiej wyobraźni, którą rządzi przypadek nakazujący; jednego dnia euforię inwestycyjną, której uwieńczeniem jest kolor zielony. Kiedy indziej znowu, ten sam przypadek, powoduje smutek, kolor czerwony i obniżenie indeksów. A wniosek z tego jest zasadniczy, giełda to wielka gra pozorów polegająca na tym, czy uda się im (bankierom, maklerom, funduszom inwestycyjnym) zmylić publikę i wykorzystać ją do cna. Podobnie jak każdy kanciarz robiący sztuczki z trzema kartami wie, że powodzenie triku zależy od tego, czy uda się zmylić całą publiczność. Trzeba natychmiast uciszyć każdego człowieka z tłumu, który wskaże, że operacja jest szwindlem. Jeśli się tego nie zrobi, mało kto będzie chętny do zaryzykowania swoich pieniędzy. Na koniec wyznanie finansisty z Wall Street, opublikowane w Atlantic Monthly w trzy lata po krachu z 1929 roku. I jak się okazuje zupełnie nie traci ono na swojej aktualności nawet w 2010 roku.
W dniach, jakie nastąpiły po tej katastrofie, wiem że będzie się dużo mówiło o korupcji i nieuczciwości. Mogę jednak zaświadczyć, że nie na tym polegał nasz problem. Zgubiło nas własne ekstrawaganckie szaleństwo i rojenia o potędze. Bogowie tylko czekali, żeby nas zniszczyć. Najpierw zarazili nas szczególną złośliwą odmianą obłędu. Powracając myślą do tamtych czasów, nie mogę się pozbyć uczucia, że były niczym karty wydarte z księgi 1001 nocy. Ale to przecież nieprawda. Tamten blichtr był realny. Szalone sceny naprawdę się rozgrywały, i to nie raz ale codziennie. I nikt wtedy nie uważał tego wszystkiego za ekstrawagancję. Była to Nowa Epoka. Czuliśmy się jak bogowie i półbogowie. Odwieczne prawa ekonomi obowiązywały zwykłych śmiertelników, ale nie nas. Dla nas wszystko było możliwe. Niebo wyznaczało granicę.
Inne tematy w dziale Gospodarka